sobota, 16 listopada 2013

12. Rodzina.



Szatyn niepewnie szedł w stronę pokoju, za drzwiami którego znajdował się jego przodek. Odgłosy kroków zlały się z biciem jego serca. Serca pełnego miłości i zaufania, którym chciał obdarzyć swojego brata. Teraz już wiedział na pewno, że nie potrafiłby go zabić ponownie. Za wiele to go kosztowało poprzednim razem, ponad to zrobił to wbrew wyznawanym przez siebie ideom. Delikatnie przesunął drzwi i zerknął do pomieszczenia. Jego rodzina siedziała na około posłania, gdzie leżał Hao.
- Wejdź Yoh, nie chowaj się tak.- usłyszał karcący głos swojej babci. Szaman posłusznie wszedł do pokoju i usiadł dokładnie w tym samym miejscu gdzie ostatnio. Niczym niezmącona cisza zapanowała w pokoju.
- Nawet na mnie nie spojrzysz?- odezwał się długowłosy. Yoh drgnął niespokojnie. Zacisnął położone na kolanie, dłonie w pięści ze zdenerwowania.
- Od tamtego dnia obiecuje sobie jedno, jednak za każdym razem, gdy Cię widziałem wzbierała we mnie złość.- zaczął szatyn, lecz zawahał się na moment.- Złość na samego siebie, że nie potrafiłem do ciebie dotrzeć, spokojnie porozmawiać i że wybrałem opcje nie tylko narzuconą przez innych, ale i najgorszą. Musisz wiedzieć, że żałuje tego.- głos co raz bardziej mu drżał.- Przepraszam Hao. Wybacz mi...- głowa jakby bardziej mu zawisła. Zgromadzeni w pomieszczeniu zerknęli zdenerwowani na Yoh. Nie spodziewali się u niego skruchy. Odczuli to jako przejaw bunty wobec nich samych, ponad to jasno dał do zrozumienia że ma do nich żal. Ojciec bliźniaków miał już coś powiedzieć, lecz przerwano mu.
- Wzruszające.- długowłosy przewrócił oczami.
- Oboje wiemy że to co mówię jest szczere, przecież to wyczuwasz.- mimowolny uśmiech pojawił się na twarzy młodszego z bliźniaków.
- I co myślisz, że nagle staniemy się przykładnymi braćmi?- zapytał z przekąsem.
- Nie.- zaśmiał się Yoh.- Na początek możesz nam pomóc z Gwiazdą Zniszczenia, a potem się zobaczy.- spoważniał na chwilę.- Wiem, że szukałeś Księgi Przeznaczenia. Domyślam się też po co, a co za tym idzie- chcesz nam pomóc. Obiecuje, że żadna krzywda Ci się nie stanie. Ponad to Faust ma dzisiaj przylecieć, więc trafisz w dobre ręce.- to było równoznaczne z końcem rozmowy. Mimo niechęci Hao, Yoh wydawał się być szczęśliwy że dostał drugą szansę.  Wierzył uparcie, że tym razem uda im się dojść do porozumienia. Głęboko gdzieś nawet marzył aby to co teraz wydaje się niemożliwe w przyszłości stało się prawdą. Może wspólne działanie zbliży ich do siebie. Póki co owe „może” było nie do przeskoczenia, więc należy działać krok po kroku. Wstał i zostawił swojego brata z resztą rodziny, która najwyraźniej miała zamiar pilnować swojego przodka przez resztę dnia. Zasuwając drzwi ujrzał, że Anna czeka na niego. Uśmiechnął się tak jak zwykle i podrapał się po głowie z lekkim zakłopotaniem. Nie bardzo wiedział co ma powiedzieć.
- Lyserg jest w salonie.- powiedziała cicho nawet na niego nie patrząc. Yoh zrozumiał, że powinien pójść do niego.- Jak skończysz to zrób potem trening koteczku.- dodała jeszcze i skierowała się do swojego pokoju.

W salonie razem z Anglikiem siedzieli także Horokeu, Ren oraz Morty. O dziwo panowała w pomieszczeniu cisza, w dodatku dziwna aura biła od nich. Siedzieli z pochylonymi głowami, nie patrząc na siebie w ogóle. Każdy bił się ze swoimi myślami. Nawet nie zwrócili uwagi na Choco, który próbował ich rozbawić. Stał przed nimi i wygłaszał swój kolejny z serii dowcip. Do pomieszczenia wszedł Yoh. Jednak widząc panującą atmosferę, aż się cofnął. Zerknął na McDaniels`a jednak on tylko wzruszył ramionami.
- Ej…- zaczął niepewnie. – Chłopaki… musimy jeszcze zrobić dzisiejszy trening.- powiedziawszy to, jeszcze bardziej się wystraszył bo każdy z nich jakby został zupełnie znokautowany. Postanowił jeszcze raz do nich przemówić.- Rozmawiałem z Hao i prawdopodobnie ma Księgę Przeznaczenia.- zanotował lekkie poruszenie u przyjaciół.
- I tak nam jej nie da.- powiedział beznamiętnym głosem Lyserg.
- Ale sam fakt, że jej szukał oznacza, że chce nam pomóc.- odpowiedział Yoh.
- Albo zniszczyć, żebyśmy nie mogli nic zrobić.- do rozmowy wtrącił się Ren. Szatyn widząc, że nie może nic zdziałać dodał że wychodzi na trening, bo woli zjeść dzisiejszą kolacje. Po chwili namysłu, lecz bez entuzjazmu, reszta pobiegła za nim. Jedynie Manta został na swoim miejscu i ciężko westchnął nad swoim losem. Chciał się do czegoś przydać, coś zrobić, jednak jak zwykle jedyne co mu zostało to sprzątanie lub pomoc w kuchni. 

Hao leżał sam w swoim pokoju, obok posłania znajdowała się miseczka z kolacją oraz szklanka wody. Spojrzał na jedzenie i z ogromną chęcią zjadł swoją porcję, nie przyznając nikomu, że to najlepsze co miał w życiu w ustach. Każdy teraz siedział przy kolacji. Ren z Horo nadal nie rozmawiali ze sobą, Lyserg podczas treningu przemyślał słowa Anny i z trudem doszedł do tego samego wniosku co ona. Ryu miał dzisiaj jakiś pechowy dzień w kuchni więc mówił tylko Mancie co ma robić, przez co nieco wzrosła samoocena Oyamady, gdyż wszyscy chwalili posiłek. Przy stole brakowało tylko Kyoyamy.
- A gdzie Anna?- zapytał się Yoh
- Zaraz spadnie jak kasza manna!- odpowiedział Choco. W tym samym momencie zabójczy wzrok Tao oraz Usui skierował się na McDanielsa.
- To był Twój najgor…- powiedzieli równocześnie i spojrzeli na siebie. Tao westchnął ciężko i dodał cicho.- Czyń honory.- niebiesko-włosy przytknął i jako pierwszy ruszył na Choco, a zaraz zanim podążył Ren. Zostawiając ich samym sobie, reszta wróciła do spożywania posiłku.
- Nie rozumiem…- stwierdził zrezygnowany Mikihisa, co wywołało ogólny śmiech.

Blondynka od popołudnia siedziała w swoim pokoju. Przed nią leżała nie wielka książka. Zwykła okładka, pożółkłe kartki i zapach kadzideł z rodowej biblioteki Asakurów.
- Amitsu…- wyszeptała cicho. Wstydziła się przyznać, że bardzo podobało jej się to imię. Tym razem normalnie przeczytała zapiski swojej rodzicielki. Obyło się bez żadnych szamańskich tuneli i wizji. Niewiele to wniosło do tego co już wiedziała o swojej matce. Wiedziała, że należy szukać u źródła w tym wypadku był to Hao. Niepostrzeżenie udała się do jego pokoju. Długowłosy właśnie kończył jeść. Zasunęła drzwi i stanęła nad nim.
- Może w końcu powiesz, czemu dałeś mi tą książkę.- powiedziała i upuściła przedmiot wprost obok niego. Sama zrobiła kilka kroków i spojrzała przez okno.
Przez długi czas szaman się nie odzywał, więc blondynka ponownie się odezwała.
- Tylko dlatego, żeby zrobić mi na złość?- zapytała z kpiną. Hao był na tyle słaby, że nie mógł blokować swoich myśli przed Itako.
- Powinnaś wiedzieć, że Twoja matka żyje.
- Domyśliłam się tego.
- Nie przyszłaś tu po to prawda?
- Znalazłeś Księgę?- medium odwróciła się przodem do Asakury.
- Tak… Wiem kto ma Księgę Przeznaczenia.- oznajmił wprost. Na jego twarz wkradł się przebiegły uśmiech.- I nie zgadniesz gdzie się znajduje.
- Powiedz.- zażądała. Zaśmiał się na jej słowa.

