czwartek, 31 października 2013

11. Strach.



Gęste chmury spowiły niebo, stanowiąc zapowiedź ciężkiej nocy. Ryu wraz z Choco oraz Tamao sprzątali pozostałości po opatrywaniu Hao. Dziewczyna z trudem opanowywała się, aby nie zemdleć od nadmiaru krwi. Metaliczny zapach nieprzyjemnie drażnił jej nozdrza, a w gardle pojawiła się ogromna gula. Od godziny usiłowali domyć podłogę. Ren nadal stał z boku, a obok niego o ścianę oparte było Guan-Dao. Jakby starał się być w pogotowiu, gdyby Tamao jednak nie dała rady i zemdlała, ale mimowolnie jego wzrok kierował się na drugi pokój, gdzie aktualnie znajdowała się Pirika z bratem oraz Morty`m. Oboje próbowali doprowadzić ją do porządku. Chciała pomóc w sprzątaniu ale, gdy tylko weszła i zobaczyła ilość krwi zrobiła się blada, a na jej czole pojawiły się kropelki potu. Fala gorąca zalała ją tak niespodziewanie, że nogi ugięły się pod nią. W porę ją uchwycił Horokeu i zaprowadził do innego pokoju.
Mina każdego z szamanów wyrażała jedno- niepewność. Właśnie uratowali człowieka, który chciał ich zabić. Tao im dłużej o tym myślał, tym bardziej był zły na siebie, że nie dobił Hao. Gdyby tylko nie był jedyną osobą z pomocą której mogą uratować świat. Ponownie zerknął na niebiesko-włosą. Dziwne uczucie pojawiło się w jego sercu. Nie, na pewno nie był zazdrosny. Był sfrustrowany swą bezczynnością i niezdecydowaniem. Zacisnął pięści zdenerwowany, po czym szybkim ruchem chwycił swoją broń i wyszedł z domu.
- A jemu co?- powiedział Trey, jakby do siebie. Pirika również obejrzała się za Tao, lecz po chwili zawiesiła głowę, chowając twarz we włosach.
-Idę do siebie.- wyszeptała nagle.

Anna właśnie zamknęła drzwi od swojej sypialni. Ręce jej drżały, usta były sine, a z włosów kapały jeszcze pojedyncze krople wody. Omiotła pokój wzrokiem, nie mogąc uwierzyć, że wczoraj o tej porze była tu z Yoh. Teraz wydawało się to tylko snem. Legendą opowiedzianą jej dawno, którą pamięta jak przez mgłę. Upadła na kolana. Była zdruzgotana, tym co dzisiaj ujrzała. Dolna warga lekko zaczęła jej drgać, oczy piec, a ona sama skuliła się na futonie, dając upust emocjom.

Tymczasem podłoga w kuchni jak i stół lśniły czystością. Szamani po długiej i wyczerpującej walce dopięli swego i mogli się pogrążyć w niespokojnym śnie. Tao resztkami sił wymachiwał bronią. Mimo wyczerpującego treningu nie udało mu się zająć myśli niczym innym jak Piriką. Przebłyski z kilku ostatnich dni nie dawały mu spokoju. Pierwszy dotyk- pchnięcie do przodu. Rozmowa w pokoju-unik. Troska o nią- atak z powietrza. Ostatni na dziś. Obejrzał się za siebie.
- Co tu robisz?- powiedział szorstko.
- Nie wiem...- usłyszał cichą odpowiedź.
- Powinnaś spać.- rzekł, zbliżając się do rozmówczyni.
- Nie mogę.
Kiedy ją wymijał, dziewczyna chwyciła go niespodziewanie za nadgarstek. Odwróciła się przodem i spojrzała pewnie w złote oczy.
- Jeśli coś złego ma się wkrótce wydarzyć, to nie chce tej resztki czasu spędzić w ten sposób. Nie chce żałować, że czegoś nie zrobiłam. Więc wybacz mi, ale muszę...- stanęła na palcach i złożyła na ustach Tao długi pocałunek. Z zamkniętych oczu popłynęły łzy, a ręka puściła jego nadgarstek. - Nawet jeśli mnie nie chcesz, to jestem szczęśliwa, że mogłam choć przez chwile poczuć, że ci na mnie zależy. Dziękuje Ci Ren.- zniknęła tak szybko, że szaman nie zdążył nawet zareagować. Pozostał po niej tylko zapach jaśminu.

