niedziela, 26 maja 2013

3. Niepewność w duchu, troska w sercu.



Na każdej ze ścian znajdowały się ogromne półki wypełnione różnej grubości księgami. Jednak na wprost wejścia znajdował się ołtarz z zapalonym kadzidełkiem i płótnem przedstawiającym postać. Dziewczyna podeszła zaciekawiona i ujrzała wizerunek największego z rodu Asakura. Powietrze było zatęchłe i pełne kurzu, w dodatku panował półmrok. Pomieszczenie przypominało jej pokój gdzie znajdowała się Księga Szamanów, którą musiała dostarczyć Yoh podczas Turnieju. Uśmiechnęła się na samo wspomnienie tamtej podróży. Za ołtarzykiem była przeszklona biblioteczka z 5 księgami, a na każdej znajdował się odpowiedni symbol.
~ Pięć punktów gwiazdy jedności~ przemknęło jej przez myśl. ~ Taka moc w zasięgu ręki.~ przejechała palcami po szybie, czując w swoim ciele każdy z żywiołów. Emanowały ogromną siłą. Wabiły ją swoją potęgą, zmuszały aby poznała każdy z nich, a w szczególności ten jeden, najważniejszy. Nagle ostra woń kadzidełka dotarła do jej nozdrzy. Blondynka jakby przebudziła się z zamyślenia. Wiedziała, że nie po to ją tutaj wpuścili, że musi znaleźć jakiekolwiek informacje dotyczące owego zebrania. Po raz ostatni zerknęła w stronę pergaminów, karcąc się za swoją chciwość. Postanowiła zacząć swe poszukiwania od najstarszych z zebranych tutaj ksiąg. Wzięła jedną do ręki, a w drugiej trzymała korale, po czym wyszeptała znaną jej formułę. Już po chwili z jej korali utworzyło się przejście, do którego weszła pewnym krokiem.

W salonie zapanowała cisza po przemówieniu Yoh-mey. Po chwili do pomieszczenia weszła jego współmałżonka oznajmiając iż obiad czeka na stole, na co wszyscy z radością przystali. Przyjaciele ruszyli za Yoh, natomiast starsza para pozostała w pokoju.
- Więc zdecydowałaś się ją wpuścić.- rzekł Yoh-mey.- Nie boisz się że, nie oprze się takiej mocy?
- Nie.-ucięła krótko, lecz po chwili z zastanowieniem dodała.- Obawiam się, że dowie się prawdy. Nie zdziwię się, jeżeli wtedy nas opuści.
- Może to i dobrze? Nie chcę ich zmuszać do miłości.
Kino uderzyła swojego męża laską za głupotę. Doskonale pamiętała pierwsze spotkanie swojego wnuka z Anną i również pamiętała jak się ono zakończyło. Z lekkim uśmiechem opuściła pokój, popędzając swojego męża.

Krew skapywała na podłogę tworząc pojedyncze plamy na drewnie. Dziewczyna opadła na ziemie ciężko dysząc. Poszarpana sukienka, zmierzwione włosy i liczne rozcieńcia na jej ciele świadczyły, że księgi staja się co raz brutalniejsze. Jednak nic ją tak nie bolało jak ta jedna największa rana. Rana w jej sercu. Musiała chwilkę odpocząć i oddzielić jego myśli od swoich.
- Dlaczego musiałam zacząć od jego ksiąg?!- przeklęła samą siebie, spoglądając na wizerunek Hao. Odczuwała jego ból, myśli, uczucia. Niemalże była nim, ale nie mogła zapomnieć kim jest na prawdę. Ręką starła strużkę krwi, która sączyła się z rozciętej wargi. Sterta książek leżała za nią, niestety żadna z nich nie przyniosła tego, czego oczekiwała. Jedynie co z tego wyniosła to tak dobrze jej znane ból i cierpienie. Nie miała pojęcia ile czasu już tu jest, lecz nie było to teraz ważne. Musiała jak najszybciej znaleźć jakąkolwiek wskazówkę. Wzięła do drżącej ręki kolejną z ksiąg i rozpoczęła na nowo rytuał.

Po sycącym obiedzie, przyszedł czas na trening. Kino oczywiście zapewniła chłopcom rozrywkę do końca dnia, natomiast Yoh-mey postanowił pomęczyć nieco Tamao, na co mimo wszystko przystała z uśmiechem. Chciała zdobywać wiedzę, odkrywać nowe pokłady siły, które w niej drzemały. Dostała taką szanse i musi ją wykorzystać. Chociaż trening z Yoh-mey nie należał do najprzyjemniejszych to i tak cieszyła się, że stary mistrz poświęca jej uwagę. Wygląda na to że jest tego warta. Po Turnieju Szamanów uwierzyła w siebie i swoje zdolności.
W kuchni została tylko Usui i najstarsza z rodu Asakura. Dziewczyna pozbierała talerze, zanosząc je do zlewu, przy którym stała Keiko. Niebiesko-włosa odłożyła naczynia, po czym wzięła ścierkę i zaczęła wycierać umyte już sztućce. Kiedy w końcu wszystko było czyste, dziewczyna odezwała się cichym głosem.
- Kino-sensei czy mogłabym jakoś pomóc Annie?
- Niestety moja droga, tą podróż Anna musi pokonać sama, ale mam dla ciebie inne zajęcie. Pójdziesz z Keiko do świątyni.- odpowiedziała staruszka, uśmiechając się do dziewczyny.

