poniedziałek, 14 października 2013

10. Nieoczekiwana pomoc cz. III



Młodsza z rodzeństwa Usui została wysłana wraz z Keiko do świątyni. Nie umknęło kobiecie że niebisko-włosa nie jest już uśmiechnięta i wesoła. Dziewczyna posłusznie wykonywała wszystkie polecenia, jednak robiła to automatycznie, była bez życia.
- Pirika, nie bez powodu powiedziałam że to dobrze że w takich chwilach potrafisz odnaleźć szczęście. Potrzebujecie teraz pozytywnej energii, a to nic innego jak przyjaźń, czy nawet miłość.- mimo zachęty do rozmowy Usui nic nie odpowiedziała. Keiko zrezygnowana dodała tylko.- Nie trać nadziei.
- Coś jeszcze dla Pani zrobić?- zapytała tylko.
- Tak, jakbyś mogła to w zachodniej części posiadłości, niedaleko stawu jest mały ogródek. Pozbieraj trochę jaśminu dobrze?- dziewczyna przytaknęła. Wyszła na świeże powietrze, słońce ją nieco oślepiło, lecz po chwili oczy przywykły do światła dziennego. Ruszyła przed siebie. Spokojna okolica, szum drzew i śpiew ptaków nieco ją uspokoiły. Nawet delikatny uśmiech wkradł się na jej bladą twarz. Keiko nauczyła ją jak korzystać z darów natury. Wiedziała jakie zioła na co działają, co pomoże, wzmocni. A jaśmin... był najpiękniejszy, najwonniejszy. Jednak jej uwagę przykuło jednak co innego.
- Horokeu?- szepnęła do siebie. Zaciekawiona obserwowała brata, który prawie nagi biegał i skakał wokół jeziorka. Nieco zbulwersowana podbiegła szybko do chłopaka i już miała zacząć krzyczeć gdy nagła fala zmoczyła ją całą, pozostawiając gdzie nie gdzie resztki mułu na białej i nowej bluzce. Czerwona z wściekłości, z rządzą mordu w oczach uderzyła swojego brata, który wpadł do sadzawki.
- Jak wrócę masz robić pompki!!! A potem przebiegniesz 1000 km!!!!- krzyknęła, po czym odwróciła się i skierowała swe kroki do posiadłości aby doprowadzić się do porządku.

Kropelki potu pojawiły się na czole dziewczyny. Zacisnęła dłonie w pięści, a na jej skroni pojawiły się zmarszczki świadczące o intensywnym skupieniu. Dwa duchy przyglądające się różowo-włosej czekały na jej słowa. Tamamura skuliła się w sobie, coraz mocniej zaciskając wargi. Niespodziewanie wyprostowała się, a jej pusty wzrok świadczył o tym, że ma wizje.
- Udało jej się.- szepnął Konchi na tyle cicho by nie rozproszyć wizjonerki, ale też na tyle głośna aby drugi duch usłyszał. Dziewczyna w końcu zamknęła oczy i rozluźniła mięśnie.
- I co?! I co?- pytali jeden przez drugiego. Jednak Tamao wstała i wybiegła z pokoju.

Wysoki mężczyzna stał przy brzegu rwącej rzeki. Czuł obecność innych duchów, jednak nie przerażało go to tak jak kiedyś. Westchnął ciężko i podniósł wzrok w kierunku słońca. W ręce trzymał drewniany miecz a obok jego ramienia lewitował duch stróż.
- Ciężko było prawda?- zagadnął, uśmiechając się. Wspomnienie ciężkiego treningu u rodu Asakura napawało go dumą.
- E tam przesadzasz.- odparł mu Tokageroh.
- Mam ci przypomnieć że uciekłeś?- duch jakby się nieco zawstydził i zniknął. Natomiast brunet wziął rozbieg i wskoczył do rzeki, o dziwo nie został porwany przez nurt. - Od razu lepiej.- westchnął.
- Masz racje, pierwszy dzień lata dzisiaj.- usłyszał za sobą. Szybko się odwrócił i ujrzał w pełnej okazałości człowieka z którym stoczył najgorszą walkę w całym swoim życiu.
- Tokageroh!!- krzyknął i przyjął pozycje do walki. Ku jego zaskoczeniu szatyn również wskoczył i podszedł dosyć blisko mężczyzny.
- To nie będzie konieczne.- rzekł długowłosy, a kontrola ducha zniknęła.
- Osiągnąłeś szczyt swoich fizycznych możliwości jako szaman.
Mina Ryu wyrażała jednocześnie zdziwienie, pomieszane z radością.
- Nie są one najlepsze ale, więcej nie uda ci się wytrenować.
- Mam nic nie robić?!- zapytał podniesionym głosem.
- Nie.- powiedział długowłosy, a ogromna fala zmoczyła wysokiego bruneta.
- Musisz ćwiczyć refleks i zwinność. Mas być jak jaszczurka- delikatny uśmiech wkradł się na jego twarz, widząc jak Ryu dygoce ze złości.
- Rozwaliłeś mi fryzurę!!! Pożałujesz tego!- krzyknął i zaczął na oślep, z furią w oczach, uderzać swoim drewnianym mieczem. Szatyn z lekkością omijał kolejne zamachnięcia.
- Kontroluj się.- powiedział z drwiną i zniknął. Brunet został sam i po raz ostatni uderzył mieczem o wodę.
- O co mu chodziło?!- zapytał swego ducha zdenerwowany.
- Może... Masz być taki jak ja?- odparł i wypiął dumnie pierś. Jednak widząc, że mężczyzna nadal jest przygnębiony zasępił się również.
- Nigdy nie dorównam Yoh, ani Ren`owi, może nawet jestem słabszy od Trey`a?- szepnął. Wyszedł z wody i powolnym krokiem ruszył w stronę posiadłości.