Niewysoki chłopak przewracał się boku na bok. Cały czas miał przed oczami widok Hao, jego krwi, zmartwionej twarzy Yoh. Dlaczego była taka zmartwiona?!!- krzyczał w myślach. Nie mógł zrozumieć zachowania swojego najlepszego przyjaciela. Już nie ważne, że wczoraj... z Anną...- otrząsnął się.- Ale dzisiaj? Nie wytrzymał i wstał. Wiedział, że nie zaśnie dopóki nie porozmawia z Yoh. Zapukał do drzwi, lecz odpowiedziała mu cisza. Westchnął ciężko.- Co ja robię? Przecież jest środek nocy, on na pewno śpi. Już chciał zawrócić, gdy minęła go Pirika. Zdziwiony odwrócił się za nią. Płakała? Spojrzał w kierunku skąd biegła i ujrzał Ren`a, który trzymał sie za usta. AAA!!! Co tu się dzieje?!!- nie wytrzymał niewysoki blondyn.

Tao stał przez chwilę, zanim wyszedł z szoku. Delikatnie dotknął swoich ust. Nie wierzył w to co się właśnie przed chwilą stało. Dopiero zimny podmuch powietrza doprowadził go do porządku. Chwycił mocniej Guan-Dao, wiedząc że już nie zaśnie tej nocy postanowił zastąpić Asakure. Wszedł bez pukania do pokoju gdzie znajdowali się bliźniacy i ujrzał śpiącego Hao, a obok na podłodze leżał Yoh. Tao trącił nogą krótkowłosego, który o dziwo się obudził.
- Zastąpię Cię.- powiedział.
- Nie Ren zostanę przy nim. Idź spać.
- Ja nie zasnę już tej nocy, a ty chyba bardziej przydasz się Annie.
Yoh zawiesił głowę. - Chyba masz racje.- wyszeptał. Ostatni raz spojrzał na swojego brata i opuścił pokój. Wiedział, że Hao nie mógł tak nagle się zmienić, ale myśl że kiedyś mogło to nastąpić dodawała mu otuchy. Była dla niego nadzieją, której tak bardzie teraz potrzebował. Zapukał do drzwi pokoju Anny. Mimo późnej pory usłyszał ciche "proszę".
- Cześć- wyszeptał czule. Uklęknął przy posłaniu, z zamiarem pogładzenie jej po włosach. Jednak przeraził się na widok dziewczyny. Miała napuchnięte i podkrążone oczy, dłonie zaciśnięte w pięści, spowodowały że paznokcie wbiły się w skore dziewczyny, raniąc ją przy tym. Jej twarz była mokra od łez, ponad to blada. Anna drżała z zimna, mimo że była cała przykryta. Yoh spanikował, nie wiedział co się jej dzieje, zaczął przykładać ręce do czoła blondynki. Bez namysłu ściągnął z siebie swoje kimono opatulając nim medium. Sam wszedł pod kołdrę, przytulając Annę do siebie. Zaczął gładzić ją po włosach i szeptać do niej, że wszystko będzie dobrze. Blondynka skuliła się i mocniej przywarła do Asakury. Łzy przestały lecieć, a dłonie się nieco rozluźniły.
- Nie bój się.- wyszeptał pewniej, widząc że z Itako już lepiej. Ich oddech się wyrównał, a dziewczyna robiła się co raz cieplejsza. Yoh podniósł je podbródek, tak że ich spojrzenia się spotkały.

- Proszę nie strasz mnie tak więcej.- powiedział, po czym pocałował w czoło, a następnie w usta. - Śpij.