Tymczasem w ogrodzie, trójka przyjaciół wykonywała zadane im ćwiczenia. Mimo, iż nawet nie byli w połowie, z ich ciał lał się pot, a mięśnie błagały o odpoczynek. Właściwie to nie było nic nowego, standardowy trening. Jednak i tak ledwo mogli oddychać, a co dopiero ruszać się.
- Twoja... babcia... jest... gorsza... od... Anny...- wysapał Horokeu.
- Lepiej nic... nie mów... bo tata... nam dołoży...- odrzekł również zmęczony Yoh.
- Nie czuje nóg...- dodał Morty. Jedynie Ryu się nie odzywał i wykonywał posłusznie ćwiczenia.
- Tak to jest jak się nie trenuje! Nie znam nikogo bardziej leniwego od was!-krzyczał Mikihisa. Reszta szamanów, którzy byli u rodu Asakura przyglądała się tej scence ze współczuciem. Oni też zdążyli się dowiedzieć co to znaczy dostać trening od Kino.

Kolejna księga znalazła się na podłodze. Płytki oddech, zwężone źrenice i strach, że nie przeżyje. Dopiero po kilku sekundach dotarło do niej, że to Hao został zabity a nie ona. Oparła się ręką o półkę, żeby nie upaść tym razem. Kątem oka zauważyła, że przy drzwiach stoi miska z wodą oraz talerz z ryżem. Z trudem dostała się do drzwi i uklękła przed nimi, sięgając po zwilżoną ściereczkę. Przemyła rany, zaciskając przy tym zęby. Najgorzej było ze skronią, gdzie krew niemalże ciurkiem leciała  spływając po policzku i skapywała na ramię, brudząc przy tym ubranie. Za drzwiami zauważyła dwa ogromne cienie. Kino-sensei poleciła zostawić tam shikigami, na wszelki wypadek. Zerknęła na talerz, porcja ryżu musiała jej wystarczyć na dzisiaj. Po zjedzonym posiłku i krótkim odpoczynku, ponownie zaczęła przeszukiwać księgi.

Zbliżał się wieczór. To była najpiękniejsza pora dnia, wtedy najlepiej można było odczuć panującą tu harmonie. Morty, Yoh, Horo, Ren i Ryu postanowili skorzystać z gorących źródeł, licząc ze choć trochę pomogą przy obolałych mięśniach. Chwila relaksu po ciężkim dniu napawała ich radością.
- Ile gwiazd...- powiedział zachwycony Morty patrząc na niebo, na co przyjaciele mu tylko przytaknęli.
- Myślicie, że spotkamy resztę w Doubie?- zapytał się Horo, dalej spoglądając w nieboskłon.
- Na pewno!- odrzekł mu Ryu.
- Ciekawe czy się pozmieniali przez ten czas?- zagadnął Yoh.
- Dowcipy Choco nigdy się nie zmienią.- westchnął załamany Tao.
- Mój Lyserg!- zachwycał sie Ryu.
Każdy spojrzał na siebie z uśmiechem, doskonale rozumiejąc co druga osoba ma na myśli. Znowu się spotkają. Po tak długiej przerwie.

Różowo-włosa zmierzała do swojego pokoju. Pragnęła tylko płożyć się we własnym łóżku i zasnąć. Była wykończona. Nagle poczuła coś twardego przed sobą i pewnie by upadła, gdyby nie czyjaś pomoc.
- Przepraszam, nie zauważyłam.- powiedziała szybko, rumieniąc się jak zwykle.
- Nic się nie stało. - odpowiedział jej szaman. Dziewczyna słysząc tak dobrze jej znany głos, jeszcze bardziej stała się czerwona i pochyliła głowę, zasłaniając się włosami.- Tamao... widziałaś może Anne?
- Niestety nie. Wiem, że Pirika poszła z Twoją mamą do świątyni. Może Kino-sensei będzie coś wiedzieć.- odpowiedziała cicho.
- No trudno. W takim razie dobranoc.- pożegnał się Yoh i udał w kierunku swojej sypialni, zastanawiając się gdzie też podziała się jego narzeczona.


