środa, 30 grudnia 2015

2.' Czuła, że mogła przy nim wszystko'



Szatyn wracał właśnie z zakupów, niosąc trzy reklamówki i nucił wesoło melodię, która go nie opuszczała od kilku dni. Wszyscy jego przyjaciele jak i rodzina, którzy zatrzymali się w Inn En wyjechali dzisiejszego ranka. Zaraz po tym Anna wygoniła go na zakupy wspominając coś o braku jedzenia i bezdennym żołądku Horokeu. Nie mając zbytniego wyboru Asakura w towarzystwie swoich odwiecznych słuchawek jak i muzyki Boblove wyruszył na podbój sklepów spożywczych. Jako że pogoda była świetna jak na marzec humor mu dopisywał.
-Tadaima.- powiedział, nie spodziewając się odzewu. Zupełna cisza, dom wydawał się być taki pusty i zimny. Zaniósł zakupy do kuchni i zaczął chowanie poszczególnych produktów po różnych półkach jak i lodówce. Ciche westchnienie wydobyło mu się z ust. Wiedział, że będzie mu brakowało tego całego gwaru, który pojawiał się zawsze gdy jego przyjaciele znajdowali się obok. Jednak ta cisza była też w pewien sposób kojąca. Usłyszał za sobą kroki, lecz zanim ją zobaczył poczuł zapach cudownych perfum. Minęła go bez słowa, ani nawet spojrzenia. Jedyne co od niej usłyszał to polecenia, która ma wykonać. A więc nadal jest zła… Pomyślał i od razu przypomniał sobie o ciasteczkach, które kupił dla niej.
- To dla Ciebie.- powiedział, wręczając jej pudełko. Uniosła lewą brew i założyła ręce pod piersiami. Przynajmniej zwróciła na mnie uwagę.- Oh-Oni Cię pozdrawia.- dodał niepewnie.
- Już to mówiłeś.- rzekła bez żadnych emocji.
- Przepraszam.- wyszeptał już całkiem pozbawiony pewności.
- To też.- odparła równie oschle co wcześniej.
- Chce to wyjaśnić.
- To że się upiłeś czy że mnie ośmieszyłeś przed wszystkimi?!
- Nie mów tak…- powiedział załamany, że aż tak źle wypadł.
- Tak było!
- No właśnie BYŁO! Nie cofnę tego, przepraszałem Cię już chyba z milion razy i nie chciałem żeby tak wyszło, przecież wiesz…- odparł i spuścił głowę w akcie skruchy.
- Wiem.- usłyszał odpowiedź po długim milczeniu, a potem zobaczył jak wychodzi, niosąc ciasteczka w ręce.
Anna dała mu spokój na resztę dnia i mógł nic nie robić, jednak to wiązało się z tym że przez cały ten czas był sam. Amidamaru czy też Manta mieli teraz czas dla siebie po tej długiej podróży i nie chciał im przeszkadzać, a do Anny wolał się nie zbliżać bo jeszcze by powiedział coś niewłaściwego i znowu była by zła. Jedynym towarzystwem jakie zostało mu zaoferowane to dawny właściciel domu, jednak i jego obecność z czasem stała się męcząca. Taka duża ilość czasu nie wpływała dobrze na chłopaka, ze względu choćby na to że zaczął analizować wiele rzeczy. A wraz z tym pojawiły wątpliwości i żale.
- Yoh.- wypowiedziała jego imię. Znał ten ton, delikatny i ciepły, wiedział też, że jest on zarezerwowany tylko dla niego.- Jest już dosyć późno.
- Zaraz się położę.- odparł i uśmiechnął się do niej. Przysiadła się bez słowa, i spojrzała na niebo.
- Myślisz o nim prawda?- zapytała się w końcu. Przez myśl przeszło szatynowi, że nie ma sensu zatajać przed nią czegokolwiek. Nie odpowiedział.- Yoh zrobiłeś najlepszą rzecz z możliwych, znalazłeś wyjście z sytuacji gdzie wyjścia nie było.- odpowiedziała, spodziewając się prędzej czy później tej rozmowy.
- Mmm… wiem o tym, chodzi mi… myślisz że on się zmieni? Że może uda nam się mieć normalne relacje?- zapytał z nadzieją. Na to blondynka również była przygotowana, więc odparła:
- Kto wie… teraz gdy ma przy sobie Asanohe to wszystko może się zmienić.
- Mam nadzieje, chciałbym mieć brata.- odpowiedział szczerze z szerokim uśmiechem.
- Jeśli to już wszystko to idź spać.
- Ale nie chce mi się spać.
- Więc zrób 50 okrążeń wokół domu.
- Ne… Anna… co do tej wczorajszej sytuacji… to naprawdę Cię przepraszam.
- Przecież już ci wybaczyłam.
- Tak wiem, ale głupio wyszło.
- To nie wyciągaj tego znowu…. Baka.- powiedziała, a on nie przestawał się do niej uśmiechać.
- Gomene.
- Od jutra wracasz do treningów.
- Hai…
- Dodatkowo robisz śniadania, obiady i kolacje przez miesiąc.
- Hai…
- I sprzątasz łazienki.
- Hai…
- Chodzisz na zakupy.
Tym razem chłopak zachichotał. – Coś jeszcze?
- Coś się znajdzie.- odparła i spojrzała na niego z lekkim rozbawieniem.- Pomogę Ci się przebrać- parsknęła- Też coś...- po czym pokręciła głową z politowaniem.
- Daj spokój… jestem nastolatkiem, hormony buzują do tego alkohol!
Tym razem zaskoczenie malowało się na jej twarzy. To chyba była ich najdziwniejsza rozmowa do tej pory, ale i najbardziej swobodna. Wiedziała, że gdy byli sami nie musiała zakładać tej maski, że mogła się pomylić, że mogła się zaśmiać, ziewnąć, kichnąć… wszystko, czuła że mogła przy nim wszystko.