Złote oczy błyszczały w ciemności, wpatrując się w klatkę piersiową Asakury. Powolne i regularne ruchy sprawiły że Tao stał jak zahipnotyzowany. Od godziny już nie ruszył się z miejsca, nawet nie usiadł. Ściskał mocno broń na wszelki wypadek. Drgnął gdy zobaczył, że Hao poruszył się niespokojnie. Skierował ostrze Guan-Dao na posłanie, gdzie leżał długowłosy. Ciemne tęczówki spojrzały na dłoń, której palce wyglądały jakby ściskały drugą.
- Witaj w świecie żywych.- powiedział z przekąsem fioletowo-włosy. Dopiero wtedy Asakura zauważył, że ma towarzysza, który celuje w niego bronią.
- Tao.- szepnął z trudem. Po chwili wspomnienia zalały go całkowicie, chwycił się za bok. Na jego twarzy pojawił się grymas bólu.
- Wszystko opatrzone. Czego chcesz?- zapytał bez ogródek. Ręką drżała mu, z przyjemnością wbiłby Guan-Dao w jego serce.
- Masz głośne myśli. Wiesz, że jakbym chciał to zabiłbym Cię na treningu, więc odłóż tą zabawkę.
Tao z niechęcią musiał mu przyznać racje. Mimo to nadal w ręku trzymał broń, choć nie celował już w Asakure. Zaczynało świtać, za oknem dało się słyszeć śpiew ptaków. Cisza zapanowała w pokoju. Ren nie wiedział co myśleć. Hao wyglądał na bardzo poturbowanego, a przez to i słabego. Wydawał się być bezbronny i taki ludzki. Inny niż szaman, z którym walczył. Z kolei długowłosy przypatrywał mu się z pozycji półsiedzącej. Słyszał jego myśli i wahania. Ponad to rozumiał młodego dziedzica w pełni. Opadł ponownie na posłanie i zamknął oczy. Po chwili dało się słyszeć pierwsze kroki na korytarzu.

Anna drgnęła. Otworzyła oczy i ujrzała śpiącego szatyna. Mimowolnie uśmiech wkradł się na jej twarz. Wstała najdelikatniej jak umiała, chociaż wiedziała że Yoh łatwo się nie obudzi. Usiadła obok i wpatrywała się w chłopaka. Jednocześnie zastanawiała się dlaczego reishi znowu ją obezwładniło. Wie, że jest silną Itako, że powinna sobie poradzić. Tymczasem nawet gdy Yoh przyszedł nie mogła zasnąć spokojnym snem. Często się budziła, poza tym szczypały ją dłonie od wbitych zeszłego wieczoru paznokci. Wstała w końcu i udała się do łazienki. Idąc korytarzem zerknęła na pokój gdzie znajdował się Hao. Mocniej zadrżało jej serce, na wspomnienie wczorajszych wydarzeń. Hao to silny szaman i nawet jeśli nie odzyskał całego foryoku to jak bardzo potężny musiał być ten kto go tak zranił. Miała dziwne wrażenie, że niedługo się dowiedzą.

Różowo-włosa siedziała u siebie w pokoju na podłodze, jej wzrok zupełnie pusty zdradzał iż ma wizje. Była to ta sama co poprzednio, jednak mogła zauważyć kilka szczegółów. Hao właśnie wybiegł z lasu na polanę, w oddali widać było posiadłość Asakurów. Zdezorientowany skręcił w lewo i dalej biegł. Nagle przed nim pojawiła się ściana ognia, chciał zawrócić lecz okazało się, że jest otoczony żywiołem. Niespodziewanie pnącza złapały go za nogi, zawiał silny wiatr, unosząc jego pelerynę. Nie wiadomo skąd strumień wody pod ogromnym ciśnieniem uderzył go w bok. Rozbłysło się światło i Hao zniknął.
Tamao zdenerwowana wstała szybko. Zachwiała się na swoich nogach i prawdopodobnie gdyby nie oparła się o szafkę, upadłaby na podłogę.
- Konchi, Ponchi...- wyszeptała. Duchy zaniepokojone jej stanem zmaterializowały się tuż obok.
- Może pójdziemy po mistrza Yohmei?
- Tak on na pewno coś zaradzi! Chodź Ponchi!!- duchy już miały opuścić pokój, lecz dziewczyna ich zatrzymała.
- Nie... Ja sama pójdę.- przeczesała włosy ręką i zdecydowanym krokiem pobiegła w poszukiwaniu kogoś z rodu Asakura.