Poranek przywitał szamanów rześkim powietrzem. Na trawie gromadziły się kropelki rosy, w których odbijały się promienie słoneczne. Chłopcy przyzwyczajeni do wczesnych pobudek o dziwo sami wstali i zeszli na dół na śniadanie, gdzie zastali Tamarę oraz Jun krzątające się przy stole. Po kilku minutach wszyscy zasiedli do pożywnego posiłku.
- Po śniadaniu zaczniecie od zwykłych ćwiczeń, które zada wam Yoh-mey, potem idźcie do Mikhisy.- zarządziła Kino.
- Babciu, gdzie jest Anna?-zapytał się niepewnie Yoh.
- No właśnie, od wczoraj jej nie widziałam.- poparła go Pirika.
- Jest zajęta, szuka informacji o tym zebraniu.- odpowiedziała wymijająco najstarsza z rodu Asakura.
- Ale tak właściwie to dlaczego ono jest takie ważne? Przecież to tylko zebranie.- zapytał się niebiesko-włosy chłopak.
- Właśnie Horokeu, gdy Gwiazda Przeznaczenia wraz z Gwiazdą Zniszczenia przetną niebo to oznacza, że Turniej Szamanów wkrótce się rozpocznie. Jak wiadomo Gwiazdy te pojawiają się raz na 500 lat, przerwa w Turnieju mogła spowodować pewne zaburzenia, dlatego mogliśmy je zobaczyć ponownie. Król Duchów się niecierpliwi, bo nie ma kto przejąć jego mocy, a to już dawno powinno nastąpić.- wyjaśniła Kino.
- No ale przerwa jest spowodowana przez Hao, tak samo jak 500 lat temu, a mimo to Król Szamanów został wybrany.- powiedział Yoh.
- Własnie dlatego, że Król Szamanów jeszcze nie został wybrany mogą się pojawić problemy. Nie wiem czemu tak długo to trwa, ale jeżeli Król nie zostanie wybrany, to Gwiazda Zniszczenia osiągnie w końcu swój cel.- zakończyła rozmowę staruszka.- Idźcie na trening.
Przyjaciele wyszli z domu w ciszy, każdy z nich zastanawiał się nad słowami Kino.
- Mam dziwne przeczucie, że babcia nie mówi nam wszystkiego- zaczął rozmowę Yoh.
- Przynajmniej coś już wiemy, może Annie uda się znaleźć jeszcze jakieś informacje. - dodała Jun.
- Ciekawe co by się stało, jeśli Król Szamanów nie zostałby wybrany?- zapytał się Ryu.
- Myślę, że byłoby to coś znacznie gorszego od Hao.- oznajmił Morty. Każdy popatrzył na siebie nie pewnie, przypominając sobie ostatni Turniej. Stoczyli wtedy najgorszą walkę w swoim życiu i nigdy tego nie zapomną. Udało im się uratować ludzi, zabijając go- człowieka który był odpowiedzialny za liczne morderstwa, ból, cierpienie, żal, nienawiść. Ledwo uszli wtedy z życiem, a skoro Gwiazda Zniszczenia ma być czymś zdecydowanie gorszym...

Itako po raz trzeci tego dnia przemywała swe rany. Siedziała już w bibliotece od dwóch dni i niczego nie znalazła, co bardzo ją niepokoiło. ~A jeśli źle szukam?~ zaczynała się wahać, nie dopuszczała do siebie myśli, że mogłaby wyjść stąd z pustymi rękami. Jak na razie udało jej się przejrzeć większość zapisków Hao, jednak to nic nie pomogło. Każda księga była o tym samym, o ludziach którym zaufał, o ludziach tak słabych że zdradzili swojego przyjaciela, i wreszcie o ludziach którzy się bali. Nie bali się jego, tylko to co on potrafił uczynić, nie pojmowali tego, więc zdecydowali się go zniszczyć. Tak właśnie było w każdym wcieleniu, pomagał ludziom, a potem musiał przed nimi uciekać, aż w końcu zdecydował się ich zniszczyć. Zaczął ich postrzegać jako zarazę dla Ziemi i zabijał wszystkich  pozostawiając po sobie spustoszenie. Reishi tworzyło Oni, które były idealne do destrukcji. Z nią było przecież tak samo, ale jej nikt nie chciał zabić, tylko ona chciała aby wszyscy zginęli. Potem zjawił się Yoh. Osoba o czystym sercu i nieskazitelnym umyśle. Gdyby Hao poznał w swoim pierwszym wcieleniu Yoh, na pewno historia potoczyłaby się inaczej, ale teraz jest już za późno... Prawda?

Grupa szamanów szła właśnie w kierunku Mikihisy. Trey po treningu z ojcem Yoh na pustyni wiedział czego się spodziewać, ale mimo to miał złe przeczucia. Otóż zadanie okazało się bardzo proste, ale przyjaciele i tak mieli z nim problem. Każdy z nich miał przewiązaną chustę na oczach, aby nic nie widzieć, ponadto zawiązane ręce i nogi. Mogli jedynie polegać na słuchu i węchu. Ojciec Yoh rzucał w nich piórami z foryoku, a oni musieli przechylać się raz w jedną stronę raz w drugą aby nie zostać powalonym. Oczywiście wszystko odbywało się bez pomocy duchów. Głównym celem tego zadania było wyostrzenie zmysłu szamana. Szatyn czuł się podobnie jak w jaskini Yomi, ale tym razem wiedział że obok niego stoją przyjaciele, że nie jest sam ze sobą. Po pewnym czasie szamani zdołali się przyzwyczaić do braku najważniejszych zmysłów i skupić się na tym jednym, co przyniosło odpowiednie efekty. Sytuacja zrobiła się trudniejsza gdy Mikihisa postanowił wezwać do pomocy duszki z liści, które potrafiły być bardzo dokuczliwe. Tak, więc przyjaciele musieli teraz uważać na dwie rzeczy, co w cale nie było takie łatwe. Trening trwał do późnego wieczora, przez co wszyscy byli wykończeni. Mimo usilnych starań każdy z nich w końcu poległ.
- Powinniście przebrnąć przez to bez żadnego problemu.- zaczął poważnym tonem Mikihisa.- Tymczasem każdy z was upadł. Wokół was trenuje wiele szamanów, część z nich jest i silniejsza i sprytniejsza od was. Jak wam się wydaje, kto by wygrał turniej?- ojciec Yoh udzielił krótką, aczkolwiek treściwą reprymendę pozostawiając przyjaciół samych.
- Myślicie, że ma racje?- odezwał się po pewnym czasie Horokeu. Jego głos był cichy i niepewny.
- Byc może...-odparł szatyn- Ale przeoczył jedną ważną sprawę... My mamy siebie, a oni są sami.- dokończył uśmiechając się.
- Razem pokonamy wszystko!- zawtórował mu Ryu, na co Morty zaśmiał się cicho.
- Chodźmy do domu, może zostało coś z kolacji.