Nadeszła pora kolacji. Powoli przy stole zbierali się szamani. Różowo-włosa siedziała zdenerwowana rytmicznie uderzając nogą o podłogę.
- Tamao stało się coś?- szepnęła Pirika. Dziewczyna wbiła w nią wzrok.
- Miałam wizje.- odparła cichym głosem.
- I?- Usui czekała na kontynuacje.
- Widziałam Hao w pierścieniu ognia, on... on się bronił przed czymś.
- Powiedziałaś już Yohmei?
- Tak, ale powiedział że moje wizje nie zawsze się sprawdzają.- dziewczyna posmutniała.- Ale ja czuje że to było prawdziwe! Tak właściwie nigdy nie byłam niczego bardziej pewna.
Stojący za dziewczynami Tao przysłuchiwał się tej rozmowie.
- Miałaś wizje z Hao?- zapytał na tyle głośno, że wzrok każdego skierował się na Tamare. Dziewczyna natychmiast zrobiła się czerwona i zaczęła panikować.
- Ładnie to tak podsłuchiwać?- zapytała się zdenerwowana Pirika.
- Chciałem Ci powiedzieć, że masz coś we włosach i przez przypadek usłyszałem o czym mówicie.- powiedział oschłym głosem Tao, po czym spokojnie dokończył butelkę mleka.
- Słucham?- powiedziała Anna swoim spokojnym głosem. Tamamura lekko zaczerwieniona powtórzyła głośniej to samo co przed chwilą.
- Czyżby wielki pan ognia stracił panowanie nad swoim duchem? A może Duch Ognia miał go po prostu dość po tylu latach?!- zaśmiał się głośno Trey.
- Onii-chan!!!- skarciła go siostra.
- Wątpię że będzie Ci do śmiechu gdy przyjdzie nam walczyć.
- Więc myślisz że i tym razem...?- odezwał się po raz pierwszy Yoh. Zaraz po walce w gwiezdnym sanktuarium miał pewne wyrzuty sumienia, które jednak na szczęście ucichły.
- Kto wie...- powiedziała Kyuoyama i odłożyła kubek z herbatą. Czuła to rozdarcie w sercu szatyna. Wiedziała doskonale że ta chwila nadejdzie, wiedziała też że będzie mu musiała pomóc bez względu na to jaką decyzje podejmie.- Może go ruszy sumienie. Poza tym istnieje wiele duchów dających możliwość władania ogniem więc rzeczywiście mógł go ktoś zaatakować.
- Jednak Hao broniący się przed ogniem? Nie zastanawia was to?- zapytała się Jun. Każdy spojrzał po sobie niepewnie. Tak to może być zaskakujące że władca ognia broni się przed ogniem. 
- Widziałem go.- oznajmił wszystkim Ren.- Walczył ze mną.
- Ja też.- wyznał Ryu
- I ja.- dodał Trey.
Informacja nieco zszokowała zgromadzonych.
- Co dziwne każdy z was jeszcze żyje.- powiedziała Anna. Trey w odpowiedzi na tą kąśliwą uwagę zaczął krzyczeć na blondynkę, przez co został uraczony morderczym spojrzeniem dziewczyny i już się nie odzywał.
- Myślę że dlatego bo chciał nas nauczyć czegoś.
- Racja, nie chciał mnie zabić tylko pokazać że mam więcej do zaoferowania.
- Może chce was podejść? Żebyście się do niego przyłączyli?- zapytał Choco.
- Nie... myślę że on się boi i chce nas nauczyć czegoś więcej.
- Ren...- szepnęła jego siostra.

- Jesteśmy jedynymi którzy go pokonali, wiec dlatego nas szkoli. Nie wydaje mi się żeby był przeciwko nam.- to były ostatnie słowa wypowiedziane podczas wieczerzy. Każdy pozostał z własnymi myślami. Jednak wszyscy wiedzieli jedno- że zachowanie Wielkiego było podejrzane. Pozostawało im czekać na kolejny znak.