Po pewnym czasie szamani zaczęli schodzić na śniadanie. Jedynie Ren został, aby pilnować Hao. Ryu wraz z Keiko na zmianę przynosili kolejne rzeczy na stół, gdy nagle ten poranny spokój zniszczony został przez Tamao. Wbiegła do jadalni zdyszana, a jej wzrok wyrażał zdenerwowanie. Poparzyła się na zebranych.
- Znowu miałaś wizje Tamao?- zapytała Pirika. Anna nie próżnując, sprawdziła wizje podopiecznej Asakurów za pomącą swoich umiejętności.
- Jesteś pewna?- zapytała. Wzrok wszystkich z różowo-włosej padł na Annę.
- Przed chwilą to widziałam.- wyjaśniła.
- Niemożliwe...- szepnęła blondynka.
- Czy ktoś może mi to wyjaśnić?!!- krzyknął zdezorientowany Trey.
- Zwołajcie tu wszystkich! Tamao opowiedz im!- rzuciła szybko Itako i wybiegła z pomieszczenia. Yoh bez wahania ruszył za dziewczyną. Każdy kto pozostał spojrzał na Tamamure wyczekująco. Co jest tak ważne, że nawet Anna wydawała się zaniepokojona?

Blondynka biegła przed siebie. Tyle myśli kotłowało się jej w głowie. Yoh ledwo nadążał za narzeczoną. W końcu nie wytrzymał i zawołał za nią, lecz niewzruszona biegła dalej. Treningi w końcu się na coś przydały i zatrzymał Annę.
- Co się dzieje?- ich wzrok się spotkał.
- Obawiam się, że nie będziemy w stanie uratować świata...- słowa wypowiedziane przez medium przecięły powietrze. Spojrzenie Yoh stało się puste, a ręka która dotychczas trzymała ramie Anny, opadła bezwładnie wzdłuż ciała.

Wszyscy przy stole wyczekująco patrzyli na wizjonerkę. Do kuchni powolnym krokiem weszła najstarsza przedstawicielka rodu.
- Kino-sensei!- krzyknęła Tamao.- Miałam wizje! Hao został zaatakowany przez żywioły!
- Niemożliwe...- wyszeptała staruszka. Zebrani mieli de ja vu, zupełnie jak Anna - pomyśleli.
- Chyba jest tylko jeden sposób by to sprawdzić.- rzekł jej mąż.
- Najpierw śniadanie.- oznajmił donośnie Ryu.- Bez śniadania ciężko się myśli, więc życzę wszystkim smacznego.
Posłusznie każdy zabrał się za jedzenie, a do Hao wrócą za kilka minut. W końcu nie ucieknie.