- Z chęcią Anno. Ma ją Amitsu Kyoyama.
***
Cześć wszystkim :) Zauważyłam że obrazek w poprzedniej notce wzbudził w was różne odczucia. Generalnie jest tak, że nie wiedziałam że jest on z yaoi, ale chciałabym, żeby te osoby które były oburzone, wskazały mi co jest w nim gorszącego. Jeśli nic to nie wiem o co tyle krzyku.
Yohao: Wybacz, za ten chaos w poprzedniej części ^^ Jakoś chciałam prze to przeskakiwanie z jednych bohaterów do drugich podkreślić, że wszystko dzieje się tak szybko, być może nie potrzebnie.
Pewnie powiecie, że krótko i owszem zgodzę się z wami ;P Myślę, że taka długość notek będzie od dzisiejszej już do końca, co oznacza że może do 20 części dojdę :) Liczę, że się podobało, paaaa ;*

czwartek, 31 października 2013

11. Strach.



Gęste chmury spowiły niebo, stanowiąc zapowiedź ciężkiej nocy. Ryu wraz z Choco oraz Tamao sprzątali pozostałości po opatrywaniu Hao. Dziewczyna z trudem opanowywała się, aby nie zemdleć od nadmiaru krwi. Metaliczny zapach nieprzyjemnie drażnił jej nozdrza, a w gardle pojawiła się ogromna gula. Od godziny usiłowali domyć podłogę. Ren nadal stał z boku, a obok niego o ścianę oparte było Guan-Dao. Jakby starał się być w pogotowiu, gdyby Tamao jednak nie dała rady i zemdlała, ale mimowolnie jego wzrok kierował się na drugi pokój, gdzie aktualnie znajdowała się Pirika z bratem oraz Morty`m. Oboje próbowali doprowadzić ją do porządku. Chciała pomóc w sprzątaniu ale, gdy tylko weszła i zobaczyła ilość krwi zrobiła się blada, a na jej czole pojawiły się kropelki potu. Fala gorąca zalała ją tak niespodziewanie, że nogi ugięły się pod nią. W porę ją uchwycił Horokeu i zaprowadził do innego pokoju.
Mina każdego z szamanów wyrażała jedno- niepewność. Właśnie uratowali człowieka, który chciał ich zabić. Tao im dłużej o tym myślał, tym bardziej był zły na siebie, że nie dobił Hao. Gdyby tylko nie był jedyną osobą z pomocą której mogą uratować świat. Ponownie zerknął na niebiesko-włosą. Dziwne uczucie pojawiło się w jego sercu. Nie, na pewno nie był zazdrosny. Był sfrustrowany swą bezczynnością i niezdecydowaniem. Zacisnął pięści zdenerwowany, po czym szybkim ruchem chwycił swoją broń i wyszedł z domu.
- A jemu co?- powiedział Trey, jakby do siebie. Pirika również obejrzała się za Tao, lecz po chwili zawiesiła głowę, chowając twarz we włosach.
-Idę do siebie.- wyszeptała nagle.

Anna właśnie zamknęła drzwi od swojej sypialni. Ręce jej drżały, usta były sine, a z włosów kapały jeszcze pojedyncze krople wody. Omiotła pokój wzrokiem, nie mogąc uwierzyć, że wczoraj o tej porze była tu z Yoh. Teraz wydawało się to tylko snem. Legendą opowiedzianą jej dawno, którą pamięta jak przez mgłę. Upadła na kolana. Była zdruzgotana, tym co dzisiaj ujrzała. Dolna warga lekko zaczęła jej drgać, oczy piec, a ona sama skuliła się na futonie, dając upust emocjom.

Tymczasem podłoga w kuchni jak i stół lśniły czystością. Szamani po długiej i wyczerpującej walce dopięli swego i mogli się pogrążyć w niespokojnym śnie. Tao resztkami sił wymachiwał bronią. Mimo wyczerpującego treningu nie udało mu się zająć myśli niczym innym jak Piriką. Przebłyski z kilku ostatnich dni nie dawały mu spokoju. Pierwszy dotyk- pchnięcie do przodu. Rozmowa w pokoju-unik. Troska o nią- atak z powietrza. Ostatni na dziś. Obejrzał się za siebie.
- Co tu robisz?- powiedział szorstko.
- Nie wiem...- usłyszał cichą odpowiedź.
- Powinnaś spać.- rzekł, zbliżając się do rozmówczyni.
- Nie mogę.
Kiedy ją wymijał, dziewczyna chwyciła go niespodziewanie za nadgarstek. Odwróciła się przodem i spojrzała pewnie w złote oczy.
- Jeśli coś złego ma się wkrótce wydarzyć, to nie chce tej resztki czasu spędzić w ten sposób. Nie chce żałować, że czegoś nie zrobiłam. Więc wybacz mi, ale muszę...- stanęła na palcach i złożyła na ustach Tao długi pocałunek. Z zamkniętych oczu popłynęły łzy, a ręka puściła jego nadgarstek. - Nawet jeśli mnie nie chcesz, to jestem szczęśliwa, że mogłam choć przez chwile poczuć, że ci na mnie zależy. Dziękuje Ci Ren.- zniknęła tak szybko, że szaman nie zdążył nawet zareagować. Pozostał po niej tylko zapach jaśminu.

Niewysoki chłopak przewracał się boku na bok. Cały czas miał przed oczami widok Hao, jego krwi, zmartwionej twarzy Yoh. Dlaczego była taka zmartwiona?!!- krzyczał w myślach. Nie mógł zrozumieć zachowania swojego najlepszego przyjaciela. Już nie ważne, że wczoraj... z Anną...- otrząsnął się.- Ale dzisiaj? Nie wytrzymał i wstał. Wiedział, że nie zaśnie dopóki nie porozmawia z Yoh. Zapukał do drzwi, lecz odpowiedziała mu cisza. Westchnął ciężko.- Co ja robię? Przecież jest środek nocy, on na pewno śpi. Już chciał zawrócić, gdy minęła go Pirika. Zdziwiony odwrócił się za nią. Płakała? Spojrzał w kierunku skąd biegła i ujrzał Ren`a, który trzymał sie za usta. AAA!!! Co tu się dzieje?!!- nie wytrzymał niewysoki blondyn.

Tao stał przez chwilę, zanim wyszedł z szoku. Delikatnie dotknął swoich ust. Nie wierzył w to co się właśnie przed chwilą stało. Dopiero zimny podmuch powietrza doprowadził go do porządku. Chwycił mocniej Guan-Dao, wiedząc że już nie zaśnie tej nocy postanowił zastąpić Asakure. Wszedł bez pukania do pokoju gdzie znajdowali się bliźniacy i ujrzał śpiącego Hao, a obok na podłodze leżał Yoh. Tao trącił nogą krótkowłosego, który o dziwo się obudził.
- Zastąpię Cię.- powiedział.
- Nie Ren zostanę przy nim. Idź spać.
- Ja nie zasnę już tej nocy, a ty chyba bardziej przydasz się Annie.
Yoh zawiesił głowę. - Chyba masz racje.- wyszeptał. Ostatni raz spojrzał na swojego brata i opuścił pokój. Wiedział, że Hao nie mógł tak nagle się zmienić, ale myśl że kiedyś mogło to nastąpić dodawała mu otuchy. Była dla niego nadzieją, której tak bardzie teraz potrzebował. Zapukał do drzwi pokoju Anny. Mimo późnej pory usłyszał ciche "proszę".
- Cześć- wyszeptał czule. Uklęknął przy posłaniu, z zamiarem pogładzenie jej po włosach. Jednak przeraził się na widok dziewczyny. Miała napuchnięte i podkrążone oczy, dłonie zaciśnięte w pięści, spowodowały że paznokcie wbiły się w skore dziewczyny, raniąc ją przy tym. Jej twarz była mokra od łez, ponad to blada. Anna drżała z zimna, mimo że była cała przykryta. Yoh spanikował, nie wiedział co się jej dzieje, zaczął przykładać ręce do czoła blondynki. Bez namysłu ściągnął z siebie swoje kimono opatulając nim medium. Sam wszedł pod kołdrę, przytulając Annę do siebie. Zaczął gładzić ją po włosach i szeptać do niej, że wszystko będzie dobrze. Blondynka skuliła się i mocniej przywarła do Asakury. Łzy przestały lecieć, a dłonie się nieco rozluźniły.
- Nie bój się.- wyszeptał pewniej, widząc że z Itako już lepiej. Ich oddech się wyrównał, a dziewczyna robiła się co raz cieplejsza. Yoh podniósł je podbródek, tak że ich spojrzenia się spotkały.

- Proszę nie strasz mnie tak więcej.- powiedział, po czym pocałował w czoło, a następnie w usta. - Śpij.

Złote oczy błyszczały w ciemności, wpatrując się w klatkę piersiową Asakury. Powolne i regularne ruchy sprawiły że Tao stał jak zahipnotyzowany. Od godziny już nie ruszył się z miejsca, nawet nie usiadł. Ściskał mocno broń na wszelki wypadek. Drgnął gdy zobaczył, że Hao poruszył się niespokojnie. Skierował ostrze Guan-Dao na posłanie, gdzie leżał długowłosy. Ciemne tęczówki spojrzały na dłoń, której palce wyglądały jakby ściskały drugą.
- Witaj w świecie żywych.- powiedział z przekąsem fioletowo-włosy. Dopiero wtedy Asakura zauważył, że ma towarzysza, który celuje w niego bronią.
- Tao.- szepnął z trudem. Po chwili wspomnienia zalały go całkowicie, chwycił się za bok. Na jego twarzy pojawił się grymas bólu.
- Wszystko opatrzone. Czego chcesz?- zapytał bez ogródek. Ręką drżała mu, z przyjemnością wbiłby Guan-Dao w jego serce.
- Masz głośne myśli. Wiesz, że jakbym chciał to zabiłbym Cię na treningu, więc odłóż tą zabawkę.
Tao z niechęcią musiał mu przyznać racje. Mimo to nadal w ręku trzymał broń, choć nie celował już w Asakure. Zaczynało świtać, za oknem dało się słyszeć śpiew ptaków. Cisza zapanowała w pokoju. Ren nie wiedział co myśleć. Hao wyglądał na bardzo poturbowanego, a przez to i słabego. Wydawał się być bezbronny i taki ludzki. Inny niż szaman, z którym walczył. Z kolei długowłosy przypatrywał mu się z pozycji półsiedzącej. Słyszał jego myśli i wahania. Ponad to rozumiał młodego dziedzica w pełni. Opadł ponownie na posłanie i zamknął oczy. Po chwili dało się słyszeć pierwsze kroki na korytarzu.

Anna drgnęła. Otworzyła oczy i ujrzała śpiącego szatyna. Mimowolnie uśmiech wkradł się na jej twarz. Wstała najdelikatniej jak umiała, chociaż wiedziała że Yoh łatwo się nie obudzi. Usiadła obok i wpatrywała się w chłopaka. Jednocześnie zastanawiała się dlaczego reishi znowu ją obezwładniło. Wie, że jest silną Itako, że powinna sobie poradzić. Tymczasem nawet gdy Yoh przyszedł nie mogła zasnąć spokojnym snem. Często się budziła, poza tym szczypały ją dłonie od wbitych zeszłego wieczoru paznokci. Wstała w końcu i udała się do łazienki. Idąc korytarzem zerknęła na pokój gdzie znajdował się Hao. Mocniej zadrżało jej serce, na wspomnienie wczorajszych wydarzeń. Hao to silny szaman i nawet jeśli nie odzyskał całego foryoku to jak bardzo potężny musiał być ten kto go tak zranił. Miała dziwne wrażenie, że niedługo się dowiedzą.