Duże ciemne oczy wpatrywały się w chłopaka, dokładnie takie same jak kilka lat temu, gdy je pierwszy raz ujrzał. Tylko tyle zostało po tamtej dziewczynce, nawet włosy miała dłuższe. Przyjrzał jej się dokładnie i miał wrażenie, że patrzy na ideał dziewczyny. Mały zadarty nos, pełne usta, długie rzęsy, włosy odrzucone na prawy bok, tak że odsłaniały lekko opaloną szyję i część obojczyka. Mimowolnie jego oczy zjechały niżej i natychmiast się zarumienił, po czym szybko odwrócił wzrok. Blondynka przyglądała mu się z ciekawością, co zrobi następne. Yoh wstał i nawet na nią nie patrząc wyszeptał szybko.- Oyasumi.

Oboje leżeli, każdy w swoim pokoju, lecz żaden nie mógł zasnąć. Patrzyli się w sufit jakby czekając na jakieś natchnienie.
Serce mu łomotało i czuł jak robi mu się co raz cieplej, aż w końcu nie wytrzymał, wstał.
Czuła w żołądku ścisk, a w głowie jej wirowało od natłoku myśli; wstała.
Oboje znaleźli się na korytarzu w tym samym czasie, zaskoczeni spojrzeli na siebie i obojgu wykwitły pokaźne rumieńce. Szybko ruszyli w przeciwne strony, aby uniknąć tej dziwnej konfrontacji. Yoh zamknął się w łazience i odkręcił kurek z zimną wodą, a następnie przemył sobie twarz, lecz gdy i to nie pomogło szybkim ruchem ściągnął yukate i wszedł pod prysznic. Anna nieco się uspokoiła dopiero po wypiciu drugiej szklanki wody, lecz i tak czuła dziwny ścisk, który tylko się wzmacniał. Rozdrażniona brakiem kontroli nad własnymi emocjami, odłożyła z hukiem szklankę i odwróciła się na pięcie. Położę się i zasnę! Powtarzała uparcie w myślach niczym mantrę.
Szatyn zakręcił wodę i oparł się rękoma o ścianę, a głowę pochylił do przodu. Wsłuchując się w odgłos kropel, które skapywały z jego włosów uspokajał się powoli. Jego wzrok przykuł flakonik perfum znajdujący się na półce obok lustra. Wyszedł spod prysznica i zarzucił na siebie yukate. Sięgnął po ładnie zdobioną buteleczkę i odkręcił zatyczkę, a następnie powąchał różowawy płyn. Słodki… Całe to uczucie, które zażegnał przed chwilą wróciło do niego. Jęknął w akcie niemocy.
Gdy znalazła się już na piętrze zauważyła, że jej narzeczonego nadal nie ma w pokoju. Zatrzymała się przy drzwiach, gdy szatyn wyszedł z łazienki, z dość umęczoną miną. Jednak na jej widok zaraz się poprawił i z zaciekawieniem zapytał:
- Co robisz?
Przyłapana na gorącym uczynku- tak się czuła, lecz nie była by sobą gdyby nie wygrała i tej potyczki, jak każdej innej.
- Kładź się spać, jest już późno.- odpowiedziała oschle i szybko odwróciła wzrok. Nie rozumiała samej siebie ani tych zupełnie nowych uczuć, tego dziwnego pożądania i namiętności, która przez wcześniejszą rozmowę się pojawiła.
- Wszystko w porządku?- zapytał zaniepokojony jej dziwnym zachowaniem.
- Tak.- odpowiedziała zdecydowanie za szybko, co jeszcze bardziej przykuło jego uwagę.
- Na pewno?- ponowił pytanie.
- Dlaczego akurat dzisiaj się zrobiłeś taki dociekliwy?!- powiedziała nienawistnie po czym spojrzała na niego. I to był błąd. Luźno przewiązana yukata odsłaniała świetnie prezentujące się mięśnie brzucha, a mokre włosy sprawiały, że wyglądał jakoś tak inaczej. Pociągał ją. Czuła jak krew napływa jej do twarzy po raz kolejny w ciągu tego krótkiego wieczora.
- Anna…- stał te kilka kroków od niej nie mając pojęcia jakie uczucia buzują wewnątrz dziewczyny, ale doskonale odczuwał je u siebie.
- Daj mi spokój.- warknęła jeszcze i już miała wejść do swojego pokoju, ale w tej właśnie sekundzie złapał ją za nadgarstek. Poczuli jak dziwne napięcie przepłynęło przez nich, przyspieszając bicie serca. Natychmiast uwolnił ją z uścisku i nerwowo spojrzał na nią, zaciekawiony czy też tego doświadczyła, a po jej minie wywnioskował, że jak najbardziej. Lekko rozchylone usta, z których wydobywał się przyspieszony oddech kusiły go jeszcze bardziej. Przełknął ślinę, odchrząknęła. Przeczesał wilgotne włosy palcami, skrzyżowała nogi. Zerknął na jej wystające udo, zaciskające się na drugim. Doprowadzała go do granic możliwości nawet o tym nie wiedząc.
- Yoh.- usłyszał, co sprowadziło go nieco na ziemię. Nie usłyszał dalszego ciągu, zerknął na blondynkę, która zupełnie nieświadoma zagryzała dolną wargę. Ponownie jęknął i wzniósł oczy ku górze. Elektryczna aura nie opuszczała ich, wręcz rosła napierając na nich i przyciągając jednocześnie. Na nic się zdały wszelkie treningi na opanowanie emocji, na czysty umysł, gdy do czynienia mieli ze sobą. W końcu złapał ją za ramiona i przycisnął do ściany, wpijając się w jej wargi brutalnie. Liczył że gdy może chociaż trochę jej posmakuje jego rządze będą w jakimś stopniu zaspokojone, lecz nie spodziewał się, że i Anna pragnęła go, a język jej ciała mówił sam za siebie.