Po raz kolejny znaleźli się w zatęchłym pomieszczeniu pełnym ksiąg. Minęli obraz z wizerunkiem Hao sprzed 1000 lat, widać było że ktoś tu był. Nowe kadzidła drażniły jeszcze bardziej nos, a świece były niewiele wypalone. Stanęli przed półką z 5 grubymi księgami. Nadal były za szkłem w nienaruszonym stanie, jednak mimo to coś się zmieniło. W miejscu, gdzie jeszcze nie dawno widniała pieczęć nie było nic.
- One nie są już chronione.- powiedziała cicho Anna.
- Ale kto to mógł zrobić? I jak?- Yoh zadał pytania, licząc że jego narzeczona wie coś więcej. W pomieszczeniu zapanowała idealna cisza. Oboje spojrzeli po sobie wyczekująco, jednak mimo to żadne się nie odezwało. Nie chcieli powiedzieć na głos tego co było oczywiste, ale w pewien sposób raniące. To musiał być ktoś z rodu Asakura. Anna pokręciła głową sama w to nie wierząc, a szatyn ciężko westchnął.
- To przecież niemożliwe by ktoś.. ale czemu? Po co?- nie dowierzała Itako.
- Jaką wizje miała Tamao.- po chwili ciszy szatyn uzyskał odpowiedź.
- Widziała jak Hao ucieka, a potem każdy z żywiołów atakuje go. Na końcu rozbłysło światło i Hao znika. Wydaję mi się, że to światło to piąty punkt Gwiazdy Jedności, duchowy.
- Myślisz, że to dlatego jest w takim stanie.
- Być może, ale trzeba będzie jego samego o to zapytać.
Yoh nie wiedział jak odpowiednio dobrać słowa. Nadzieja jaką żywił wraz z powrotem Hao z każdą chwila jakby rosła w nim. Pragnął naprawić to co zrobił swojemu bratu, chciał mu powiedzieć, że żałuje. Powiedzieć, przez co przeszedł po walce w Gwiezdnym Sanktuarium, aby mu uwierzył. Jednak za każdym razem przypominał sobie jaki bezwzględny był jego bliźniak, co ratowało go przed kolejnym popadnięciem w depresje. Jestem naiwny nie ma co.
- Nie jesteś Yoh. Jesteś po prostu dobry i szukasz go u każdego. Potrafiłeś go odnaleźć w 6 letniej dziewczynce, która chciała Cię zabić oraz wszystkich dookoła.- szatyn był nieco zaskoczony słowami dziewczyny. Tak łagodny ton i zatroskane spojrzenie sprawiły, że Asakura skulił się w sobie. Niepewną dłonią Anna pogłaskała szamana po policzku. Yoh przyłożył swoją rękę na jej i wtulił się, czując dotyk kobiety z którą miał spędzić resztę życia. Natychmiast przyjemne ciepło rozeszło się po jego ciele. Przesunął jej dłoń przed swoje usta i musnął delikatnie wargami. Spojrzał w oczy wyrażające zaskoczenie, a ona sama jakby zmieszana, biła się ze sobą czy nie wziąć ręki. Jednak dotykając go czuła jakby mu pomagała, a przecież niczego bardziej nie pragnęła jak tego by Yoh był szczęśliwy. Niespodziewanie szatyn pociągnął ją do siebie i przytulił. Na początku troszkę spięta z ogromnym rumieńcem by po chwili rozluźnić się w ramionach narzeczonego.
- Dziękuje Ci za to wszystko co dla mnie zrobiłaś. Jesteś niezastąpiona.- powiedział. Anna była już zupełnie rozbita tymi słowami. Zacisnęła dłonie na jego koszuli. Znienawidziła swoją matkę za to że ją porzuciła, ale gdyby nie to nigdy nie poznałaby Yoh. Szatyn odsunął ją od siebie i delikatnie przejechał po jej włosach, które teraz sięgały już za ramiona. Uśmiechnął się tylko tak jak on potrafi. To nie do uwierzenia, że tak nie dawno nie wyobrażałem sobie jak mamy stworzyć rodzinę.- przemknęło mu przez myśl.
- Chodźmy do Hao.- szepnęła.
- Anno...- zagadnął kiedy wyszli z biblioteki.- Powiesz mi co się wtedy stało.- pytające spojrzenie blondynki, uzmysłowiło szatynowi, że musi powiedzieć coś więcej.- No wtedy przed wyjazdem do Doubie. Byłaś taka zdenerwowana i...- zamilkł widząc, że Itako pobladła na twarzy.- Chodziło o Twoją matkę?- Anna przytaknęła. Szatyn już nic więcej nie mówił. Gdy znaleźli się w głównej części posiadłości dało się słyszeć rozmowy reszty ich znajomych.
- Twoja rodzina poszła do Hao.- oznajmił Ren, który jako jedyny jadł. Yoh ciężko westchnął.
- Chyba też powinienem tam iść.- rzekł cichym głosem. Anna położyła mu rękę na ramieniu i ciepło się uśmiechnęła. Delikatnie kiwnęła głową i oboje ruszyli w stronę pokoju, gdzie przebywał jeden z najsilniejszych szamanów na Ziemi.