Różowo-włosa siedziała u siebie w pokoju na podłodze, jej wzrok zupełnie pusty zdradzał iż ma wizje. Była to ta sama co poprzednio, jednak mogła zauważyć kilka szczegółów. Hao właśnie wybiegł z lasu na polanę, w oddali widać było posiadłość Asakurów. Zdezorientowany skręcił w lewo i dalej biegł. Nagle przed nim pojawiła się ściana ognia, chciał zawrócić lecz okazało się, że jest otoczony żywiołem. Niespodziewanie pnącza złapały go za nogi, zawiał silny wiatr, unosząc jego pelerynę. Nie wiadomo skąd strumień wody pod ogromnym ciśnieniem uderzył go w bok. Rozbłysło się światło i Hao zniknął.
Tamao zdenerwowana wstała szybko. Zachwiała się na swoich nogach i prawdopodobnie gdyby nie oparła się o szafkę, upadłaby na podłogę.
- Konchi, Ponchi...- wyszeptała. Duchy zaniepokojone jej stanem zmaterializowały się tuż obok.
- Może pójdziemy po mistrza Yohmei?
- Tak on na pewno coś zaradzi! Chodź Ponchi!!- duchy już miały opuścić pokój, lecz dziewczyna ich zatrzymała.
- Nie... Ja sama pójdę.- przeczesała włosy ręką i zdecydowanym krokiem pobiegła w poszukiwaniu kogoś z rodu Asakura.

Po pewnym czasie szamani zaczęli schodzić na śniadanie. Jedynie Ren został, aby pilnować Hao. Ryu wraz z Keiko na zmianę przynosili kolejne rzeczy na stół, gdy nagle ten poranny spokój zniszczony został przez Tamao. Wbiegła do jadalni zdyszana, a jej wzrok wyrażał zdenerwowanie. Poparzyła się na zebranych.
- Znowu miałaś wizje Tamao?- zapytała Pirika. Anna nie próżnując, sprawdziła wizje podopiecznej Asakurów za pomącą swoich umiejętności.
- Jesteś pewna?- zapytała. Wzrok wszystkich z różowo-włosej padł na Annę.
- Przed chwilą to widziałam.- wyjaśniła.
- Niemożliwe...- szepnęła blondynka.
- Czy ktoś może mi to wyjaśnić?!!- krzyknął zdezorientowany Trey.
- Zwołajcie tu wszystkich! Tamao opowiedz im!- rzuciła szybko Itako i wybiegła z pomieszczenia. Yoh bez wahania ruszył za dziewczyną. Każdy kto pozostał spojrzał na Tamamure wyczekująco. Co jest tak ważne, że nawet Anna wydawała się zaniepokojona?

Blondynka biegła przed siebie. Tyle myśli kotłowało się jej w głowie. Yoh ledwo nadążał za narzeczoną. W końcu nie wytrzymał i zawołał za nią, lecz niewzruszona biegła dalej. Treningi w końcu się na coś przydały i zatrzymał Annę.
- Co się dzieje?- ich wzrok się spotkał.
- Obawiam się, że nie będziemy w stanie uratować świata...- słowa wypowiedziane przez medium przecięły powietrze. Spojrzenie Yoh stało się puste, a ręka która dotychczas trzymała ramie Anny, opadła bezwładnie wzdłuż ciała.

Wszyscy przy stole wyczekująco patrzyli na wizjonerkę. Do kuchni powolnym krokiem weszła najstarsza przedstawicielka rodu.
- Kino-sensei!- krzyknęła Tamao.- Miałam wizje! Hao został zaatakowany przez żywioły!
- Niemożliwe...- wyszeptała staruszka. Zebrani mieli de ja vu, zupełnie jak Anna - pomyśleli.
- Chyba jest tylko jeden sposób by to sprawdzić.- rzekł jej mąż.
- Najpierw śniadanie.- oznajmił donośnie Ryu.- Bez śniadania ciężko się myśli, więc życzę wszystkim smacznego.
Posłusznie każdy zabrał się za jedzenie, a do Hao wrócą za kilka minut. W końcu nie ucieknie.

Po raz kolejny znaleźli się w zatęchłym pomieszczeniu pełnym ksiąg. Minęli obraz z wizerunkiem Hao sprzed 1000 lat, widać było że ktoś tu był. Nowe kadzidła drażniły jeszcze bardziej nos, a świece były niewiele wypalone. Stanęli przed półką z 5 grubymi księgami. Nadal były za szkłem w nienaruszonym stanie, jednak mimo to coś się zmieniło. W miejscu, gdzie jeszcze nie dawno widniała pieczęć nie było nic.
- One nie są już chronione.- powiedziała cicho Anna.
- Ale kto to mógł zrobić? I jak?- Yoh zadał pytania, licząc że jego narzeczona wie coś więcej. W pomieszczeniu zapanowała idealna cisza. Oboje spojrzeli po sobie wyczekująco, jednak mimo to żadne się nie odezwało. Nie chcieli powiedzieć na głos tego co było oczywiste, ale w pewien sposób raniące. To musiał być ktoś z rodu Asakura. Anna pokręciła głową sama w to nie wierząc, a szatyn ciężko westchnął.
- To przecież niemożliwe by ktoś.. ale czemu? Po co?- nie dowierzała Itako.
- Jaką wizje miała Tamao.- po chwili ciszy szatyn uzyskał odpowiedź.
- Widziała jak Hao ucieka, a potem każdy z żywiołów atakuje go. Na końcu rozbłysło światło i Hao znika. Wydaję mi się, że to światło to piąty punkt Gwiazdy Jedności, duchowy.
- Myślisz, że to dlatego jest w takim stanie.
- Być może, ale trzeba będzie jego samego o to zapytać.
Yoh nie wiedział jak odpowiednio dobrać słowa. Nadzieja jaką żywił wraz z powrotem Hao z każdą chwila jakby rosła w nim. Pragnął naprawić to co zrobił swojemu bratu, chciał mu powiedzieć, że żałuje. Powiedzieć, przez co przeszedł po walce w Gwiezdnym Sanktuarium, aby mu uwierzył. Jednak za każdym razem przypominał sobie jaki bezwzględny był jego bliźniak, co ratowało go przed kolejnym popadnięciem w depresje. Jestem naiwny nie ma co.
- Nie jesteś Yoh. Jesteś po prostu dobry i szukasz go u każdego. Potrafiłeś go odnaleźć w 6 letniej dziewczynce, która chciała Cię zabić oraz wszystkich dookoła.- szatyn był nieco zaskoczony słowami dziewczyny. Tak łagodny ton i zatroskane spojrzenie sprawiły, że Asakura skulił się w sobie. Niepewną dłonią Anna pogłaskała szamana po policzku. Yoh przyłożył swoją rękę na jej i wtulił się, czując dotyk kobiety z którą miał spędzić resztę życia. Natychmiast przyjemne ciepło rozeszło się po jego ciele. Przesunął jej dłoń przed swoje usta i musnął delikatnie wargami. Spojrzał w oczy wyrażające zaskoczenie, a ona sama jakby zmieszana, biła się ze sobą czy nie wziąć ręki. Jednak dotykając go czuła jakby mu pomagała, a przecież niczego bardziej nie pragnęła jak tego by Yoh był szczęśliwy. Niespodziewanie szatyn pociągnął ją do siebie i przytulił. Na początku troszkę spięta z ogromnym rumieńcem by po chwili rozluźnić się w ramionach narzeczonego.
- Dziękuje Ci za to wszystko co dla mnie zrobiłaś. Jesteś niezastąpiona.- powiedział. Anna była już zupełnie rozbita tymi słowami. Zacisnęła dłonie na jego koszuli. Znienawidziła swoją matkę za to że ją porzuciła, ale gdyby nie to nigdy nie poznałaby Yoh. Szatyn odsunął ją od siebie i delikatnie przejechał po jej włosach, które teraz sięgały już za ramiona. Uśmiechnął się tylko tak jak on potrafi. To nie do uwierzenia, że tak nie dawno nie wyobrażałem sobie jak mamy stworzyć rodzinę.- przemknęło mu przez myśl.
- Chodźmy do Hao.- szepnęła.
- Anno...- zagadnął kiedy wyszli z biblioteki.- Powiesz mi co się wtedy stało.- pytające spojrzenie blondynki, uzmysłowiło szatynowi, że musi powiedzieć coś więcej.- No wtedy przed wyjazdem do Doubie. Byłaś taka zdenerwowana i...- zamilkł widząc, że Itako pobladła na twarzy.- Chodziło o Twoją matkę?- Anna przytaknęła. Szatyn już nic więcej nie mówił. Gdy znaleźli się w głównej części posiadłości dało się słyszeć rozmowy reszty ich znajomych.
- Twoja rodzina poszła do Hao.- oznajmił Ren, który jako jedyny jadł. Yoh ciężko westchnął.
- Chyba też powinienem tam iść.- rzekł cichym głosem. Anna położyła mu rękę na ramieniu i ciepło się uśmiechnęła. Delikatnie kiwnęła głową i oboje ruszyli w stronę pokoju, gdzie przebywał jeden z najsilniejszych szamanów na Ziemi.