Blondynka wzięła do ręki kolejną z ksiąg. Tym razem pochodziła ona z okresu, kiedy Hao odrodził się jako członek plemienia Patch. Była już zniechęcona i skora do poddania się, jednak nagle poczuła ostrą woń kadzidełka. Zerknęła na wizerunek Hao, który również patrzył się wprost na nią. Przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz, ale mimo to nie potrafiła odwrócić głowy od ołtarzyka. Nagle powiał wiatr, gasząc przy tym świece, które były jedynymi źródłami światła w pomieszczeniu. Dziewczyna poczuła jakby ktoś ocierał się o jej nogę.
- Wokół samotnych ludzi gromadzą się koty.- usłyszała głos i spojrzała w dół, zobaczyła tylko oczy zwierzęcia. Wystraszona cofnęła się, jednak istot przybywało, a wiatr wzmagał na sile. Nie miała pojęcia gdzie znajdują się jej korale, więc zaczęła ich szukać po omacku. Jednak jedyne co czuła to sierść zwierząt, w końcu jej ręka wylądowała w misce z wodą, która się przewróciła. Wszystko ustało. W pokoju znów panował półmrok i cisza. W ręce trzymała księgę która właśnie miała przejrzeć  jednak tuż przed nią znajdowała się druga. Dużo cieńsza i niezniszczona przez czas, jakby nowa. Medium sięgnęła po nią, czuła jak jej serce mocniej uderza ze strachu. To wszystko było poza jej kontrolą, a ona tego nie lubiła. Nie czuła się na tyle silna, aby mieć pewność, że sytuacja sprzed kilku sekund nie powtórzy się ponownie. Mimo to patrząc na przedmiot leżący przed nią zrozumiała, że nie może teraz się poddać przerażeniu, że musi wiedzieć co w tej księdze jest. Zdecydowanym ruchem stworzyła z korali wejście, w którym po chwili zniknęła.
***
Dłuuga 3 część :) Mam nadzieje, że już troszkę lepsza niż dwie pierwsze. Co nieco już się zaczyna dziać.
Nie będę ukrywać, że Anna to moja ulubiona postać, więc będę o niej dużo pisać, ale oczywiście skupie się też na pozostałych bohaterach. 
Do Spokoyoh: Fakt stosunki AnnaxYoh w anime są dość przyjacielskie, ale w mandze Anna otwarcie mówi, że go kocha. Ponadto jest fragment gdy prosi go, żeby mogli spać razem, więc wygląda to troszkę inaczej. A jako że ja lubię ich jako parę, stworzyłam wątek miłosny.
Ale nie bój się bliźniaki też będą ;P 
Pozdrawiam wszystkich i może w następnym tygodniu też opublikuje 2 części :) 

czwartek, 23 maja 2013

2. Ponownie razem.




Wydarzenia minionej nocy spowodowały jeszcze większy popłoch wśród szamanów niż powinny. Każdy z nich spodziewał się, że turniej zostanie wznowiony, że na nowo rozpoczną się walki, starania o moc Króla Szamanów. Przecież po to trenowali, na to czekali. Tymczasem wiadomość przekazana przez dzwonki wyroczni nie usatysfakcjonowała ich w pełni. Mimo to, każdy z nich w pewien sposób się cieszył.