Późnym wieczorem Yoh siedział na dachu i rozmyślał. Nie tak wyobrażał sobie czasy po turnieju. Król miał zostać wybrany, nawet jeśli nie on by nim był i przeżył rozczarowanie Anny, to i tak świat byłby bezpieczny. Przynajmniej bezpieczniejszy niż teraz. Obok szatyna pojawił się jego Duch Stróż.
- Ciekawe co Hao chce osiągnąć.- powiedział na głos.
- Yoh-dono... Nie ważne co zdecydujesz, pomogę Ci.
- Dziękuje Amidamaru, ale chyba nie ja tu będę decydować.
- Zawsze widzisz we wszystkich dobro, choć najodleglejsze-potrafisz je odnaleźć.
- Nie zawsze.- odparł szaman.
- Myślę że po to dostałeś drugą szanse.- wzrok szatyna powędrował na Amidamaru, w jego oczach można było odnaleźć wesołe iskierki.

Blondynka właśnie wycierała swe włosy w ręcznik, gdy usłyszała rozmowę przez otwarte okno. Każda myśl szatyna ujawniła się przed nią. Pragnienie Yoh o bliźniaku który będzie normalnym bratem, jego drugą połówką duszy, z którym będzie mógł rozmawiać, chodzić do szkoły, wygłupiać się. Spojrzała przez otwarte okno na gwiazdy, siedział dokładnie nad nią. Nie lubiła nie móc nic zrobić. Obiecała mu pomóc. Nie może zawieść ani jego ani siebie. Jednak w tym pragnieniu mu nie pomoże, może jedynie być dla niego wsparciem. Usłyszała jak Yoh zeskakuje, a po chwili idzie korytarzem. Wyszła szybko z łazienki, czekając na niego pod pokojem.
- Anna? Coś się stało?
- Nie.- odparła cicho.- Oyasumi.- odeszła parę kroków lecz głos szatyna ją zatrzymał.
- Chcesz się przejść? Pięknie widać tu gwiazdy.

Szli ramię w ramie. Ona miała wzrok wbity przed siebie, on ręce w kieszeni i spoglądał na niebo. Dookoła panowała idealna cisza, zakłócona jedynie ich krokami.
- Słyszałam waszą rozmowę.- rzekła. Yoh spojrzał na nią i uśmiechnął się.
- Chciałbym żeby mi się udało.
- A jeśli znowu będzie to samo?
- Pytasz czy zdecyduje się zabić drugi raz swojego brata?- dziewczyna mruknęła tylko.- Nie wiem.
- Martwię się. Nie chcę, żebyś przechodził przez to ponownie.- szatyn zerknął na Itako. Zdziwiła go ta otwartość. Tylko ona wiedziała co się w jego sercu działo zaraz po turnieju i tylko jej zawdzięcza to, że wyszedł z tego.
- Musisz kiedyś znowu zrobić omlety.- powiedział, przypominając sobie widok Anny w kuchni.
- Nie wiem czy będę miała okazje.
- Po prostu obiecaj że je jeszcze zrobisz.
- Obiecuje.- oboje spojrzeli na nieboskłon który odbijał się w stawie. Zerknęli na swoje odbicia, następnie na siebie nawzajem. Na twarzy Yoh pojawił się uśmiech, a w głowie zrodził się plan.
- Nawet o tym nie myśl Asakura bo sam wylądujesz w tej sadzawce. - szatyn zaśmiał się nerwowo.
- Ciebie nie da się zaskoczyć.- powiedział zrezygnowany. Nagle zawiał mocny wiatr, słychać było trzask okien z posiadłości. Oboje nie mieli ochoty powrotu do swoich pokoi. Yoh wiedział, że będzie mu ciężko zasnąć.
- Znowu masz problemy ze snem?- zapytała medium.
- Nie.- odparł pewnie. Jednak przypomniała mu się pewna scena sprzed kilku miesięcy.

Spał. Chciał się obrócić na bok jednak coś mu przeszkodziło. Otworzył oczy i ujrzał Annę. Spała skulona, głowę miała opartą na jego ręce. Obok zauważył miskę z wodą i zwiniętym ręcznikiem. Dotknął swojego czoła które jeszcze było mokre. Musiał znowu się gorzej poczuć w nocy, nawet nie wiedział że tutaj była. Pewnie krzyczał przez sen i ją obudził. Po raz kolejny. Westchnął ciężko, przez co dziewczyna poruszyła się i kilka kosmyków opadło na jej twarz. Niepewnie odgarnął je za ucho, dotykając policzka. Był zimny. Chłopak zauważył dopiero teraz, że blondynka drży. Była cala zmarznięta. No tak- pomyślał- jest zima a okno jest otwarte. Wiedział, że Anna go zabije jak się obudzi ale przykrył ją częścią swojej kołdry, przybliżając się jednocześnie. Dziewczyna była zimna, lecz gdy tylko poczuła coś ciepłego na jej twarz wdarł się delikatny uśmiech, drżenie zostało zastąpione przez rozluźnienie się. Blondynka czując coś ciepłego przysunęła się bliżej, opierając głowę na jego ramieniu. To był drugi raz gdy była tak blisko niego.