***
Dzisiaj Haloween :D Lubię tematykę duchów i innych upiorów, ale dzięki Shaman King zdecydowanie się nie boję ;P Życzę mnóstwa cukierków i dobrej zabawy przy robieniu psikusów ;* a na jutro żeby nie było korków ^^ (niemożliwe ;/)
A no i jeszcze miałam odpowiedzieć na pytania Genezis:)
Wybacz, za wybrakowany opis, a co do materialności Hao to ukazując się wszystkim wyglądał jak żywy, ale zachowywał się troszkę jak duch, w końcu znikał. Jednak jak wiadomo Haoś bywa tajemniczy i lubi się pojawiać i znikać od tak. Myślę, też że możemy go uznać już wtedy za żywego, w końcu mając władze nad wszystkimi żywiołami takie znikanie nie jest czymś nadzwyczajnym :) Pozdrawiam ;*;*:*



poniedziałek, 14 października 2013

10. Nieoczekiwana pomoc cz. III



Młodsza z rodzeństwa Usui została wysłana wraz z Keiko do świątyni. Nie umknęło kobiecie że niebisko-włosa nie jest już uśmiechnięta i wesoła. Dziewczyna posłusznie wykonywała wszystkie polecenia, jednak robiła to automatycznie, była bez życia.
- Pirika, nie bez powodu powiedziałam że to dobrze że w takich chwilach potrafisz odnaleźć szczęście. Potrzebujecie teraz pozytywnej energii, a to nic innego jak przyjaźń, czy nawet miłość.- mimo zachęty do rozmowy Usui nic nie odpowiedziała. Keiko zrezygnowana dodała tylko.- Nie trać nadziei.
- Coś jeszcze dla Pani zrobić?- zapytała tylko.
- Tak, jakbyś mogła to w zachodniej części posiadłości, niedaleko stawu jest mały ogródek. Pozbieraj trochę jaśminu dobrze?- dziewczyna przytaknęła. Wyszła na świeże powietrze, słońce ją nieco oślepiło, lecz po chwili oczy przywykły do światła dziennego. Ruszyła przed siebie. Spokojna okolica, szum drzew i śpiew ptaków nieco ją uspokoiły. Nawet delikatny uśmiech wkradł się na jej bladą twarz. Keiko nauczyła ją jak korzystać z darów natury. Wiedziała jakie zioła na co działają, co pomoże, wzmocni. A jaśmin... był najpiękniejszy, najwonniejszy. Jednak jej uwagę przykuło jednak co innego.
- Horokeu?- szepnęła do siebie. Zaciekawiona obserwowała brata, który prawie nagi biegał i skakał wokół jeziorka. Nieco zbulwersowana podbiegła szybko do chłopaka i już miała zacząć krzyczeć gdy nagła fala zmoczyła ją całą, pozostawiając gdzie nie gdzie resztki mułu na białej i nowej bluzce. Czerwona z wściekłości, z rządzą mordu w oczach uderzyła swojego brata, który wpadł do sadzawki.
- Jak wrócę masz robić pompki!!! A potem przebiegniesz 1000 km!!!!- krzyknęła, po czym odwróciła się i skierowała swe kroki do posiadłości aby doprowadzić się do porządku.

Kropelki potu pojawiły się na czole dziewczyny. Zacisnęła dłonie w pięści, a na jej skroni pojawiły się zmarszczki świadczące o intensywnym skupieniu. Dwa duchy przyglądające się różowo-włosej czekały na jej słowa. Tamamura skuliła się w sobie, coraz mocniej zaciskając wargi. Niespodziewanie wyprostowała się, a jej pusty wzrok świadczył o tym, że ma wizje.
- Udało jej się.- szepnął Konchi na tyle cicho by nie rozproszyć wizjonerki, ale też na tyle głośna aby drugi duch usłyszał. Dziewczyna w końcu zamknęła oczy i rozluźniła mięśnie.
- I co?! I co?- pytali jeden przez drugiego. Jednak Tamao wstała i wybiegła z pokoju.

Wysoki mężczyzna stał przy brzegu rwącej rzeki. Czuł obecność innych duchów, jednak nie przerażało go to tak jak kiedyś. Westchnął ciężko i podniósł wzrok w kierunku słońca. W ręce trzymał drewniany miecz a obok jego ramienia lewitował duch stróż.
- Ciężko było prawda?- zagadnął, uśmiechając się. Wspomnienie ciężkiego treningu u rodu Asakura napawało go dumą.
- E tam przesadzasz.- odparł mu Tokageroh.
- Mam ci przypomnieć że uciekłeś?- duch jakby się nieco zawstydził i zniknął. Natomiast brunet wziął rozbieg i wskoczył do rzeki, o dziwo nie został porwany przez nurt. - Od razu lepiej.- westchnął.
- Masz racje, pierwszy dzień lata dzisiaj.- usłyszał za sobą. Szybko się odwrócił i ujrzał w pełnej okazałości człowieka z którym stoczył najgorszą walkę w całym swoim życiu.
- Tokageroh!!- krzyknął i przyjął pozycje do walki. Ku jego zaskoczeniu szatyn również wskoczył i podszedł dosyć blisko mężczyzny.
- To nie będzie konieczne.- rzekł długowłosy, a kontrola ducha zniknęła.
- Osiągnąłeś szczyt swoich fizycznych możliwości jako szaman.
Mina Ryu wyrażała jednocześnie zdziwienie, pomieszane z radością.
- Nie są one najlepsze ale, więcej nie uda ci się wytrenować.
- Mam nic nie robić?!- zapytał podniesionym głosem.
- Nie.- powiedział długowłosy, a ogromna fala zmoczyła wysokiego bruneta.
- Musisz ćwiczyć refleks i zwinność. Mas być jak jaszczurka- delikatny uśmiech wkradł się na jego twarz, widząc jak Ryu dygoce ze złości.
- Rozwaliłeś mi fryzurę!!! Pożałujesz tego!- krzyknął i zaczął na oślep, z furią w oczach, uderzać swoim drewnianym mieczem. Szatyn z lekkością omijał kolejne zamachnięcia.
- Kontroluj się.- powiedział z drwiną i zniknął. Brunet został sam i po raz ostatni uderzył mieczem o wodę.
- O co mu chodziło?!- zapytał swego ducha zdenerwowany.
- Może... Masz być taki jak ja?- odparł i wypiął dumnie pierś. Jednak widząc, że mężczyzna nadal jest przygnębiony zasępił się również.
- Nigdy nie dorównam Yoh, ani Ren`owi, może nawet jestem słabszy od Trey`a?- szepnął. Wyszedł z wody i powolnym krokiem ruszył w stronę posiadłości.

Nadeszła pora kolacji. Powoli przy stole zbierali się szamani. Różowo-włosa siedziała zdenerwowana rytmicznie uderzając nogą o podłogę.
- Tamao stało się coś?- szepnęła Pirika. Dziewczyna wbiła w nią wzrok.
- Miałam wizje.- odparła cichym głosem.
- I?- Usui czekała na kontynuacje.
- Widziałam Hao w pierścieniu ognia, on... on się bronił przed czymś.
- Powiedziałaś już Yohmei?
- Tak, ale powiedział że moje wizje nie zawsze się sprawdzają.- dziewczyna posmutniała.- Ale ja czuje że to było prawdziwe! Tak właściwie nigdy nie byłam niczego bardziej pewna.
Stojący za dziewczynami Tao przysłuchiwał się tej rozmowie.
- Miałaś wizje z Hao?- zapytał na tyle głośno, że wzrok każdego skierował się na Tamare. Dziewczyna natychmiast zrobiła się czerwona i zaczęła panikować.
- Ładnie to tak podsłuchiwać?- zapytała się zdenerwowana Pirika.
- Chciałem Ci powiedzieć, że masz coś we włosach i przez przypadek usłyszałem o czym mówicie.- powiedział oschłym głosem Tao, po czym spokojnie dokończył butelkę mleka.
- Słucham?- powiedziała Anna swoim spokojnym głosem. Tamamura lekko zaczerwieniona powtórzyła głośniej to samo co przed chwilą.
- Czyżby wielki pan ognia stracił panowanie nad swoim duchem? A może Duch Ognia miał go po prostu dość po tylu latach?!- zaśmiał się głośno Trey.
- Onii-chan!!!- skarciła go siostra.
- Wątpię że będzie Ci do śmiechu gdy przyjdzie nam walczyć.
- Więc myślisz że i tym razem...?- odezwał się po raz pierwszy Yoh. Zaraz po walce w gwiezdnym sanktuarium miał pewne wyrzuty sumienia, które jednak na szczęście ucichły.
- Kto wie...- powiedziała Kyuoyama i odłożyła kubek z herbatą. Czuła to rozdarcie w sercu szatyna. Wiedziała doskonale że ta chwila nadejdzie, wiedziała też że będzie mu musiała pomóc bez względu na to jaką decyzje podejmie.- Może go ruszy sumienie. Poza tym istnieje wiele duchów dających możliwość władania ogniem więc rzeczywiście mógł go ktoś zaatakować.
- Jednak Hao broniący się przed ogniem? Nie zastanawia was to?- zapytała się Jun. Każdy spojrzał po sobie niepewnie. Tak to może być zaskakujące że władca ognia broni się przed ogniem. 
- Widziałem go.- oznajmił wszystkim Ren.- Walczył ze mną.
- Ja też.- wyznał Ryu
- I ja.- dodał Trey.
Informacja nieco zszokowała zgromadzonych.
- Co dziwne każdy z was jeszcze żyje.- powiedziała Anna. Trey w odpowiedzi na tą kąśliwą uwagę zaczął krzyczeć na blondynkę, przez co został uraczony morderczym spojrzeniem dziewczyny i już się nie odzywał.
- Myślę że dlatego bo chciał nas nauczyć czegoś.
- Racja, nie chciał mnie zabić tylko pokazać że mam więcej do zaoferowania.
- Może chce was podejść? Żebyście się do niego przyłączyli?- zapytał Choco.
- Nie... myślę że on się boi i chce nas nauczyć czegoś więcej.
- Ren...- szepnęła jego siostra.

- Jesteśmy jedynymi którzy go pokonali, wiec dlatego nas szkoli. Nie wydaje mi się żeby był przeciwko nam.- to były ostatnie słowa wypowiedziane podczas wieczerzy. Każdy pozostał z własnymi myślami. Jednak wszyscy wiedzieli jedno- że zachowanie Wielkiego było podejrzane. Pozostawało im czekać na kolejny znak.