Dźwięk dzwonka oznajmił pierwszą w tym dniu przerwę. Na korytarz wybiegła gromada uczniów, opuszczając sale lekcyjne. Jeden z nich, niewysoki blondyn, starał się dotrzeć do dwójki swoich przyjaciół.
- Cześć, widzieliście wczoraj...?- zaczął rozmowę. Blondynka obrzuciła go tylko wymownym spojrzeniem, natomiast szatyn podjął temat.
- Za miesiąc wszyscy szamani mają się zjawić w Doubie.- odparł, wyjaśniając chłopakowi zaistaniłą sytuacje.
- Czy to znaczy, że Turniej zostanie wznowiony?- ponowne pytanie, padło z ust blondyna.
- I własnie o to chodzi że nie wiadomo po co mamy tam jechać. Napisali tylko że odbędzie się zebranie i nic więcej.
- Jak to zebranie?
- Morty wiemy tylko tyle. Poza tym to nie jest miejsce na taką rozmowę.- wtrąciła się dziewczyna, pokazując kiwnięciem głowy, że część klasy się im przysłuchuje.
- Wpadnę do was po lekcjach.- oznajmił.
- Później. Yoh musi zrobić porządny trening przed wyjazdem do Izumo.
- Jedziemy do Izumo?- zapytał się zdziwiony szatyn.
- Tak, może tam się czegoś dowiemy.- odpowiedziała blondynka i wstała, aby wyrzucić kartonik po soczku.
- Skoro nawet Anna nic nie wie, to chyba będzie najlepsze wyjście.- skomentował niewysoki chłopak i usiadł na swoim miejscu, oczekując na kolejną lekcje.
Reszta zajęć minęła im nadzwyczaj szybko. W drodze do domu zahaczyli jeszcze o sklep, robiąc niewielkie zakupy. Ku ich zaskoczeniu, przed ich posiadłśocią czekała grupka osób.
- Czy to jest Ryu?- zapytał się szatyn, widząc z oddali motor.
- No nareszcie! Ile można czekać!- usłyszeli dobrze im znany głos.
- Zachowuj się! Przecież gdyby wiedzieli, że przyjedziemy to byli by tu wcześniej!- dziewczyna zamachnęła się, aby zdzielić chłopaka po głowie. Obok stał Lee Pai Long trzymający kilka walizek, a przy nim uśmiechnięta Jun.
- Cześć wam!- przywitał się Yoh.
- Witaj mistrzu, witaj Anno. Jak zwykle wygląda Pani wspaniale!- pierwszy przywitał się właściciel motoru.
- Dobrze Cię widzieć Anno.- powiedziała niebiesko-włosa dziewczyna, przytulając się do blondynki.- Cześć Yoh.
- Stary! Kupę czasu się nie widzieliśmy!
- Tak Trey, ja też się cieszę że Cie widzę. - odpowiedział gdy Usui z niego zszedł. - Część Ren.- dodał widząc złotookiego stojącego na uboczu, na co chłopak kiwnął głową.
Cała gromadka weszła do domu, rozmawiając i śmiejąc się. W końcu przyszedł czas, że każdemu zaczęło burczeć w brzuchu.
- Ryu?- zagadnęła tylko Anna. Szaman doskonale wiedział co dziewczyna ma na myśli i skierował swe kroki do kuchni.
- Yoh zadzwoń po Morty`ego, niech przyjdzie. Potem przebiegnij 5 km i zrób 200 brzuszków.
- Ale Anno mamy gości!- zaprotestował szatyn.
- Dlatego masz połowę z tego co miałam Ci zadać.- powiedziała głosem nie znoszącym sprzeciwu.
- To ja może zrobię herbaty, a ty Horo wnieś nasze bagaże na górę.- zaproponowała Pirika.
Po pół godzinie kolacja była na stole, a pokoje wysprzątane przez Morty`ego. Dziewczyny spędzały czas przed telewizorem, natomiast męska część sprzątała po posiłku. Wkrótce szatyn wrócił ze swojego treningu i przyjaciele ponownie zasiedli w salonie.
- Więc co zamierzacie?- zapytała się blondynka.
- Tak właściwie to jeszcze nie wiemy.- odparła Jun.
- Ja będę podążał za mistrzem Yoh!- krzyknął mężczyzna, poprawiając swą nienaganną fryzurę.
- Czyli ustalone! Jedziemy razem do Doubie.- powiedział szatyn uśmiechając się przy tym.
- Najpierw do Izumo.- wtrącił się Morty.
- Skoro już wszystko wiemy, to pora iść spać. Jutro wyjedziemy, wolałabym być w Doubie wcześniej.
Przyjaciele rozeszli się każdy w swoją stronę, aby pogrążyć się we śnie.

Część księżyca wystawała spoza chmur, oświetlając nieco podwórko. Blondynka zeszła na dół po wodę, lecz zauważyła stojącego na werandzie szatyna.
- Coś się stało?- zapytała, widząc zamyślony wyraz twarzy u chłopaka.
- Nic, Anno. Powinnaś już spać, jest dość późno.- dziewczyna uśmiechnęła się lekko na słowa Yoh.
- Martwisz się, prawda?
- Przed Tobą nic nie umknie.- zaśmiał się cicho szaman.
- Mam nadzieje że czegoś się dowiemy w Izumo.
- Dziadek powie, że jestem leniwy, mama stwierdzi że urosłem, babcia wymyśli jakiś morderczy trening, a tata dopilnuje żebym wykonał więcej niż było zadane.- wymienił szatyn spoglądając na stojącą obok dziewczynę.
- Przynajmniej będziesz miał towarzystwo do ćwiczeń.- stwierdziła Anna. Oboje się uśmiechnęli do siebie. Wiatr poruszał koronami drzew, wyginając je na różne strony. Zimny podmuch dotarł również na werandę, mierzwiąc obojgu włosy. Dziewczynę przeszył nieprzyjemny dreszcz.
- Nie siedź za długo.- powiedziała i skierowała swoje kroki do domu.