Na wspomnienie tej sytuacji serce zabiło mu mocniej, a na twarzy pojawił się delikatny rumieniec. Zasnął wtedy szybko i spokojnie, to była ostatnia noc z koszmarami. Anna widząc co szatyn sobie przypomina odwróciła szybko wzrok. Niespodziewanie poczuła koło swojej dłoni jego. Wplótł palce między jej i powiedział tylko:
- Chodź.
Dziewczyna nie protestowała. Wręcz odwrotnie, pragnęła teraz tego jak nic innego. Chciała żeby był blisko. Chciała go czuć. Wyrównała kroku, lecz nie odważyła się spojrzeć na szatyna. Szli w milczeniu aż stanęli pod jej pokojem. Był ostatni na długim korytarzu.
- Oyasumi- szepnął. Jednak blondynka zacisnęła mocniej dłoń. Wystraszyła się sama swojej reakcji i wyrwała rękę z uścisku. Podniosła wzrok i ujrzała parę ciemnych dużych oczu wpatrujących się w nią z zastanowieniem. Po chwili poczuła jego ciepło, to wewnętrzne, które tylko od niego bije. Szatyn otworzył drzwi do jej pokoju. Dziewczyna zrobiła krok do tyłu, on do przodu. Ujął ja drugą ręką i spojrzał głęboko w oczy. Uśmiechnął się, tak jak jeszcze nigdy. To był uśmiech tylko dla niej, tylko ona będzie go oglądać. Widziała w nim uczucie przeznaczone dla osób wyjątkowych. Przyjemny skurcz brzucha pojawił się u obojga. Ślina została połknięta. Ręka Yoh wplątała się delikatnie we włosy Kyoyamy, a on sam przybliżył swoją twarz. Anna zacisnęła mocniej uścisk ich dłoni. Zamknęła oczy, czując się szczęśliwa jak nigdy. Usta ledwie dotknęły jej własnych. Przepełniona nowym uczuciem z iskierkami w oczach spojrzała na szamana. Bez słowa położyli się na macie blisko siebie, ich ruchy choć skrępowane, były pewne. Chcieli mieć siebie blisko. Serce biło szybciej, jednak radosne jak nigdy. Anna wtuliła się w tors szatyna i po chwili poczuła jak oplata ją jego dłoń, a usta składają pocałunek na czole. Przytulił mocno medium. Natomiast blondynka poczuła jak każdy problem oddala się od niej, czuła spokój, bezpieczeństwo. Zacisnęła dłoń na jego barku bojąc się że to przyjemne uczucie zaraz zniknie. Że to ciepło, do którego tak bardzo lgnie wymknie się.
- Nie bój się zostanę- szepnął jej do ucha po czym lekko odsunął od siebie, aby ujrzeć twarz dziewczyny. Tak bardzo się różniła od tego co pokazywała w ciągu dnia, że Yoh mógłby przysiąc że to mu się tylko śni. Ale to była jego Anna i niech będzie taka tylko przy nim. Po raz kolejny zbliżył swoją twarz i tym razem nie tylko musnął ją wargami. Delikatnie rozszerzył swe usta. Rękę wplótł we włosy, chciał poczuć ją mocniej. Przywarli do siebie na krótko, choć obojgu to wystarczyło by poczuć miłe uczucie w środku. Lekkie zdenerwowanie, połączone z przyjemnością.

Z oddali wyrwał ją ze snu odgłos budzika. Dziewczyna powoli otworzyła oczy i poczuła jak ktoś przytrzymuje ją ręką. Spojrzała w bok. Yoh spał koło niej zupełnie się nie przejmując dzwonieniem budzika. Było w pół do ósmej. Zerknęła na rękę szatyna która ją przytulała. Wyłączyła brzęczący zegar i odwróciła się przodem do Asakury.
- Yoh...- szepnęła.- Yoh?- przybliżyła się i złożyła delikatny pocałunek na jego ustach. - Chyba mam nowy sposób budzenia Cie.- powiedziała widząc jak szaman otwiera oczy.
- A ja zasypiania.- Anna zaśmiała się. Asakura oniemiały patrzył na dziewczynę. Zadziwiająco piękna. Chciał ją codziennie widzieć taką szczęśliwą. Oboje zmieszani leżeli naprzeciwko siebie. Napawali się tą chwilą, która mimo że podobna do dwóch poprzednich wydarzeń różniła się wszystkim. Tym razem każdy skrawek ciała pragnął poczuć ciepło drugiej osoby. Zawstydzeni, jakby poznawali się na nowo, jakby te wszystkie lata nagle wyparowały i byli dla siebie zupełnie nowymi osobami. A mimo to smukła łydka dziewczyny leżała między nogami szatyna. Ręka gładziła go po twarzy, a on niczym zwierze wtulał się w delikatną dłoń. Sam obejmował Annę, obawiając się że zaraz zniknie, wymknie mu się. Letni powiew z otwartego okna dotarł do nich, sprawiając że kosmyki włosów poruszyły się delikatnie. Zapowiadał się na prawdę ciepły dzień.