Późnym wieczorem Yoh siedział na dachu i rozmyślał. Nie tak wyobrażał sobie czasy po turnieju. Król miał zostać wybrany, nawet jeśli nie on by nim był i przeżył rozczarowanie Anny, to i tak świat byłby bezpieczny. Przynajmniej bezpieczniejszy niż teraz. Obok szatyna pojawił się jego Duch Stróż.
- Ciekawe co Hao chce osiągnąć.- powiedział na głos.
- Yoh-dono... Nie ważne co zdecydujesz, pomogę Ci.
- Dziękuje Amidamaru, ale chyba nie ja tu będę decydować.
- Zawsze widzisz we wszystkich dobro, choć najodleglejsze-potrafisz je odnaleźć.
- Nie zawsze.- odparł szaman.
- Myślę że po to dostałeś drugą szanse.- wzrok szatyna powędrował na Amidamaru, w jego oczach można było odnaleźć wesołe iskierki.

Blondynka właśnie wycierała swe włosy w ręcznik, gdy usłyszała rozmowę przez otwarte okno. Każda myśl szatyna ujawniła się przed nią. Pragnienie Yoh o bliźniaku który będzie normalnym bratem, jego drugą połówką duszy, z którym będzie mógł rozmawiać, chodzić do szkoły, wygłupiać się. Spojrzała przez otwarte okno na gwiazdy, siedział dokładnie nad nią. Nie lubiła nie móc nic zrobić. Obiecała mu pomóc. Nie może zawieść ani jego ani siebie. Jednak w tym pragnieniu mu nie pomoże, może jedynie być dla niego wsparciem. Usłyszała jak Yoh zeskakuje, a po chwili idzie korytarzem. Wyszła szybko z łazienki, czekając na niego pod pokojem.
- Anna? Coś się stało?
- Nie.- odparła cicho.- Oyasumi.- odeszła parę kroków lecz głos szatyna ją zatrzymał.
- Chcesz się przejść? Pięknie widać tu gwiazdy.

Szli ramię w ramie. Ona miała wzrok wbity przed siebie, on ręce w kieszeni i spoglądał na niebo. Dookoła panowała idealna cisza, zakłócona jedynie ich krokami.
- Słyszałam waszą rozmowę.- rzekła. Yoh spojrzał na nią i uśmiechnął się.
- Chciałbym żeby mi się udało.
- A jeśli znowu będzie to samo?
- Pytasz czy zdecyduje się zabić drugi raz swojego brata?- dziewczyna mruknęła tylko.- Nie wiem.
- Martwię się. Nie chcę, żebyś przechodził przez to ponownie.- szatyn zerknął na Itako. Zdziwiła go ta otwartość. Tylko ona wiedziała co się w jego sercu działo zaraz po turnieju i tylko jej zawdzięcza to, że wyszedł z tego.
- Musisz kiedyś znowu zrobić omlety.- powiedział, przypominając sobie widok Anny w kuchni.
- Nie wiem czy będę miała okazje.
- Po prostu obiecaj że je jeszcze zrobisz.
- Obiecuje.- oboje spojrzeli na nieboskłon który odbijał się w stawie. Zerknęli na swoje odbicia, następnie na siebie nawzajem. Na twarzy Yoh pojawił się uśmiech, a w głowie zrodził się plan.
- Nawet o tym nie myśl Asakura bo sam wylądujesz w tej sadzawce. - szatyn zaśmiał się nerwowo.
- Ciebie nie da się zaskoczyć.- powiedział zrezygnowany. Nagle zawiał mocny wiatr, słychać było trzask okien z posiadłości. Oboje nie mieli ochoty powrotu do swoich pokoi. Yoh wiedział, że będzie mu ciężko zasnąć.
- Znowu masz problemy ze snem?- zapytała medium.
- Nie.- odparł pewnie. Jednak przypomniała mu się pewna scena sprzed kilku miesięcy.

Spał. Chciał się obrócić na bok jednak coś mu przeszkodziło. Otworzył oczy i ujrzał Annę. Spała skulona, głowę miała opartą na jego ręce. Obok zauważył miskę z wodą i zwiniętym ręcznikiem. Dotknął swojego czoła które jeszcze było mokre. Musiał znowu się gorzej poczuć w nocy, nawet nie wiedział że tutaj była. Pewnie krzyczał przez sen i ją obudził. Po raz kolejny. Westchnął ciężko, przez co dziewczyna poruszyła się i kilka kosmyków opadło na jej twarz. Niepewnie odgarnął je za ucho, dotykając policzka. Był zimny. Chłopak zauważył dopiero teraz, że blondynka drży. Była cala zmarznięta. No tak- pomyślał- jest zima a okno jest otwarte. Wiedział, że Anna go zabije jak się obudzi ale przykrył ją częścią swojej kołdry, przybliżając się jednocześnie. Dziewczyna była zimna, lecz gdy tylko poczuła coś ciepłego na jej twarz wdarł się delikatny uśmiech, drżenie zostało zastąpione przez rozluźnienie się. Blondynka czując coś ciepłego przysunęła się bliżej, opierając głowę na jego ramieniu. To był drugi raz gdy była tak blisko niego.

Na wspomnienie tej sytuacji serce zabiło mu mocniej, a na twarzy pojawił się delikatny rumieniec. Zasnął wtedy szybko i spokojnie, to była ostatnia noc z koszmarami. Anna widząc co szatyn sobie przypomina odwróciła szybko wzrok. Niespodziewanie poczuła koło swojej dłoni jego. Wplótł palce między jej i powiedział tylko:
- Chodź.
Dziewczyna nie protestowała. Wręcz odwrotnie, pragnęła teraz tego jak nic innego. Chciała żeby był blisko. Chciała go czuć. Wyrównała kroku, lecz nie odważyła się spojrzeć na szatyna. Szli w milczeniu aż stanęli pod jej pokojem. Był ostatni na długim korytarzu.
- Oyasumi- szepnął. Jednak blondynka zacisnęła mocniej dłoń. Wystraszyła się sama swojej reakcji i wyrwała rękę z uścisku. Podniosła wzrok i ujrzała parę ciemnych dużych oczu wpatrujących się w nią z zastanowieniem. Po chwili poczuła jego ciepło, to wewnętrzne, które tylko od niego bije. Szatyn otworzył drzwi do jej pokoju. Dziewczyna zrobiła krok do tyłu, on do przodu. Ujął ja drugą ręką i spojrzał głęboko w oczy. Uśmiechnął się, tak jak jeszcze nigdy. To był uśmiech tylko dla niej, tylko ona będzie go oglądać. Widziała w nim uczucie przeznaczone dla osób wyjątkowych. Przyjemny skurcz brzucha pojawił się u obojga. Ślina została połknięta. Ręka Yoh wplątała się delikatnie we włosy Kyoyamy, a on sam przybliżył swoją twarz. Anna zacisnęła mocniej uścisk ich dłoni. Zamknęła oczy, czując się szczęśliwa jak nigdy. Usta ledwie dotknęły jej własnych. Przepełniona nowym uczuciem z iskierkami w oczach spojrzała na szamana. Bez słowa położyli się na macie blisko siebie, ich ruchy choć skrępowane, były pewne. Chcieli mieć siebie blisko. Serce biło szybciej, jednak radosne jak nigdy. Anna wtuliła się w tors szatyna i po chwili poczuła jak oplata ją jego dłoń, a usta składają pocałunek na czole. Przytulił mocno medium. Natomiast blondynka poczuła jak każdy problem oddala się od niej, czuła spokój, bezpieczeństwo. Zacisnęła dłoń na jego barku bojąc się że to przyjemne uczucie zaraz zniknie. Że to ciepło, do którego tak bardzo lgnie wymknie się.
- Nie bój się zostanę- szepnął jej do ucha po czym lekko odsunął od siebie, aby ujrzeć twarz dziewczyny. Tak bardzo się różniła od tego co pokazywała w ciągu dnia, że Yoh mógłby przysiąc że to mu się tylko śni. Ale to była jego Anna i niech będzie taka tylko przy nim. Po raz kolejny zbliżył swoją twarz i tym razem nie tylko musnął ją wargami. Delikatnie rozszerzył swe usta. Rękę wplótł we włosy, chciał poczuć ją mocniej. Przywarli do siebie na krótko, choć obojgu to wystarczyło by poczuć miłe uczucie w środku. Lekkie zdenerwowanie, połączone z przyjemnością.

Z oddali wyrwał ją ze snu odgłos budzika. Dziewczyna powoli otworzyła oczy i poczuła jak ktoś przytrzymuje ją ręką. Spojrzała w bok. Yoh spał koło niej zupełnie się nie przejmując dzwonieniem budzika. Było w pół do ósmej. Zerknęła na rękę szatyna która ją przytulała. Wyłączyła brzęczący zegar i odwróciła się przodem do Asakury.
- Yoh...- szepnęła.- Yoh?- przybliżyła się i złożyła delikatny pocałunek na jego ustach. - Chyba mam nowy sposób budzenia Cie.- powiedziała widząc jak szaman otwiera oczy.
- A ja zasypiania.- Anna zaśmiała się. Asakura oniemiały patrzył na dziewczynę. Zadziwiająco piękna. Chciał ją codziennie widzieć taką szczęśliwą. Oboje zmieszani leżeli naprzeciwko siebie. Napawali się tą chwilą, która mimo że podobna do dwóch poprzednich wydarzeń różniła się wszystkim. Tym razem każdy skrawek ciała pragnął poczuć ciepło drugiej osoby. Zawstydzeni, jakby poznawali się na nowo, jakby te wszystkie lata nagle wyparowały i byli dla siebie zupełnie nowymi osobami. A mimo to smukła łydka dziewczyny leżała między nogami szatyna. Ręka gładziła go po twarzy, a on niczym zwierze wtulał się w delikatną dłoń. Sam obejmował Annę, obawiając się że zaraz zniknie, wymknie mu się. Letni powiew z otwartego okna dotarł do nich, sprawiając że kosmyki włosów poruszyły się delikatnie. Zapowiadał się na prawdę ciepły dzień.