Obudziła się dziwnie odprężona, jakby pierwszy raz od dłuższego czasu dobrze się wyspała, całe napięcie, jakie w sobie trzymała ostatnimi czasy odleciało. Zerknęła na szatyna. Spał odwrócony plecami, przykryty jedynie do połowy. Wstała bezszelestnie z zamiarem wzięcia prysznica.
Niski blondyn stanął przed bramą rozglądając się za swoim przyjacielem. Dochodzi już 11, a Yoh nie ćwiczy? Dziwne… Może Anna-sama się nad nim zlitowała dzisiaj. Myślał nadal wypatrując szatyna. Wszedł do domu, nie widząc nikogo na parterze, ani w ogrodzie, zdecydował się poszukać na piętrze. Drzwi od pokoju szamana były otwarte, a on sam leżał na boku.
- Yoh?- zapytał Manta nie wierząc, w co widzi. – Śpisz?
- Manta?- usłyszał kobiecy głos. Na końcu korytarza stała Anna, ubrana w dżinsy i bluzkę z ¾ rękawem. Włosy miała w nieładzie i nadal wilgotne od wody, stała u progu łazienki zdziwiona widokiem Oyamady. Blondyn pokazał palcem na szatyna nie bardzo wiedząc co powiedzieć.
- Zasłużył.- odparła z tajemniczym uśmiechem na twarzy.
- Wydajesz się być w dobrym humorze.- zauważył. Tym razem Itako nic nie odpowiedziała, tylko przeszła przez korytarz do swojego pokoju wzdychając po drodze i zerkając na ścianę przy drzwiach szatyna. Pokręciła głową z niedowierzaniem ale i rozbawieniem. W tym momencie Yoh zaczął się budzić, równie wypoczęty i szczęśliwy co Anna.
- Ohayo.- odezwał się Manta. Chłopak natychmiast zwrócił na niego uwagę i lekko zakłopotany przywitał się z przyjacielem.
- Zrób śniadanie.- rozkazała blondynka, po czym spojrzała na swojego narzeczonego i podniosła lewy kącik ust do góry. Oyamada westchnął tylko zrezygnowany i poszedł do kuchni. Natomiast medium nadal stała na korytarzu, czekając aż ich mały przyjaciel zejdzie na dół po czym rzuciła Yoh koszulkę z bielizną.
- Ubierz się.- szatyn nieco zawstydzony, zarumienił się ale i podziękował dziewczynie za świeżo wyprane ubrania. Rozejrzał się po pokoju w poszukiwaniu jakichkolwiek spodni, które nadawały się jeszcze do chodzenia, po czym szybkim susem założył wszystko na siebie. Wychodząc z pokoju zerknął jeszcze na niezłożony futon i uśmiechnął się do siebie. To będzie dobry dzień. Stwierdził i zszedł na dół, skąd dobiegał zapach śniadania.
***
Witam :) Drugi rozdział za nami ;) i cóż muszę przyznać, że miałam niezły ubaw pisząc go :D Mam nadzieje, że nie wyszłam za bardzo spoza charakter postaci, ale nie ma za bardzo się na czym wzorować, gdyż manga ma (zdecydowanie!) za mało fragmentów gdy ta dwójka jest sam na sam ^^ Chętnie przyjmę jakieś rady :)
Jak tam po świętach? Ja się objadłam, ale chyba jak każdy hehe
W związku z tym, że jutro sylwester, a więc i nowy rok, chciałam życzyć wam sukcesów w nadchodzącym 2016 roku, aby wasze postanowienie noworoczne się spełniły i to najlepiej w ciągu połowy roku, bo potem drugie pół będziecie mogli leniuchować :D
Oraz najlepsze życzenia dla Ren`a !!!

Pozdrawiam serdecznie :)