Śniadanie przebiegło w tradycyjny sposób. Horokeu prosił o trzecią dokładkę, Ren pił drugi kartonik mleka, a Ruy wniebowzięty, że jego protegowany dzisiaj wychodzi ze szpitala krzątał się po kuchni. Wszystko wskazywało na to, że szamani odzyskali nadzieje na uratowanie świata. Dobry nastrój nie opuszczał ich nawet po ogłoszeniu ilości ćwiczeń do wykonania.
Podczas biegu każdy z chłopaków z dziwnym uśmiechem zerkał na Yoh. Szatyn mając słuchawki na uszach zupełnie odpłynął, nie widząc podejrzanych min przyjaciół. Z uśmiechem na ustach biegł wytyczoną trasą, nie czując zmęczenia. Dopiero dochodził do niego fakt, że spędził noc z Anną, że ją pocałował, że ją przytulał, że mógł jej dotknąć. Zawsze należała do niego i chyba zawsze ją na swój własny sposób kochał. Rozradowany przyspieszył tempa, a pozostała gromadka została daleko w tyle szeptając między sobą.
- Ren, a ty co widziałeś?- zapytał Ryu.
- Mam własne życie prywatne.
- Z moją siostrą.- powiedział oskarżycielsko Trey. Tao w momencie zrobił się czerwony. A jego "nie wiem o czym mówisz" zabrzmiało komicznie. Widząc, że nie dadzą mu spokoju poszedł w ślady Yoh i opuścił przyjaciół.