Śniadanie przebiegło w tradycyjny sposób. Horokeu prosił o trzecią dokładkę, Ren pił drugi kartonik mleka, a Ruy wniebowzięty, że jego protegowany dzisiaj wychodzi ze szpitala krzątał się po kuchni. Wszystko wskazywało na to, że szamani odzyskali nadzieje na uratowanie świata. Dobry nastrój nie opuszczał ich nawet po ogłoszeniu ilości ćwiczeń do wykonania.
Podczas biegu każdy z chłopaków z dziwnym uśmiechem zerkał na Yoh. Szatyn mając słuchawki na uszach zupełnie odpłynął, nie widząc podejrzanych min przyjaciół. Z uśmiechem na ustach biegł wytyczoną trasą, nie czując zmęczenia. Dopiero dochodził do niego fakt, że spędził noc z Anną, że ją pocałował, że ją przytulał, że mógł jej dotknąć. Zawsze należała do niego i chyba zawsze ją na swój własny sposób kochał. Rozradowany przyspieszył tempa, a pozostała gromadka została daleko w tyle szeptając między sobą.
- Ren, a ty co widziałeś?- zapytał Ryu.
- Mam własne życie prywatne.
- Z moją siostrą.- powiedział oskarżycielsko Trey. Tao w momencie zrobił się czerwony. A jego "nie wiem o czym mówisz" zabrzmiało komicznie. Widząc, że nie dadzą mu spokoju poszedł w ślady Yoh i opuścił przyjaciół.

Anna cicho nucąc jedną ze swoich ulubionych piosenek, robiła właśnie herbatę dla siebie oraz Tamao. Stojąc w kuchni, tyłem do wejścia oraz pochłonięta rozmyślaniem nad nocą nie zauważyła jak ktoś się do niej skrada. Szatyn położył ręce na jej tali, a głowę oparł o ramię. Itako lekko drgnęła, a jej serce przyspieszyło.
- Pić.- usłyszała tylko.
- Asakura!- warknęła w jego stronę. On się zaśmiał beztrosko i odszedł parę kroków aby nalać wody. Zerknął na dziewczynę, czuł rozpierającą go energie. Uśmiechnął się tylko tak jak on potrafi, dał całusa w policzek i wyszedł z kuchni. Anna lekko zarumieniona zalewała drugi kubek wrzącą cieczą, gdy nagle usłyszała szmer.
- Drugi raz się nie nabiorę!- powiedziała, lecz gdy się odwróciła jej oczom ukazał się ktoś zupełni inny, a jednocześnie tak podobny.
- Hao?!- krzyknęła widząc długowłosego, ledwo opierającego się o framugę. Z jego boku na podłogę sączyła się obficie krew, a on wyglądał na wycieńczonego. Upadł przed medium, tracąc przytomność.
- YOH!!!- krzyknęła na tyle głośno, aby chłopak ją usłyszał. Przy okazji i cala reszta przyjaciół. W tempie natychmiastowym zjawili się w pomieszczeniu. Anna klęczała przy ciele chłopaka, próbując go delikatnie odwrócić.
- Co się stało?- zapytał szatyn. Nieco się przeraził widząc Annę we krwi.- Nic ci nie jest?!
- Nie. Pojawił się w kuchni i upadł. Nic nie mówił nawet nie chciał atakować!- odpowiedziała przejęta.
- A co jeśli to jest podstęp?- zapytał Morty.
- To najwyżej damy się nabrać, ale myślę że należy mu pomóc. - rzekł stanowczo szatyn. Tao tylko prychnął i założył ręce na piersi, dając tym samym do zrozumienia że on tak łatwowierny nie jest. Lee Pyron podniósł długowłosego i przeniósł na stół, na którym był już rozłożony ręcznik. Jun starannie obmyła ranę, z której nadal sączyła się krew.
- Trzeba będzie zszyć.-oświadczyła. Każdy spojrzał po sobie.- Potrzebujemy Fausta.- dodała. Anna wzięła ten obowiązek na siebie i juz po chwili słychać było sygnał w słuchawce.
- Witaj Faust, z tej strony Anna. Nie obchodzi mnie jak to zrobisz ale masz się zjawić w Izumo natychmiast.- powiedziała.
- Witaj Anno- usłyszała melodyjny głos mężczyzny.- Myślę że jutro mógłbym się już zjawić.
- Jutro?- westchnęła- Dobrze. Czekam.- zakończyła rozmowę. Spojrzała na swojego narzeczonego, który był cały blady. Obawiała się tej chwili. Dokładnie czuła co się dzieje w sercu szatyna. Każde jego uczucie napełniało ją, każda jego myśl stawała się też jej. Chłonęła jego obraz duszy co raz mocniej, pragnąc uwolnić go od tego cierpienia. Obok niej pojawił się maleńki czarny płomyk, który z każdą minutą rósł. Im bardziej ona zagłębiała się we wnętrze Yoh, tym twór stawał się większy.
- Yoh...- szepnęła sama do siebie przerażona. Przecież nawet w najgorszym momencie jej życia, kiedy myślała że już nigdy nie zobaczy Asakury nie pojawiły się Oni. A teraz wystarczyła chwila, nie wielki bodziec. Nie wiedziała co ma robić. Stała przerażona na środku kuchni, nogi we krwi, ręce we krwi, na jej policzku również pojawiła się smuga po cieczy. Sukienka też nasączona, stała się nagle ciężka. Do jej głowy przechodziły wspomnienia Yoh. Te noce po turnieju kiedy budził się z krzykiem, z bólem serca, ledwo łapiąc oddech, z przerażeniem w oczach, ze łzami na policzkach. Stała, a obok jej dłoni pojawił się drugi płomyczek. Wszystko dookoła działo się jakby w zwolnionym tempie. Jun opatrywała ranę Hao, Yoh z Morty`m pomagali jak tylko mogli. Trey wraz z Ren`em odciągali Pirike, która widząc tyle krwi zaczęła panikować. Choco stał z boku wraz z Ryu gotowi na wszystko. Do blondynki chciała podbiec Tamao, jednak dziwny płomyk nie pozwalał jej na to.
- Anno!- zawołała wystraszona, rozmasowując rękę w miejscu gdzie została odepchnięta od Itako. Wzrok szatyna na chwilę przeniósł się na medium. Pusty wzrok, zupełnie beznamiętny, ręce bezwładnie opuszczone wzdłuż ciała, stała blada we krwi jego brata.
- Reishi...- zdołał wyszeptać. Kolejna fala wspomnień z Osorezan. Pierwsze spotkanie, Matamune, Oni. Ale dlaczego? Podbiegł do niej zostawiając Jun samą. Mimo siły z jaka ogniki nie chciały jego dopuścić, przebrnął przez barierę i spojrzał dziewczynie w oczy. Krzyczał, potrząsał nią mimo to płomienie rosły na sile. Jako jedyny był w stanie poradzić sobie z tym wtedy, więc nikt mu teraz nie pomoże. Wziął kilka głębokich oddechów. Wrócił myślami do wczorajszej nocy. Kawałek po kawałku, z każdym zapamiętanym szczegółem. Spokój, jej dłoń wpleciona w jego, jej usta na jego, jej ręce na nim. Ta bliskość, szczęście, a wreszcie i miłość. Nieskazitelna, czysta, świeża, nowa. Anna zacisnęła dłonie. Zamknęła oczy, skupiła się na obrazach szatyna, wspomnieniach. Kilka głębszych oddechów. Oddychaj, głęboko, zerwij to połączenie z Yoh!!- krzyczała sama na siebie w myślach.  Stanęła wyprostowana, a czarne ogniki zniknęły. Przytaknęła na znak że już jest dobrze. To trwało może kilkanaście sekund, nie zostało nawet przez nikogo zauważone. Ale mimo to zdarzyło się. Po tylu latach ponownie. Spojrzała na siebie. Wszędzie była krew. Nogi ugięły się pod nią, jednak w porę przytrzymała się blatu. Po kilku minutach udało jej się dojść do siebie. Weszła do łazienki aby zmyć z siebie krew najpotężniejszego Asakury.

Yoh pomagał Jun jak tylko mógł. Rana musiała być dobrze zdezynfekowana, ponad to istniało wiele innych cięć którymi również należało by się zająć. Dziewczyna z mikroskopijną szczegółowością opatrywała każdą głębszą ranę. Następnie Asakura został przeniesiony do pokoju Yoh. Szatyn usiadł w kącie zerkając raz po raz na swojego brata. Szczerze liczył na jego zmianę. Może nie od razu, może po pewnym czasie uda im się porozmawiać. Bez walki. Tylko czy mają ów czas? W Yoh nagle coś pękło. Pochylił się nad bratem, chowając twarz w dłoniach.  Pragnął z całego serca, aby mu wybaczył, aby przeżył i mógł mu powiedzieć jak bardzo go przeprasza. Że pragnie stać się lepszym bratem. Z jego rąk skapywały kolejne łzy. Jedna trafiła na policzek długowłosego i spłynęła, wsiąkając we włosy. 