niedziela, 6 grudnia 2015

1. Nowy początek



Różowo włosa z westchnieniem zaniosła kolejne naczynia do zlewu. Z pokoju dobiegały odgłosy rozmów przeplatane wybuchami śmiechu. Nigdy nie przypuszczała, że to się tak skończy. Chociaż, gdyby tak pomyśleć, nie powinna spodziewać się niczego innego. Weszła z powrotem do pokoju niosąc w ręce dzbanek z wodą. Spojrzała na kąt pokoju gdzie spoczywał jej poobijany przyjaciel, a następnie na pozostałych gości. Wygląda na to że Ren-sama i Horokeu-kun mają sojusz z Hao-sama. W istocie sojusz się nawiązał zaraz po tym, gdy Chocolove opowiedział kolejny dowcip i zanim jego byli współzawodnicy zdążyli mu wyperswadować kolejne żarty, spadł na niego dość pokaźnych rozmiarów meteoryt. Zaraz potem jej wzrok się przeniósł na współpomysłodawcę całej wieczerzy.
- Yoh-sama może jeszcze soku?- zapytała się uczynnie, o dziwo bez rumieńców.
- Yoh ma na dzisiaj dosyć, Tamao.- rzekła stanowczo Anna, mrużąc oczy w kierunku długowłosego. Dziwnym trafem za każdym razem, gdy sok pojawiał się na stole w magiczny sposób zamieniał się w napój procentowy. Ponad to Horokeu uważał to za całkiem zabawne upić wszystkich dookoła i co chwila wznosił toast. Aczkolwiek dorosła część bawiła się sama w swoim towarzystwie i to równie owocnie. U każdego widniały delikatne rumieńce na twarzy, świadczące nie o tyle co o gorącu, a o zawartości alkoholu we krwi. Oprócz Piriki, gdyż brat pilnował jej jak oka w głowie, a z kolei Tamao zostawała przy herbacie mimo usilnych starań niebieskowłosego. Anna natomiast wraz z Jeanne miały swój własny dzbanek, do którego Usui nie miał dostępu pod groźbą śmierci. Blondynka zdawała sobie sprawę, że będzie musiała się zająć swoim narzeczonym, lecz nie sądziła że jego starszy brat z taką chęcią go upije. Itako jednak postanowiła nieco dzisiaj nagiąć swoją stanowczość i zezwoliła na tą zabawę, zdając sobie sprawę jak to się może zakończyć. Niestety w momencie gdy Yoh niespodziewanie chciał wznieść toast, strącając przy tym na nią kubek z wodą miarka się przebrała. Szatyn jednak nie spostrzegł złowrogiego wzorku swojej narzeczonej w związku z czym zupełnie nieświadomie dolał oliwy do ognia.
- Chyba się musisz przebrać Anna… Chętnie Ci pomogę. – wybełkotał, po czym objął ją ramieniem, wręcz wisząc na niej.
Tego dla medium było za wiele, nie zastanawiając się długo uderzyła Yoh za ten komentarz, i to mocniej nie zwykle. Horokeu już miał coś wspomnieć na temat rumieńców na twarzy Anny, lecz postanowił trzymać język za zębami. Jun z Piriką wymieniły tylko spojrzenia chichocząc, natomiast na twarzy Hao pojawił się wredny uśmieszek. Manta natomiast usiłował ocuć swojego przyjaciela, lecz nie zapowiadało się szybko na jego powrót.