Anna cicho nucąc jedną ze swoich ulubionych piosenek, robiła właśnie herbatę dla siebie oraz Tamao. Stojąc w kuchni, tyłem do wejścia oraz pochłonięta rozmyślaniem nad nocą nie zauważyła jak ktoś się do niej skrada. Szatyn położył ręce na jej tali, a głowę oparł o ramię. Itako lekko drgnęła, a jej serce przyspieszyło.
- Pić.- usłyszała tylko.
- Asakura!- warknęła w jego stronę. On się zaśmiał beztrosko i odszedł parę kroków aby nalać wody. Zerknął na dziewczynę, czuł rozpierającą go energie. Uśmiechnął się tylko tak jak on potrafi, dał całusa w policzek i wyszedł z kuchni. Anna lekko zarumieniona zalewała drugi kubek wrzącą cieczą, gdy nagle usłyszała szmer.
- Drugi raz się nie nabiorę!- powiedziała, lecz gdy się odwróciła jej oczom ukazał się ktoś zupełni inny, a jednocześnie tak podobny.
- Hao?!- krzyknęła widząc długowłosego, ledwo opierającego się o framugę. Z jego boku na podłogę sączyła się obficie krew, a on wyglądał na wycieńczonego. Upadł przed medium, tracąc przytomność.
- YOH!!!- krzyknęła na tyle głośno, aby chłopak ją usłyszał. Przy okazji i cala reszta przyjaciół. W tempie natychmiastowym zjawili się w pomieszczeniu. Anna klęczała przy ciele chłopaka, próbując go delikatnie odwrócić.
- Co się stało?- zapytał szatyn. Nieco się przeraził widząc Annę we krwi.- Nic ci nie jest?!
- Nie. Pojawił się w kuchni i upadł. Nic nie mówił nawet nie chciał atakować!- odpowiedziała przejęta.
- A co jeśli to jest podstęp?- zapytał Morty.
- To najwyżej damy się nabrać, ale myślę że należy mu pomóc. - rzekł stanowczo szatyn. Tao tylko prychnął i założył ręce na piersi, dając tym samym do zrozumienia że on tak łatwowierny nie jest. Lee Pyron podniósł długowłosego i przeniósł na stół, na którym był już rozłożony ręcznik. Jun starannie obmyła ranę, z której nadal sączyła się krew.
- Trzeba będzie zszyć.-oświadczyła. Każdy spojrzał po sobie.- Potrzebujemy Fausta.- dodała. Anna wzięła ten obowiązek na siebie i juz po chwili słychać było sygnał w słuchawce.
- Witaj Faust, z tej strony Anna. Nie obchodzi mnie jak to zrobisz ale masz się zjawić w Izumo natychmiast.- powiedziała.
- Witaj Anno- usłyszała melodyjny głos mężczyzny.- Myślę że jutro mógłbym się już zjawić.
- Jutro?- westchnęła- Dobrze. Czekam.- zakończyła rozmowę. Spojrzała na swojego narzeczonego, który był cały blady. Obawiała się tej chwili. Dokładnie czuła co się dzieje w sercu szatyna. Każde jego uczucie napełniało ją, każda jego myśl stawała się też jej. Chłonęła jego obraz duszy co raz mocniej, pragnąc uwolnić go od tego cierpienia. Obok niej pojawił się maleńki czarny płomyk, który z każdą minutą rósł. Im bardziej ona zagłębiała się we wnętrze Yoh, tym twór stawał się większy.
- Yoh...- szepnęła sama do siebie przerażona. Przecież nawet w najgorszym momencie jej życia, kiedy myślała że już nigdy nie zobaczy Asakury nie pojawiły się Oni. A teraz wystarczyła chwila, nie wielki bodziec. Nie wiedziała co ma robić. Stała przerażona na środku kuchni, nogi we krwi, ręce we krwi, na jej policzku również pojawiła się smuga po cieczy. Sukienka też nasączona, stała się nagle ciężka. Do jej głowy przechodziły wspomnienia Yoh. Te noce po turnieju kiedy budził się z krzykiem, z bólem serca, ledwo łapiąc oddech, z przerażeniem w oczach, ze łzami na policzkach. Stała, a obok jej dłoni pojawił się drugi płomyczek. Wszystko dookoła działo się jakby w zwolnionym tempie. Jun opatrywała ranę Hao, Yoh z Morty`m pomagali jak tylko mogli. Trey wraz z Ren`em odciągali Pirike, która widząc tyle krwi zaczęła panikować. Choco stał z boku wraz z Ryu gotowi na wszystko. Do blondynki chciała podbiec Tamao, jednak dziwny płomyk nie pozwalał jej na to.
- Anno!- zawołała wystraszona, rozmasowując rękę w miejscu gdzie została odepchnięta od Itako. Wzrok szatyna na chwilę przeniósł się na medium. Pusty wzrok, zupełnie beznamiętny, ręce bezwładnie opuszczone wzdłuż ciała, stała blada we krwi jego brata.
- Reishi...- zdołał wyszeptać. Kolejna fala wspomnień z Osorezan. Pierwsze spotkanie, Matamune, Oni. Ale dlaczego? Podbiegł do niej zostawiając Jun samą. Mimo siły z jaka ogniki nie chciały jego dopuścić, przebrnął przez barierę i spojrzał dziewczynie w oczy. Krzyczał, potrząsał nią mimo to płomienie rosły na sile. Jako jedyny był w stanie poradzić sobie z tym wtedy, więc nikt mu teraz nie pomoże. Wziął kilka głębokich oddechów. Wrócił myślami do wczorajszej nocy. Kawałek po kawałku, z każdym zapamiętanym szczegółem. Spokój, jej dłoń wpleciona w jego, jej usta na jego, jej ręce na nim. Ta bliskość, szczęście, a wreszcie i miłość. Nieskazitelna, czysta, świeża, nowa. Anna zacisnęła dłonie. Zamknęła oczy, skupiła się na obrazach szatyna, wspomnieniach. Kilka głębszych oddechów. Oddychaj, głęboko, zerwij to połączenie z Yoh!!- krzyczała sama na siebie w myślach.  Stanęła wyprostowana, a czarne ogniki zniknęły. Przytaknęła na znak że już jest dobrze. To trwało może kilkanaście sekund, nie zostało nawet przez nikogo zauważone. Ale mimo to zdarzyło się. Po tylu latach ponownie. Spojrzała na siebie. Wszędzie była krew. Nogi ugięły się pod nią, jednak w porę przytrzymała się blatu. Po kilku minutach udało jej się dojść do siebie. Weszła do łazienki aby zmyć z siebie krew najpotężniejszego Asakury.

Yoh pomagał Jun jak tylko mógł. Rana musiała być dobrze zdezynfekowana, ponad to istniało wiele innych cięć którymi również należało by się zająć. Dziewczyna z mikroskopijną szczegółowością opatrywała każdą głębszą ranę. Następnie Asakura został przeniesiony do pokoju Yoh. Szatyn usiadł w kącie zerkając raz po raz na swojego brata. Szczerze liczył na jego zmianę. Może nie od razu, może po pewnym czasie uda im się porozmawiać. Bez walki. Tylko czy mają ów czas? W Yoh nagle coś pękło. Pochylił się nad bratem, chowając twarz w dłoniach.  Pragnął z całego serca, aby mu wybaczył, aby przeżył i mógł mu powiedzieć jak bardzo go przeprasza. Że pragnie stać się lepszym bratem. Z jego rąk skapywały kolejne łzy. Jedna trafiła na policzek długowłosego i spłynęła, wsiąkając we włosy. 