Rozległo się pukanie do drzwi. W toku wydarzeń wszyscy zapomnieli o Lysergu. Drzwi otworzył mu Morty jednak widząc wyraz twarzy Oyamady, Anglikowi nieco zrzedła mina.
- Co się stało?- zapytał wystraszony.
- Wejdź.- zaprosił do środka. Zielono-włosy zrobił kilka niepewnych kroków, rozejrzał się po pomieszczeniu, jednak nie zanotował nic niezwykłego. Manta przerażony, że to na nim spoczął obowiązek opowiedzenia Lysergowi co miało miejsce kilka godzin temu, uradowany ujrzał Annę. Zdecydowanie ona lepiej to zrobi.
- Wiem, że to nie mój dom aby o tym decydować, ale widzisz jakie skutki miało unoszenie się przeciwko Hao… więc albo będziesz posłuszny albo się pożegnamy.
- Zrozum, że on zabił…- jednak nie dane mu było dokończyć, gdyż weszła mu w  słowo medium.
- Twoich rodziców, tak wiem. Wszyscy o tym wiedzą, ale jesteś już duży więc przestań się użalać na sobą.- powiedziała to głosem tak beznamiętnym i wyzutym z jakichkolwiek emocji, że Lyserga bardziej to dotknęło niż jakby krzyczała. Blondynka odwróciła się plecami do rozmówcy i zaplątała dłonie pod piersiami. – Kiedy Ciebie nie było…- zaczęła ciszej i już swoim normalnym tonem.- … trochę się zmieniło. Hao… on się pojawił.
- Coo? I gdzie jest teraz?!- mówił podniesionym głosem Anglik.
- Na górze. Jednak zanim coś powiesz musisz wiedzieć, że jest ranny. Na tyle poważnie, że leży nieprzytomny. – zapanowała cisza w pomieszczeniu. – Musisz w końcu zdecydować po której stronie stoisz.- dodała na odchodne.
***
Hej wszystkim, myślę że wzbudzi w was ta część sporo emocji. Od rzygania tęczą (wątek romantyczny) po troszkę smutania i niepokoju. Jednak akcja się rozkręca co raz bardziej i nieuchronnie zmierzamy do końca. Nie wiem nawet czy dojdę z notkami do 20. Ale to jeszcze nie teraz, liczę że się podobało i że chcecie wiedzieć co się dalej stanie. Pozdrawiam was i czekam na nowe części na waszych blogach, paaa ;*

środa, 4 września 2013

9. Nieoczekiwana pomoc cz. II

Dedykacja dla Kenami :) Taki prezencik na urodziny bloga :D
Życzę kolejnych rocznic,
więcej czytelników,
wiecznej chęci do pisania,
oraz wielu wspaniałych pomysłów ;*




Horokeu usiadł na brzegu niewielkiego jeziora, które znajdowało się na terenie posiadłości. Ciężko oddychał, a ręce mu drżały z nerwów. Jednym, zdecydowanym ruchem zamroził pół stawu. Po raz kolejny tego popołudnia nie miał ani grama foryoku. Lód równie szybko zniknął, jak się pojawił.
- Ulżyło Ci już?- głos, który niebiesko-włosy zapamięta do końca życia dochodził dokładnie zza jego pleców. Ujrzał w wodzie jego odbicie i natychmiast się odwrócił, lecz nie ujrzał nikogo. Pokiwał głową, stwierdzając że ma już urojenia od tej wściekłości.
- Bezpodstawnej wściekłości, Horokeu.- usłyszał ponownie.
- Gdzie jesteś?!- powiedział głośno rozglądając się wszędzie.
- To nie jest istotne, widzę że mój widok wzbudza wściekłość, wiec porozmawiajmy tylko.
- Chcesz rozmawiać?!- krzyknął nie dowierzając.
- Po co te nerwy?- pytanie przesiąkało wręcz cynizmem.
Bezsilność to jedno z najgorszych uczuć jakie może doświadczyć człowiek.
U niebiesko-włosego było to spowodowane brakiem siły po wcześniejszej walce, więc postanowił nieco spokojniej się zapytać:
- Czego chcesz?
- Rozmawiać. Mikhisa mnie już nieco ubiegł w tym co chciałem  Ci przekazać, lecz myślę że moje słowa bardziej Ci się spodobają.- powiedział szatyn pojawiając się obok chłopaka.- Widzisz Twój duch stróż daje Ci więcej niż myślisz, nie wykorzystujesz tego. Pochodzisz z północy wiec przybrałeś za swoje medium lód, ale nie zapominaj że to inna forma wody- jednego z żywiołów.
Zapadła cisza. Pomiędzy wściekłość wciskała się na twarz Treya ciekawość, lecz starał się nie dać po sobie tego poznać. Nienawidził go, najchętniej zabiłby go. Jednak nawet gdyby odzyskał siły to nie mógłby tego zrobić- to z kolei napawało go gniewem.
- Potrafię władać wodą?- zapytał.
- Oczywiście, ale pamiętasz jak to było ze śniegiem? Ile czasu zajęło Ci opanowanie podstawowych ciosów? Tyle samo będziesz musiał poświęcić wodzie.
- Dlaczego mi to mówisz? Dlaczego mi pomagasz?!- Usui wstał i odskoczył od szamana.
W odpowiedzi uzyskał  ironiczny uśmiech i słowa które dziwnie zapadły mu w pamięć- Spokój, najważniejszy jest spokój.
Dotknął wody, która po deszczu wydawała się cieplejsza, nigdy nie patrzył na to od tej strony, lecz musiał szatynowi przyznać racje. Lód jest wodą, wiec powinien tez umieć nią walczyć. To da mu przewagę. Niewidoczny uśmiech pojawił się na twarzy szamana, stanie się silniejszy i bez problemu pokona Ren`a. Obok niego pojawiła się Cori, z zatroskanym wyrazem twarzy.
- Masz racje, powinienem to zrobić dla siebie, a nie aby go pokonać.- spojrzał na drobiażdżka. Wstał szybko i zaczął  ściągać z siebie ubrania, po czym wskoczył do wody. Na początku szkolenia spędzał  całe dnie w śniegu,  aby oswoić się z konsystencją, temperaturą czy tez ciężkością. Potem zaczął prawdziwy trening i tak też zamierzał zrobić teraz.

Ciche pukanie do drzwi przebudziło dziewczynę z zamyślenia. Bała się tego co będzie, ale jednocześnie chciała aby w końcu sobie wyjaśnili wszystko.
- Nie przeszkadzam?- zapytał złotooki.
- Nie, wejdź proszę.- dziewczyna zapaliła lampkę nocną i dopiero wtedy ujrzała że chłopak jest lekko poturbowany.- Co się stało?!
Szaman nie chciał wyjawić dziewczynie zajścia które miało miejsce przed kilkoma minutami.
- Powiedzmy że dostałem nauczkę.- odparł z przekąsem.
- Poczekaj na chwile, zaraz temu zaradzimy.- odpowiedziała z uśmiechem i szybko wyszła po opatrunki. Ren miał chwile aby rozejrzeć się po pokoju dziewczyny. Pomieszczenie wyglądało jak każde inne w domu. Jednak było w nim coś co powodowało, że chłopak czuł się podenerwowany. Wciągnął powietrze nosem i ponownie poczuł zapach jej włosów- jaśmin. Zauważył na szafce niewielki woreczek z wysuszoną rośliną, zaraz obok znajdowała się ramka ze zdjęciem przedstawiającym ją wraz z Trey`em.
Ciekawe czy Jun ma jakieś nasze zdjęcia?- przemknęło mu przez myśl.
- Już jestem.- usłyszał i zobaczył że dziewczyna niesie wodę utlenioną wraz z plastrami.
- Pirka to się samo zagoi, niepotrzebnie się fatygowałaś.
- Powiedzmy że Ci się odwdzięczam.- uśmiechnęła się.- A teraz jakbyś mógł usiądź bliżej światła.- chłopak posłusznie przesunął się w stronę lampki.
- Opowiesz mi co się stało?- zapytała z nadzieją.
- Nie ma co mówić.- uciął szybko.
- Więc... skoro nie przyszedłeś tu po to żebym Cie opatrzyła i nie chcesz mi powiedzieć co się stało to po co tak właściwie tu jesteś?- Pirika starała się aby to pytanie zabrzmiało jak najbardziej naturalnie i przyjaźnie. Nie chciała odstraszyć szamana, wręcz odwrotnie. Chłopak lekko się zarumienił, kątem oka zauważył, że niebiesko-włosa również ma wypieki na twarzy.
- Strasznie tu gorąco, prawda?- w odpowiedzi usłyszał ciche ”mhm”.
- Gotowe, masz szczęście że rana była płytka, może nawet nie będzie śladu.
- Dzięki.- powiedział cicho. Dziewczyna usiadła obok na łóżku i patrzyła z wyczekiwaniem na Tao. Po długiej ciszy, wiedząc że szaman nie zacznie rozmowy, dziewczyna zebrała się w sobie.
- Ren... widzę że coś Cie trapi.- milczał. Tykanie wskazówek zegarka brzmiało tak głośno jak czyjeś kroki. Zrezygnowana szepnęła- Nic nie powiesz?
- Nie mam Ci nic do powiedzenia.- wyszedł zdenerwowany. Usui przygryzła wargi i zacisnęła mocno oczy. Jednak nic nie jest w stanie powstrzymać łez zranionej dziewczyny.

Mimo pięknego zapachu i wesołego krzyku Ryo na kolacje zeszła garstka osób. Brakowało Trey`a, który wyczerpany treningiem nad jeziorem zasnął na łóżku w tym samym momencie gdy jego głowa dotknęła poduszki.
Jego siostry, która równie zmęczona, nie miała najmniejszej ochoty na jedzenie, wstała tylko by zamknąć drzwi, a następnie schowała się ponownie pod kołdrę. Obok jej łóżka leżała sterta chusteczek, a obecnie zaczynała już drugą paczkę. Na półce nadal leżał bandaż i woda utleniona z zakrwawionym wacikiem. Spojrzała po raz setny na owe rzeczy i wściekła zrzuciła je na podłogę. Chciała go znienawidzić.

Anny oraz Yoh którzy ostatnio mieli trudny okres. W niczym się nie rozumieli, nie zgadzali. Przechodziło to zarówno na rzeczy związane z problemem, jaki mieli do rozwiązania jak i na zwykle codzienne czynności. Ciężko im się ze sobą przebywało, zwykła rozmowa zawsze kończyła się kłótnią, a to z kolei nie wróżyło im szczęśliwej przyszłości.