- Hao-sama…- obok długowłosego pojawiła się Opatcho- Dlaczego Anna-neesan się tak zdenerwowała?
- Ponieważ Yoh powiedział coś czego nie powinien.- odarł spokojnie szatyn, czekając tylko na następne słowa małej dziewczynki.
- Ale jej się to podobało…
W tym momencie nastąpiła zupełna cisza w pokoju, każdy patrzył na Opatcho nie dowierzając, że powiedziała to na głos. Reszta była już formalnością. Pierwszy wybuchł śmiechem Horo-Horo, zaraz za nim Pirika wraz z Jun, Ren również nie mógł się opanować, Ryu wycierał łzy ze śmiechu, Lyserg śmiał się nieco nerwowo, a Tamao wraz z Jeanne całe czerwone, siedziały z zakrytymi ustami. Poplecznicy Hao, którzy zdołali poznać Annę, również nie mogli się powstrzymać i dołączyli do tej salwy śmiechu. Anna wstała z zaciśniętymi pięściami i zapłonęła żywym ogniem, natychmiast nakazując swoim Shikigami zająć się Hao, lecz stało się coś zupełnie do przewidzenia, a mianowicie jej atak został zneutralizowany. Jednak na tym Itako nie poprzestała i chwyciła dzbanek z wodą wylewając na niczego nie spodziewającego się króla szamanów. Wywołało to kolejny wybuch śmiechu, mimo że Hao tylko pstryknął palcami i już był suchy. Spojrzał na Annę, która uśmiechała się w pełni usatysfakcjonowana.
- Nie odbiorę tej przyjemności Yoh, abyś była mokra… znowu. – odezwał się w końcu, akcentując ostatnie słowo.
- Jeszcze słowo, a znowu dostaniesz w swojego małego nędznego….- odparła nieco spokojniej.
Szatyn już brał oddech by odpowiedzieć Annie, lecz został zatrzymany przez jedyną osobę, przez którą mógł.
-Hao, nie denerwuj Anny-chan. To taka uprzejma dziewczyna. W dodatku wkrótce dołączy do rodziny, a rodzina powinna się wspierać.- piękny głos Asano-hy zażegnał spór. – Poza tym dobrze pamiętam jak biegałeś za Kumiko-chan gdy byłeś mały.
Tym razem nawet Anna się roześmiała na słowa kobiety. Szatyn natychmiast zrobił się czerwony z zażenowania, aczkolwiek mógł się spodziewać, że jego matka będzie chciała zdjąć z niego tą zasłonę nieomylności i wyższości nad wszystkimi. W końcu on też był tylko człowiekiem… i jak każdy człowiek miał uczucia. Wystarczyło tylko by ją ponownie zobaczył, by usłyszał jej głos, by mógł ją dotknąć aby cała nienawiść z niego uszła. To było dla niego coś nowego, ale jednocześnie poczuł jakby ciężki kamień spadł mu z serca po tylu latach. To również był jej pomysł by spędzić czas z tymi wszystkimi ludźmi, którzy przybyli go uratować. Nie potrafił jej odmówić po tylu latach rozłąki. Yoh oczywiście zaproponował zajazd, na co Asano-ha uradowana nawet nie pytając swojego syna o zdanie oznajmiła, że powinni się tam natychmiast udać by świętować zwycięstwo Hao.
Te rozmyślania przerwał mu głos Manty.
- Anna-sama… chyba zabiłaś Yoh.- oświadczył nie wiedząc za bardzo jak zareagować.
- Pobyt w piekle dobrze mu zrobi.