Rozległo się pukanie do drzwi. W toku wydarzeń wszyscy zapomnieli o Lysergu. Drzwi otworzył mu Morty jednak widząc wyraz twarzy Oyamady, Anglikowi nieco zrzedła mina.
- Co się stało?- zapytał wystraszony.
- Wejdź.- zaprosił do środka. Zielono-włosy zrobił kilka niepewnych kroków, rozejrzał się po pomieszczeniu, jednak nie zanotował nic niezwykłego. Manta przerażony, że to na nim spoczął obowiązek opowiedzenia Lysergowi co miało miejsce kilka godzin temu, uradowany ujrzał Annę. Zdecydowanie ona lepiej to zrobi.
- Wiem, że to nie mój dom aby o tym decydować, ale widzisz jakie skutki miało unoszenie się przeciwko Hao… więc albo będziesz posłuszny albo się pożegnamy.
- Zrozum, że on zabił…- jednak nie dane mu było dokończyć, gdyż weszła mu w  słowo medium.
- Twoich rodziców, tak wiem. Wszyscy o tym wiedzą, ale jesteś już duży więc przestań się użalać na sobą.- powiedziała to głosem tak beznamiętnym i wyzutym z jakichkolwiek emocji, że Lyserga bardziej to dotknęło niż jakby krzyczała. Blondynka odwróciła się plecami do rozmówcy i zaplątała dłonie pod piersiami. – Kiedy Ciebie nie było…- zaczęła ciszej i już swoim normalnym tonem.- … trochę się zmieniło. Hao… on się pojawił.
- Coo? I gdzie jest teraz?!- mówił podniesionym głosem Anglik.
- Na górze. Jednak zanim coś powiesz musisz wiedzieć, że jest ranny. Na tyle poważnie, że leży nieprzytomny. – zapanowała cisza w pomieszczeniu. – Musisz w końcu zdecydować po której stronie stoisz.- dodała na odchodne.
***
Hej wszystkim, myślę że wzbudzi w was ta część sporo emocji. Od rzygania tęczą (wątek romantyczny) po troszkę smutania i niepokoju. Jednak akcja się rozkręca co raz bardziej i nieuchronnie zmierzamy do końca. Nie wiem nawet czy dojdę z notkami do 20. Ale to jeszcze nie teraz, liczę że się podobało i że chcecie wiedzieć co się dalej stanie. Pozdrawiam was i czekam na nowe części na waszych blogach, paaa ;*

6 komentarzy:

  1. Jak miło dodałaś taki cudowny rozdział ^^
    To co napisałaś o Yoh i Annie jest Kawaii, biedny Haoś co mu się stało. To pewnie związane z wizją Tamao. Wyrzuty sumienia Yoh, mnie przerażają, ale ja też u sibie na blogu to robię , więc nie winię. Wcale mu się nie dziwię, ze chce mieć normalnego brata z którym robili by Asakurzaste rzeczy , jednak mam nadzieję, że jeszcze do tego dojdzie. ale ja nic nie sugeruje xD
    Czekam na rozwinięcie wątku
    Pozdrowionka :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Yoh i Anna są cudowni <3 Podoba mi się, że wszystko było takie naturalne, bez zbędnej przesady - idealnie oddałaś uczucia bohaterów :) Mimo, że Anna nie jest jedną z piątki moich ukochanych bohaterów, bardzo ją lubię i naprawdę zrobiło mi się jej szkoda, kiedy reishi tak bardzo ją przytłoczyło. Mam nadzieję, że kiedy Hao odzyska przytomność to pomoże Annie zapanować nad tym...
    A skoro już jesteśmy przy Hao - co mu się stało? Nie podoba mi się, że jest tak poraniony... Co on w ogóle wyprawiał??? Dobrze, że Faust przybędzie niebawem, bo mogłoby się to skończyć bardzo źle... No i liczę, że pogodzą się z Yoh... Nie będę tu robić wywodu o tym, że są braćmi i na Króla Duchów, nie powinni się kłócić, bo tę gadkę pewnie już słyszałaś nie raz :)
    Pozdrawiam i czekam na rozwój wydarzeń! :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Prawie padłam ze śmiechu, kiedy Ryo wkurzył się na Hao o zepsutą fryzurę. Jakby zapomniał, że Hao może go zgnieść w sekundę. I pomysł, że Hao im doradzał, co mają zrobić, aby stać się silniejszymi.
    Miło, że w końcu wyznali między sobą, że ich odwiedził. Nie ma to jak komunikacja międzyludzka.Dziwiłam się, że nie wywlekli tego wcześniej. Chociaż, Tamao jest zbyt nieśmiała, żeby z czymś takim wyskoczyć, Ren za dumny, Horo... jest sobą. No, a Ryo jest otwarty i szczery, więc w sumie to ma sens, że pierwszy o tym powiedział.
    Wątek Yoh/Anna w pełnej krasie. Aż się zarumieniłam. I ile tego napisałaś, gratuluję! Ja nie umiem pisać romantycznych scenek, to ponad moje siły. Yoh i Anna zachowują się teraz jak podczas miesiąca miodowego, tacy lovey dovey są :]
    Biedny Hao! Kto lub co go tak urządziło?! Trzeba jemu/jej/temu skopać tyłek albo ogólnie skopać! I niech Faust się pośpieszy, proszę!
    Może teraz w końcu bracia dojdą do porozumienia? Szczerze mam taką nadzieję.
    Pisz dalej!