Blondynka kolejny dzień z rzędu zamierzała zbadać pieczęć, którą niedawno pochłonęła za pomocą swoich korali. Rozłożyła je w idealnym okręgu i sama usiadła na środku, złożyła ręce do medytacji, gdy drzwi się otwarły. Ujrzała szatyna.
- Jeśli znowu masz zamiar mieć do mnie pretensje to lepiej będzie jak wyjdziesz.- powiedziała na wejściu.
- Nie.- szepnął. Zasunął szczelnie drzwi, co zaskoczyło dziewczynę, po czym skierował swe kroki ku niej. Usiadł na przeciwko dziewczyny i odważnie spojrzał jej w oczy.- Kłótnią nic nie zdziałamy, a Gwiazda Zniszczenia jest co raz bliżej. Musimy zacząć współpracować Anno. Proszę Cię abyś mówiła mi o wszystkim dobrze?- dziewczyna przytaknęła. Miał racje, zdecydowanie musieli zacząć coś robić.
- Jak się czuje Lyserg?
- Co raz lepiej, ale jeszcze musi zostać kilka dni w szpitalu. Więc co robisz?- zapytał, rozglądając się po pokoju.
- Pamiętasz tą pieczęć, która jest na półce ze zwojami? Chce się czegoś o niej dowiedzieć.
- Ale po co?- Yoh nie rozumiał, czemu dziewczyna zajmuje się tą sprawą.
- Szukam jakiegokolwiek punktu zaczepienia- krótka, aczkolwiek treściwa odpowiedź zaskoczyła chłopaka.
- Mogę Ci jakoś pomóc?- zaoferował się szatyn.
- Myślę że trening Ci dobrze zrobi.- odpowiedziała dziewczyna z przekąsem.
- Nadal jesteś zła?- zapytał wprost. Medium wstała i odwróciła się plecami do rozmówcy. Ciężkie westchnienie wydobyło się z jej ust, trudno było przyznać że coś mogło ją zaboleć. Złożyła ręce pod piersiami i spuściła głowę.- Anno?
- Za dużo powiedziałeś Yoh. Obwiniasz mnie o wszystko.
- Bo mi nic nie mówisz! Jakbyś mi znowu nie ufała, odpychała od siebie. Pamiętam co Ci obiecałem.
- To już nie ważne.
- Ale ciągle Ci zależy. Sama siebie ranisz odcinając się od wszystkich. Przecież wiesz że możesz na nas polegać. Zaufaj nam. Nie chcesz by znów pojawiły się Oni.- szatyn położył jej rękę na ramieniu i odwrócił twarzą do siebie.- Obiecałem że Cie od nich uwolnię, że gdy będę mieć taką moc pozbędę się ich. I wiem teraz o czym mówił Matamune, tu nie chodzi o moc Króla Szamanów. Nie zmarnuje jego ofiary, postaram się lepiej abyśmy przetrwali, ale czy ty tego chcesz?
Blondynka nie wiedziała co powiedzieć. Nie o tyle była zdziwiona słowami szatyna, co jego przejęciem. Nagłym i niespodziewanym. Miała wątpliwości co do ich przyszłości. Z przyjaźni nie stworzą rodziny, a tego od nich oczekiwano- wydłużenia klanu Asakura. Przytaknęła w końcu.
Szaman doskonale zdawał sobie sprawę czemu dziewczyna ma wątpliwości. On też nad tym myślał w ciągu ostatnich kilku dni.

Ren zaskoczony siłą z jaką Horokeu go zaatakował postanowił wzmocnić swój trening. Zawsze uważał się za lepszego wojownika, pod każdym względem. Mimo że go pokonał to Usui nie powinien go nawet drasnąć. Rana była głębsza na dumie niż na skórze w dodatku dziwnie paliła, mobilizując do ćwiczeń. Trening w postaci brzuszków i biegania zostawił na później, teraz musiał się zająć swoją szybkością i zwinnością, a nikt się lepiej na tym nie zna niż Mikihisa. Złotooki czekał na niego w wyznaczonym miejscu. W ręku trzymał Guan-Dao, nie był pewien czy Asakura na dobry początek go nie zaatakuje. Po chwili kilka ostrych piór pomknęło w jego stronę. Z łatwością je przeciął jednym ruchem. Poczuł czyjąś obecność za plecami wiec wyciągnął nogę w celu zablokowania ataku, a następnie obrócił się całym ciałem z zamiarem uderzenia halabardą. Przeciwnik był już z drugiej strony. Ren wykonał unik, następnie podskoczył, aby zaatakować z góry. Jednak poczuł tylko jak ktoś odpycha się nogą od jego Guan-Dao naskakując jeszcze wyżej. Ujrzał Mikihise na czubku drzewa. Zdecydowanym ruchem wybił się kierując ostrze broni na mężczyznę. Jednak uderzenie go nie było w cale takie proste. Asakura był nadzwyczaj zwinny i poruszał się  po drzewach niczym wiewiórka - cicho i szybko. Dla Tao było to coś nowego, jednak  przypomniał sobie poprzedni trening i szybko pojął na czym polega tajemnica. Brakowała mu tej zwinności, jednak najważniejsza była równowaga, z którą bynajmniej nie miał problemów. Widząc to, Mikihisa postanowił nieco utrudnić młodemu dziedzicowi zadanie. Szybkość była jego kolejnym asem w rękawie. Na pierwszy rzut oka wydawało by się że mężczyzna się teleportuje. Ren tym razem nie mógł nadążyć za odpieraniem ataków, jednak udało mu się nie spaść. Jak on to robi? Przyjrzał się uważnie, widział rozkołysane czubki drzew. Poczuł na spoconym karku zimny powiew. Wiatr wiał z zachodu przynosząc kropelki wody znad rozległego stawu. WIATR! No przecież!- skarcił się w myślach. Mikhisa korzysta z wiatru, to powoduje że jest taki szybki. Doskonale wiedział z której strony nadejdzie atak. Obrócił się w idealnym momencie i zablokował cios. Korzystając z sytuacji przystąpił do kontrataku i jednym ruchem sprawił że Guan-Dao znalazło się milimetry od przeciwnika.
- To koniec.- powiedział zdyszany. Oboje zeskoczyli na ziemie, Ren wsparty o swoją broń dyszał ciężko.
- Ren, to zaszczyt móc stoczyć z Tobą taką walkę jak ta. Jesteś druga osobą, która mnie pokonała. Teraz tylko pozostaje Ci opanować tą sztukę do perfekcji, a będziesz równie szybki i zwinny jak wiatr.
- Drugą?- zaciekawił się szaman. Jednocześnie pochlebiały mu słowa wypowiedziana przez Asakure.
- Hao.- powiedział mężczyzna.- Powodzenia.- dodał jeszcze i zniknął. Złotooki usiadł pod drzewem zamknął oczy i wsłuchał się w szelest drzew. Wiatr przyjemnie ochładzał jego ciało. Niestety nie dane mu było długo odpocząć. Usłyszał klaskanie, a następnie znajomy głos.
- Imponujące.
Tao stal gotowy do walki.- Czego chcesz?- warknął.
- Porozmawiać.- uśmiechnął się cynicznie.- Mikihisa pokazał Ci już co nieco. Masz tu las więc masz i wiatr, a co jeśli to będzie na przykład pole?
- Nic Ci do tego!
- Przekonajmy się.- odpowiedział tajemniczo. Jednym ruchem znaleźli się w innym miejscu. Pole, zupełnie puste, ciągnęło się kilometrami w każdą stronę. Nie ważne gdzie się obrócić- przestrzeń. - Gorąco tu prawda? Przydałby się jakiś podmuch co?- zapytał z sarkazmem.- No dalej pochwal się swoimi nowymi umiejętnościami?!
Tao tylko stał, z każdą sekundą co raz bardziej miał ochotę ruszyć do ataku, zedrzeć mu ten cyniczny uśmiech, pokazać że nie jest wszechwiedzący.
- Popełniasz błąd Tao!- skarcił go.- Powinieneś wiedzieć że szaman nie potrafi kontrolować foryoku w gniewie. Choć przyznam Tobie to całkiem nieźle wychodziło kiedyś.
- Po co mnie tu ściągnąłeś?- Tao widział że szatyn nie chce walczyć, dawno pewnie już by go zabił.
- Widzisz Ren, wiatr to nic innego jak ruch powietrza, a powietrze masz wszędzie, więc...
- Wiatr mam wszędzie?- dokończył zdanie mimowolnie.- Hao nie pogrywaj ze mną!
- Nie pogrywam, dobrze wiesz że gdybym chciał to już byś nie żył.
- O doprawdy!? Może się przekonamy!?-ruszył na niego. Jednak Asakura wytworzył tarcze z trawy, która szybko wirowała, popędzana przez... wiatr.
- Rozumiesz już?- zapytał spokojniej szatyn, widząc że powoli dociera.
- Jak...?
- Tak samo jak ze wszystkim innym. Wystarczy pomachać chwile dłonią, aby wywołać lekki podmuch prawda?- zapytał z kpiną. Tao stał i patrzył się na szamana.
- Czemu to robisz?- zapytał. Jednak poczuł szarpnięcie i na powrót znalazł się pod drzewem, jednak tym razem sam. Rozejrzał się jeszcze, lecz nie widząc nikogo w pobliżu, skierował się do posiadłości.

***
Dziubaski wy moje kochane... Nie bójcie się Hao i Tamao (tak Kenami rymuje się ;P) nie będą razem ^^. Mam też nadzieję, że po tej notce nie pomyślicie, że Haoś zarywa do Horo lub Ren`a -.-
Nie wiem skąd wam się to wzięło. Może Hao troszkę się zbliżył do niej (w sensie że blisko stał) i był milszy i w ogóle inny, bo nie chciał zabić, ale oni mi do siebie no nie pasują. Tamara to taka sierotka, za którą osobiście nie przepadam ^^. 
Chyba tyle :) Zaskoczyliście mnie, nie powiem że nie. 

Powodzenia w szkole życzę ;) na sprawdzianach, egzaminach maturalnych i każdych innych :D Trzymajcie się :* paaaa ;*