Otworzył leniwie jedno oko, lecz zamknął je po chwili. Krajobraz wydawał mu się znajomy. Tym razem otworzył oboje oczu i zobaczył skały, wstał chwiejąc się nieco.
- Mości Yoh wszystko w porządku?
Szaman podniósł głowę i ujrzał na jednej ze skał swojego dawnego znajomego. Niestety w tym stanie ciężko kojarzył fakty.
- Matamune co ty robisz?
- Dlaczego jesteś w piekle?- kot nie kwapił się odpowiedzieć na poprzednie pytanie, tylko sam zadał własne, które wydawało się znaczniej bardziej sensowne.
- W piekle?- powtórzył szatyn. – Jak to jestem w piekle?!- zawołał zdziwiony, co poskutkowało natychmiastowym wytrzeźwieniem.
- Yoh?- przed chłopakiem pojawił się ogromny demon.- Co ty tu robisz? Myślałem że już po wszystkim? Mamusia Cię tu wysłała po coś?
Wtem do Yoh dotarło wszystko. – Anna…!- złapał się za głową i kucnął przyjmując pozycję obronną. Oh-Oni jak i nekomanta wymienili zdziwione spojrzenia.- Zdenerwowała się na mnie i chyba za mocno uderzyła.
Matamune zaśmiał się serdecznie na te słowa, czego nie można było powiedzieć o demonie.
- Zdenerwowałeś mamusię?! Miałeś się nią opiekować, a nie denerwować!!!- krzyknął i zaczął gonić Yoh, który usilnie starał się nie potykać o własne nogi.

Przyjaciele, którzy już ochłonęli nieco po dość ciekawej wymianie zdań między Hao i Anną, zerknęli na ciągle leżącego Yoh. Do pokoju weszła Keiko wraz z Mikihisą, którzy przyszli przekazać, że udają się już na spoczynek.
- Co się stało Yoh?- zapytał się ojciec. Na twarzy każdego ponownie pojawił się uśmiech.
- Zdenerwował Anne-san.- odparł w końcu Manta.
- Czy ktoś mógłby go ocucić?- tym razem pytanie zadała matka. Wzrok każdego powędrował na Hao.
- Wybaczcie, ale nie mam zamiaru znowu podpaść mojej kochanej szwagierce.- odparł w pełni zadowolony z siebie. Niestety Faust też odpadł, jako że aktualnie również był duchem, więc wszyscy spojrzeli na Jeanne. Ona westchnęła tylko i zabrała się do wyznaczonego jej zadania.
Yoh podniósł się z krzykiem oraz przerażeniem w oczach, co bardzo zadowoliło jego narzeczoną. W dodatku wydawał się już trzeźwy w pełni.
-Ah Anna! Gomenasai!- padł przed nią na kolana błagając o wybaczenie.- Przysięgam, że już nigdy nie będę pić ani mówić takich rzeczy!
- Yoh…- Manta go szturchnął. Szatyn przeniósł wzrok na rozbawionych rodziców, którzy pożyczyli mu dobrej nocy oznajmiając jednocześnie, że jutro rano wracają do Izumo.


Nie trwało to długo zanim wszyscy zgodnie stwierdzili, że najwyższa pora by pójść już spać. Zmęczenie walką, turniejem, nerwami i niepewnością w końcu do nich dotarło i uderzyło ze zdwojoną mocą. Pokoje zostały już wcześniej rozdzielone, więc każdy posłusznie udał się do swojego.
Yoh obrócił się na swój lewy bok by sprawdzić, czy jego bliźniak śpi. Chwilowy pobyt w piekle uświadomił mu coś bardzo ważnego.
- Aniki…- zaczął nie pewnie, gdy w końcu zebrał się w sobie. – Co z ich marzeniami?
Hao ciężko westchnął.- To nie do końca zależy ode mnie.- odparł z kwaśną miną.
- Jak to?- Yoh podniósł się do pozycji pół leżącej. Spodziewał się przekonywania Hao, a nie takiej informacji.
- Może i jestem królem szamanów, ale to co mnie nim czyni to moc wielkiego ducha i to do niego należy decyzja.
- Czyli nawet gdyby się nic nie zmieniło, nie mógłbyś zabić wszystkich?
- Taa…- odparł sennie Hao, lecz po chwili do jego uszu dotarł chichot.- Z czego się śmiejesz?!
- Starasz się od tysiąca lat o tą moc a jak już ją zdobyłeś to i tak nie jest do końca Twoja. Jesteś pechowcem.- oznajmił krótkowłosy i ponownie zaczął się śmiać. Jednak po chwili umilkł, gdyż poczuł jak coś miękkiego odbija się od jego twarzy. Dopiero po kilku sekundach dotarło do niego, że Hao właśnie rzucił w niego poduszką.
- Król Szamanów, czy nie właśnie rozpętałeś wojnę!
Niestety, żadna z biednych jaśków nie mogła dosięgnąć starszego z braci, ze względu choćby na jego moc kontrolowania powietrza. Tak więc wszystkie poduszki wracały z powrotem bijąc Yoh gdzie popadnie. Wtem drzwi się odsunęły i ukazała się w nich Anna, a obok niej Opatcho.
- Jak już skończycie się wydurniać to…- blondynce przerwała dziewczynka krzycząc:
- Opatcho przyszła powiedzieć Oyasumi Hao-sama!- podbiegła radośnie do długowłosego i przytuliła się delikatnie. Korzystając z chwili Yoh chciał ponownie przeprosić Annę, ale wystarczyło jedno jej spojrzenie by umilkł. W końcu gdy obie panie opuściły pokój bliźniacy ponownie ułożyli się do snu.
- Oyasumi Aniki.
- Oyasumi Yoh.