Nadeszła pora wyjazdu. Szamani ruszyli w kierunku stacji kolejowej, wiedząc że czeka ich długa podróż. Jednak nie zrażając się tym wsiedli do pociągu roześmiani. W końcu nie widzieli się prawie rok, więc mieli teraz okazje spokojnie porozmawiać. Po pewnym czasie Pirika znużona rozmowami o nowych atakach, położyła głowę na ramieniu swego brata z zamiarem zaśnięcia. Wkrótce potem Horokeu również zmorzył sen, natomiast Morty wraz z Ryu wyszli sprawdzić jak daleko jeszcze mają do celu.
- A ty nie jesteś śpiąca?- zapytał szatyn z uśmiechem spoglądając na śpiące rodzeństwo.
- To raczej ty powinieneś spać. W końcu całą noc spędziłeś na werandzie.- odparła blondynka spoglądając przez cały czas w okno.
- Dziękuje za koc, przydał mi się.- powiedział Yoh. Anna nie odpowiedziała już nic, co było równoznaczne z końcem rozmowy. Po chwili do przedziału wszedł Manta wraz z Ryu, informując że zostało im jeszcze około godziny podróży, po czym usiedli na swoich miejscach. Yoh zerknął na laptop swojego przyjaciela, jednak widząc że czyta on o rzeczach, o których nie ma pojęcia, postanowił sam się na chwile zdrzemnąć.

Grupa szamanów szła przez las w kierunku posiadłości rodziny Yoh. Każdy z nich myślał o tym co się wydarzy w ciągu kilku następnych dni. Liczyli na to że dowiedzą się czegokolwiek podczas pobytu w Izumo. Nigdy wcześniej nie słyszeli o tym, aby Rada zwoływała zebranie szamanów. Spośród drzew zaczynała się wyłaniać posiadłość. Ogromna i zbudowana w typowym japońskim stylu zrobiła na rodzeństwie Usui ogromne wrażenie.
- Stary! Niezła chałupa!- krzyknął Horo.
- Witajcie. Spodziewaliśmy się was.- przy bramie stali Yoh-mey, Kino oraz Tamao. Przyjaciele ukłonili się, po czym wszyscy weszli na teren domu Yoh. Szamani trenujący u rodu Asakura przyglądali im się bacznie.
- Widzę, że macie sporo nowych uczniów.- zagadnął Yoh. Tamara, która szła najbliżej niego zarumieniła się lekko i przytaknęła.
- Wyczuwam dużo silnych duchów Yoh.- obok szatyna pojawił się jego duch stróż.
- Ja też wyczuwam sporo silnej energii Amidamaru.
- Proszę rozgośćcie się, zaraz przyniosę herbaty.- rzekła różowo-włosa wskazując na salon.
- A gdzie jest Anna?- zapytał się Yoh, nie zauważając wcześniej jej nieobecności.
- Poszła razem z Kino.- odpowiedział mu dziadek siadając na honorowym miejscu. Po chwili zjawili się również rodzice Yoh. Każdy z zebranych miał poważny wyraz twarzy, oczekując na rozpoczęcie rozmowy. W końcu najstarszy z rodu przemówił.

Blondynka wraz ze swoją mentorką przemierzała dotąd nieznane skrzydło posiadłości. Rozglądała się bacznie na boki, chłonąc każdy detal. Najwyraźniej uczniowie mieli zakaz zapuszczania się w te rejony, ponieważ nikogo tu nie było. W końcu staruszka stanęła przed drzwiami.
- To jest nasz zbiór ksiąg. Wstęp mają tutaj tylko członkowie naszej rodziny, jako że ty wkrótce staniesz się jedną z nas zezwalam Ci na wejście. Zapiski sięgają nawet tysiąca lat wstecz, jednak niektóre księgi nie dadzą się tak łatwo otworzyć. Upór i siła są Twoimi cechami, wykorzystaj to.- powiedziała mentorka i odeszła, zostawiając dziewczynę samą przed drzwiami.
***
Hej :) Wiem, że z lekkim poślizgiem ale jest druga część. Może następną opublikuje w sobotę i potem już raczej regularnie w weekend będą kolejne.  Zdaję sobie sprawę, że nie porywa i że wygląda jak dalszy wstęp do opowiadania, ale z czasem nabierze więcej akcji :D. Mam nadzieje że wytrzymacie do tego momentu ;P Paaa :)

wtorek, 14 maja 2013

1. Jak gwiazdy na niebie.





Ogromna gwiazda po raz kolejny przeszyła ciemne niebo. Szamani na całym świecie zwrócili swój wzrok ku górze, aby upewnić się że widzą to co widzieć powinni. Wpatrywali się przez pewien czas w ów ciało niebieskie, a na ich twarzach malowało się zadowolenie. Już po chwile rozległ się upragniony dźwięk dzwonków wyroczni. Każdy z nich pospieszył, aby przeczytać wiadomość od Rady Szamanów, każdemu zależało tylko na jednym- na wznowieniu Turnieju Szamanów.