    OdpowiedzUsuń
  4. Przeczytałam już wcześniej, ale jakoś nie mogłam się zabrać za skomentowanie^^' Teraz czas to nadrobić;)
    Początek taki średnio optymistyczny:/ Serio, Ren to czasami naprawdę zapomina instrukcji obsługi mózgu...== I w ogóle nie rozumiem, po co ten oschły ton? Czyżby dzisiaj oprócz mózgu zapomniał też wziąć dobrych manier? Ech, mężczyźni...
    Wizja Tamao mnie mocno zaniepokoiła. Jak to, Haoś ma kłopoty?:( I nie ma przy sobie nikogo, kto mógłby mu pomóc?:(( Rzeczywiście to może być prawda, że "trenował" chłopaków dlatego, że wiedział, iż nadciąga jakieś niebezpieczeństwo. I to jeszcze ogień? Co tam się, do jasnej chusteczki, dzieje?O.o
    Dobrze, że mogliśmy na chwilę oderwać się o tych zmartwień i dowiedzieć się, że Yoh i Anna zrobili to, co powinni zrobić już dawno;D No przecież to jasne, że są dla siebie stworzeni:3 DObrze, że wreszcie pokazali sobie, że nie muszą mieć ku temu żadnych wątpliwości;) I wcale nie rzygałam tęczą;D Bardzo ładnie Ci to wyszło. Chciałabym też tak umieć opisywać wątki romantyczne... Nie, wróć. Chciałabym umieć opisywać jakiekolwiek wątki==
    A skoro już nam się tak miło zrobiło, to... o tak, pomartwmy się znowuXD Kurczak no... Ranny Haoś:( Co się stało? Kto mu to zrobił? I czy nie czycha teraz na Yoh i jego przyjaciół?:( I jakby tego było mało, to jeszcze reishi Anny znowu dało o sobie znać:/ Ech, kłopoty to naprawdę wykazują się niezwykle silnym instynktem stadnym^^'' I jeszcze biedny Yohś się tyle martwi...:( Okej, wprawdzie nie wierzę, że mogłabyś uśmiercić teraz Hao, ale i tak mi smutno, kiedy czytam o smucącym się Yoh:( Mam nadzieję, że w następnym rozdziale wynagrodzisz mu (i miXD) to możliwością pogodzenia się z bratem;D
    A Lyserg niech tylko spróbuje tknąć Hao...
    Rozdział się bardzo podobał:) Buziaczki i czekam na next;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam, witam. Dopiero co natrafiłam na Twoje opowiadanie i całe przeczytałam. Muszę przyznać, że początek mnie bardzo uradował. Chciałam przeczytać bloga, który miałby się zaczynać od tego momentu, co twój, za co Ci bardzo dziękuję. Dalej byłam pewna, że chodzi o wznowienie Turnieju, więc zaskoczyłaś mnie z tą całą gwiazdą przeznaczenia. Ogólnie naprawdę podoba mi się twój blog, ale jest dla mnie pewna niejasność. Hao niby był duchem, tak? To teraz stał się tak po prostu człowiekiem? Jak tak, to jakoś to nikogo nie zdziwiło. Rozumiem, że był ranny i to ciężko i nie było czasu, ale za mało opisu tej sytuacji. Tak samo jak ukazał się Renowi, Ryo i Horo Horo to był duchem czy materialny? Moim zdaniem mogłaś to jakoś wytłumaczyć, chyba że to ja jestem niekumata. Wstawiaj szbciej, bo zżera mnie ciekawość, co z hao. I jak ok 20 rozdziałów? Ma być więcej! I ogólnie Yoh i Anna są tacy uroczy. Czekam na rozwinięcie wątku- Ren i Pirika

    OdpowiedzUsuń
  6. Och, czekałam że zrobią coś więcej, w sensie Yoh i Anna. Hao nagle się pojawia w kuchni, cały we krwi, och nie dobrze mam nadzieję, że się obudzi i wyjaśni, co się wydarzyło 😀 Mam takie wrażenie, że zaczęli się interesować Yoh.

    OdpowiedzUsuń