***
Z okazji mikołajek pierwszy rozdział nowego opowiadania :D Jestem ciekawa co o tym myślicie :) 

środa, 18 listopada 2015

16. Epilog ~3



Zamrugał kilkakrotnie oczami, jakby wybudzał się z długiego snu. Bardzo podobnie czuł się zaraz po wizji jakie mu sprawił Król Duchów w Patch. Jednak, gdy już zmusił swoje oczy do otwarcia, w cale nie ujrzał sufitu, ani glinianych ścian. Nad nim rozciągało się piękne niebo usiane mnóstwem gwiazd. Idealnie widoczne konstelacje przyprawiały o zachwyt, a wszechobecna cisza sprawiała, że człowiek czuł się spokojny jak nigdy.
- Łaaał…- usłyszał obok siebie. Jeden krótki wyraz, a cała magia tego miejsca uleciała.
- Horokeu?- wyszeptał zdumiony, widząc chłopaka o niebieskich włosach. Usui spojrzał na niego i równie zdziwiony wyszeptał imię swojego przyjaciela.
-Wstawać śpiące królewny!- usłyszeli nad sobą znajomy głos. Szatyn odwrócił się i nie bacząc na nic podbiegł do swojej ukochanej i chwycił ją w ramiona.
- Myślałem, że nie żyjesz!- krzyknął zrozpaczony.
- Wszyscy jesteśmy martwi.- oznajmij spokojnie Ren.
Dopiero wtedy przyjrzał się wszystkim uważniej, każdy był na wpół przezroczysty, zupełnie jak duch, ponad to każdy był ubrany w tradycyjny strój wizytowy, oczywiście biały. Z wyjątkiem jego i Hao, którzy na plecach mieli czerwone gwiazdy, dokładnie te które widniały na obu księgach. Jedna z nich, ta u długowłosego, przedstawiała Gwiazdę Zniszczenia, natomiast u Yoh był to symbol Gwiazdy Przeznaczenia.
- Co się dzieje?- zapytał zdezorientowany Ryu.
- Nie ma naszych duchów.- ocenił sytuacje Lyserg.
Szamani rozejrzeli się dookoła, i jedno byli w stanie stwierdzić na pewno- nie byli w żadnym im znajomym miejscu, ba nie byli nawet pewni czy nadal są na Ziemi.
- Nie jesteście.- rozległ się tubalny głos. Z zarośli wyłoniła się postać, miała ciało zwykłego człowieka, jednak nie było zbudowana z krwi i kości. Na myśl każdemu przyszedł widok Króla Duchów w wiosce strażników. Była to dokładnie taka sama forma bytu jak wówczas.
- Zgadza się, jestem Królem Duchów.
- Ale przecież widziałem jak się rozpadłeś!- po raz pierwszy zabrał głos Hao.
- Na czas Turnieju przybieram tamtą formę, dość majestatyczna nieprawdaż?- zagadnął wesoło, co zupełnie nie pasowało ani do niego, ani do powagi sytuacji.- Przez resztę czasu znajduje się tutaj.
- Tutaj, czyli gdzie?- padło pytanie i o dziwo zadał je stojący gdzieś z boku Lunchist.
- Witam wszystkich szamanów na Świętej Ziemi Gwiazd.
Każdy się rozejrzał wokół, i pierwsze skojarzenie jak przychodziło na myśl to harmonia i spokój. Była to natura w czystej postaci, drzewa, krzewy, kwiaty, cała flora wyglądała przepięknie.
- Skoro wiemy już gdzie jesteśmy, to powiedz nam dlaczego nas tu ściągnąłeś.- powiedział twardo Tao.
- Ej Ren… powinieneś być milszy, przecież to sam Król Duchów.- szepnął nieco speszony Yoh.
- Będę mówił jak mi się podoba!- uciął złotooki, któremu ta sytuacja się nie podobała, Lubił kontrolę, a to zapewniała mu jak nie wiedza to siła, a tu był pozbawiony obu z tych rzeczy.
- Wezwałem tu wszystkich szamanów, w jednym celu. Nadchodzi mój kres, czuje że słabnę z każdym dniem, więc zanim całkiem zniknę, chcę wykorzystać pozostałą moc. Każdy z was otrzyma jej część, i będzie miał za zadanie uważnie jej używać. Chcę, abyście ochronili Ziemię przed zagładą, ludzie przestają wierzyć w cokolwiek, liczą się dla nich tylko pieniądze czy inne dobra materialne. Gubią się na swojej ścieżce życia, nie rozróżniają rzeczy moralnych od niemoralnych, dobrych od złych. To musi się skończyć. I na tym polega wasze zadanie, będziecie strażnikami, obrońcami Ziemi. Macie przywrócić dawny prządek, nie ważne jakimi metodami, najważniejszy jest efekt.
Zapanowała cisza, nikt nie był pewny czy się odezwać, o dziwo nikt nawet o nic nie pytał. Przekaz był jasny, choć w cale nie łatwy do wykonania.
- Co do was.- zwrócił się do Yoh i Hao.- Jako najsilniejsi będziecie zwierzchnikami wszystkich pozostałych, każdy ma prawo do zwrócenia się do was z prośbą o pomoc, o rade, jak i na odwrót. Wy macie prawo do wezwania wszystkich i wykorzystanie ich według własnego uznania. Pamiętajcie, że macie być wzorem do naśladowania, więc nie możecie dopuszczać do walki między sobą. Działajcie w zgodzie, wspólnie uda wam się ocalić Ziemie i jej mieszkańców. – zakończył swoją przemowę. Objął wzrokiem wszystkich zebranych, którzy mieli niemrawe wyrazy twarzy. – A teraz skorzystajcie i odpocznijcie, to mogą być wasze ostatnie chwilę spokoju.