Tej nocy gwiazdy były wyjątkowo dobrze widoczne, jak na stolice Japonii. Mimo licznych świateł i wczesnej pory te jasne punkciki na niebie świeciły bardziej niż zwykle. Młody szaman siedział na werandzie swojego domu, wpatrując się w nie jak zahipnotyzowany. Z domu dobiegał odgłos telewizora oraz kapanie niedokręconego kranu. Chociaż mięśnie go bolały niemiłosiernie, a zmęczenie powodowało opadanie powiek, cieszył się z tej chwili wytchnienia. Jednak nagle ten spokój został przerwany.
- Anno!- rozległ się głos należący do siedemnastoletniego chłopaka. Odgarnął kosmyki włosów, opadające mu na twarz i zerknął czy dziewczyna idzie.
- Co się stało? Przegapię swój serial!- jednak zamilkła widząc to co szatyn.
- Gwiazda Przeznaczenia.- szepnął.
- I Gwiazda Zniszczenia.- dodała blondynka. Zanim zdążyli cokolwiek jeszcze powiedzieć, rozległa się melodia dzwonka wyroczni. Oboje ruszyli na górę, aby sprawdzić co tym razem ma im do przekazania szanowna Rada.

Wspaniała rezydencja, ukryta wśród gór i mgły zawsze budziła respekt. Była niczym niezdobyta twierdza, a każdy kto się tam zapuścił mógł już nigdy nie wrócić. Wokół dało się wyczuć specyficzną aurę tego miejsca- na swój sposób niezwykłą. Miejsce to było owiane tajemnicą i licznymi legendami krążącymi wśród ludzi. Młody chłopak jak zwykle ćwiczył w jednej z ogromnych sal ów domu. Otaczała go cisza, potrzebował jej aby skupić się na treningu. Zawsze go denerwowało gdy ktoś mu przeszkadzał w wykonywanych zadaniach. Jednak tym razem powód był bardzo ważny, dlatego też jego duch stróż zdecydował się wkroczyć do sali,wiedząc jakie może to nieść za sobą konsekwencje.
- Paniczu...- zaczął ledwie słyszalnym głosem.
- Bason! Co ja mówiłem o...- jednak nie dane mu było dokończyć.
- Gwiazda Przeznaczenia!- przerwał mu duch. Dziedzic rodziny Tao zerwał się natychmiast i pobiegł w stronę okna. Zacisnął wargi na znak zdenerwowania.
Gdzieś w oddali było słychać dobrze mu znaną melodię dzwonka wyroczni.

Rozległa cisza zapanowała na polu. Jedynie bzykanie ważek zakłócało ten spokój. Na pojedynczych kroplach wody, znajdujących się na liściach lilii można było ujrzeć fragmenty nieba. Nieco dalej znajdowało się niewielkie oczko wodne, z gładką jak lustro taflą. Umorusany błotem chłopak przyglądał się tej niczym nie zmąconej wodzie z ogromnym uśmiechem na twarzy. Mimo zmęczenia, przepoconych ubrań i resztek mułu we włosach czuł się szczęśliwy. Jednak jego wyraz twarzy uległ diametralnej zmianie zobaczywszy Gwiazdę Przeznaczenia w odbiciu nieba. Spojrzał w górę upewniając się że nie są to przewidzenia. Śledził jej tor lotu, aż całkiem była niewidoczna. Jego wzrok napotkał niewielkie światełko w oddali. Ruszył w jego kierunku znając drogę na pamięć. Była już późna godzina, więc wiedział że inni też musieli zauważyć to co on. Kiedy dotarł do domu każdy z domowników, choć zaspany, z napięciem oczekiwał co
powie szaman.
- Horokeu...- szepnęła piskliwym głosem jego siostra, wręczając mu dzwonek wyroczni.

Nagły warkot silnika spłoszył ptaki z niedalekiego drzewa. Wysoki mężczyzna własnie uruchomił swój motor, aby dotrzeć do kolejnego motelu. Po krótkich zakupach znów był gotowy do drogi. Nucąc pod nosem jedną z jego ulubionych piosenek ruszył w kierunku autostrady. Czując pęd swojej maszyny wiedział, że dobrze zrobił wyruszając w tą podróż. Wiatr okalał jego ciało, jednak on niczym nie wzruszony jechał dalej. Nagle jego uwagę przykuło jasne światło. Niespodziewanie zatrzymał się na środku drogi i spojrzał na niebo.
- Idioto, co robisz?!- wrzasnął na niego jego duch stróż. Na szczęście ulica była zupełnie pusta jak pola położone wokół niej. Mężczyzna ściągnął kask, starając się nie zniszczyć swej nienagannej fryzury i ujrzał coś na co czekał od dawna.
- Tokageroh, spójrz!- wskazał na Gwiazdę Przeznaczenia. Z jego torby rozległ się utęskniony dźwięk dzwonka wyroczni.

Głośne miauczenie kotów wywabiło młodego chłopaka na zewnątrz. Spojrzał z uśmiechem po zwierzętach i zrzucił im resztki z kuchni. Kolejne brawa rozległy się na sali. Prowadzący zapowiadał występ następnego komika. Zwierzęta jakby wyczuły co teraz myśli ich żywiciel i zaczęły się ocierać o jego nogi. Smutny wyraz twarzy chłopaka mówił sam za siebie, jednak mimo to pogłaskał każdego kota.
- Jak się będziesz tak obijał, to nigdy nie zaczniesz występować!- krzyknął szef na niego. Wiedząc, że w czeka na niego sterta naczyń, wstał i skierował swe kroki z powrotem do kuchni. Rzucił ostatnie spojrzenie na koty, które teraz zapatrzone były w niebo. Chłopak również podniósł głowę, by zobaczyć co tak zafascynowało te stworzenia. W jednej chwili zatroskany wyraz twarzy przemienił się w ogromny uśmiech. Obok niego pojawił się duch stróż w małej formie. Spojrzał na swego właściciela, jakby chcąc mu coś zasygnalizować.
- Dzwonek Wyroczni!- wyszeptał sam do siebie chłopak. Rzucił fartuch w kąt i pobiegł w stronę swojego domu.

Przejeżdżający ulicą samochód oświetlił na chwilę pokój. Chłopak ocknął się i rozejrzał po pomieszczeniu. Kark bolał go od niewygodnej pozycji, w której spędził ostatnie kilka godzin. Odłożył książkę na miejsce, zaznaczając wcześniej gdzie skończył czytać. Zerknął jeszcze na swoje wahadełko, które leżało półkę niżej. Wziął je do ręki i przyjrzał się dokładnie, warstwa kurzu zdążyła zgromadzić się na nim. Westchnął ciężko odkładając urządzenie na miejsce. Po raz kolejny jasne światło zalało jego pokój, jednak różniło się od poprzedniego. Zielonowłosy podszedł niepewnie do okna i ujrzał ogromną gwiazdę mknącą przez niebo. Przywarł mocniej do szyby, nie pewny czy mu się to nie śni. Z zastanowienia wyrwała go melodia dzwonka wyroczni. Odwrócił się i ujrzał migający ekranik. Po drodze zerknął jeszcze raz na swoją broń- tym razem był to pistolet Arcyducha.

Ogromna posiadłość niedaleko świątyni w Izumo ponownie cieszyła się zainteresowaniem wśród szamanów. Po turnieju wiele z nich postanowiło się podszkolić w swoich zdolnościach i część wybrała własnie to miejsce. Każdy mógł znaleźć dla siebie spokojny kąt. Pojedyncze świerszcze dawały swój ostatni w tym dniu koncert. Cichy szum wiatru, dźwięk fontanny... To własnie harmonia cechowała to miejsce. Niczym oaza spokoju. Jednak ta noc była inna. Większość z uczniów nie mogła zasnąć. Napięta atmosfera dawała się we znaki, co chwila wybuchały kłótnie i walki.
- Yoh-mey.- szepnęło cicho staruszka.
- Tak wiem Kino, coś się wydarzy. Czuje to.- odpowiedział jej mąż.
- Kino-sensei!!!- usłyszeli oboje krzyk. W ich stronę biegła piętnastoletnia dziewczyna.
- Spokojnie Tamao.- dziewczyna ukłoniła się lekko przed swoimi mentorami i od razu zaczęła mówić z przerwami na oddech.
- Widziałam... Jasne światło!- małżonkowie spojrzeli po sobie znaczącym wzrokiem. Jednak nadal milczeli, dając różowowłosej szanse.- Potem widziałam niebo, gwiazdy... Wiem że to nic znaczącego, ale czuje że coś się wydarzy!
- Tamao uspokój się. Wiem że Twoje wizje są coraz dokładniejsze, ale pamiętaj że na wyćwiczenie tego potrzeba czasu.- powiedział staruszek. Stojąca obok niego żona trąciła go laską.
- Spójrzcie w górę.- oznajmiła. Oboje podnieśli głowy.
- Gwiazda Przeznaczenia.- szepnął Yoh-mey.
- A za nią Gwiazda Zniszczenia- dodała Kino. Tamao wydała z siebie zduszony okrzyk. Uczniowie patrzyli na niebo z zachwytem, niektórzy wyszli ze swoich pokoi, aby lepiej widzieć. Po chwili, jak na komendę, rozległa się melodia dzwonka wyroczni. Każdy z nich zaczął czytać na głos tekst wyświetlający się na ekranie.

"Szamanie! Ruszaj do Doubie Villige! Za miesiąc odbędzie się wielkie zebranie szamanów. Z poważaniem Wielka Rada Szamanów"
***
Witam :) Blog zakładany po raz 3 może zacznie wreszcie funkcjonować. Do trzech razy sztuka prawda? Jestem kilka części do przodu, ale myślę że opowiadania będą dodawane systematycznie. Raz na tydzień chyba wystarczy. Mam nadzieję, że pierwsza część nie jest nudna i zachęca do oczekiwania na następne. Pozdrawiam ciepło! Ja ne!