Nagle zaczęła grać muzyka, przed szamanami pojawiły się koce z koszami jedzenia i jak za sprawą czarodziejskiej różdżki każdy poczuł, że to o czym mówił Król Duchów to prawda, że powierzone im zadanie jest słuszne i tak należy postąpić, by wykonać je jak najlepiej. Nie było już między nimi wrogości, niesnasek, byli niczym starzy przyjaciele, którzy znają swoje wady i zalety, którzy zginęli by za siebie nawzajem.


Król Duchów uśmiechnął się na widok gawędzących szamanów, którzy zachowywali się jakby znali się od lat. Co jakiś czas, któraś z grupek wybuchała śmiechem, tu i ówdzie towarzyszyły im wygłupy. To był widok, który radował serce. Zamknął oczy, starając się wyryć w pamięci ten obrazek. Powoli, tak by nikt nie zauważył, znikał rozdając swoją moc wszystkim zebranym. Małe cząstki wpływały w ciała szamanów kolejno, tak długo, aż Król Duchów całkiem się rozproszył.

***
Witam Wszystkich :) Dłuuga przerwa, ale obiecałam sobie, że skończę to opowiadanie! Więc skończyłam, chociaż furtka została otwarta, więc może kiedyś skuszę się by napisać dalszą część o ratowaniu Ziemi. Nie wiem czy ktokolwiek jeszcze będzie pamiętał o co w ogóle chodziło w tym opowiadaniu (muszę przyznać, że dość krótkim). W każdym razie mam teraz ochotę na coś lekkiego i tak jak proponowałam ponad rok temu, chcę stworzyć bloga również o bohaterach z shaman king. Z tą różnicą, że było by to ich zwykłe życie, wiecie takie dramaty ze szkoły średniej i inne sytuacje życiowe. Wszystko dzieje się po mandze, a dokładnie po opuszczeniu kontynentu Mu (czy was też rozbraja ta nazwa :D?). Mam już kilka wstępnych notek i ogólny zarys opowiadania, więc co wy na to? Będziecie czytać?
Z waszymi opowiadaniami jestem chyba na bieżąco, chociaż nie komentowałam przez długi czas, za co przepraszam :(. Obiecuje, że od teraz, jak już wróciłam będę komentować ;) 
Pozdrawiam was cieplutko w ten deszczowo-wietrzny dzień!