***
Dzisiaj Haloween :D Lubię tematykę duchów i innych upiorów, ale dzięki Shaman King zdecydowanie się nie boję ;P Życzę mnóstwa cukierków i dobrej zabawy przy robieniu psikusów ;* a na jutro żeby nie było korków ^^ (niemożliwe ;/)
A no i jeszcze miałam odpowiedzieć na pytania Genezis:)
Wybacz, za wybrakowany opis, a co do materialności Hao to ukazując się wszystkim wyglądał jak żywy, ale zachowywał się troszkę jak duch, w końcu znikał. Jednak jak wiadomo Haoś bywa tajemniczy i lubi się pojawiać i znikać od tak. Myślę, też że możemy go uznać już wtedy za żywego, w końcu mając władze nad wszystkimi żywiołami takie znikanie nie jest czymś nadzwyczajnym :) Pozdrawiam ;*;*:*



poniedziałek, 14 października 2013

10. Nieoczekiwana pomoc cz. III



Młodsza z rodzeństwa Usui została wysłana wraz z Keiko do świątyni. Nie umknęło kobiecie że niebisko-włosa nie jest już uśmiechnięta i wesoła. Dziewczyna posłusznie wykonywała wszystkie polecenia, jednak robiła to automatycznie, była bez życia.
- Pirika, nie bez powodu powiedziałam że to dobrze że w takich chwilach potrafisz odnaleźć szczęście. Potrzebujecie teraz pozytywnej energii, a to nic innego jak przyjaźń, czy nawet miłość.- mimo zachęty do rozmowy Usui nic nie odpowiedziała. Keiko zrezygnowana dodała tylko.- Nie trać nadziei.
- Coś jeszcze dla Pani zrobić?- zapytała tylko.
- Tak, jakbyś mogła to w zachodniej części posiadłości, niedaleko stawu jest mały ogródek. Pozbieraj trochę jaśminu dobrze?- dziewczyna przytaknęła. Wyszła na świeże powietrze, słońce ją nieco oślepiło, lecz po chwili oczy przywykły do światła dziennego. Ruszyła przed siebie. Spokojna okolica, szum drzew i śpiew ptaków nieco ją uspokoiły. Nawet delikatny uśmiech wkradł się na jej bladą twarz. Keiko nauczyła ją jak korzystać z darów natury. Wiedziała jakie zioła na co działają, co pomoże, wzmocni. A jaśmin... był najpiękniejszy, najwonniejszy. Jednak jej uwagę przykuło jednak co innego.
- Horokeu?- szepnęła do siebie. Zaciekawiona obserwowała brata, który prawie nagi biegał i skakał wokół jeziorka. Nieco zbulwersowana podbiegła szybko do chłopaka i już miała zacząć krzyczeć gdy nagła fala zmoczyła ją całą, pozostawiając gdzie nie gdzie resztki mułu na białej i nowej bluzce. Czerwona z wściekłości, z rządzą mordu w oczach uderzyła swojego brata, który wpadł do sadzawki.
- Jak wrócę masz robić pompki!!! A potem przebiegniesz 1000 km!!!!- krzyknęła, po czym odwróciła się i skierowała swe kroki do posiadłości aby doprowadzić się do porządku.

Kropelki potu pojawiły się na czole dziewczyny. Zacisnęła dłonie w pięści, a na jej skroni pojawiły się zmarszczki świadczące o intensywnym skupieniu. Dwa duchy przyglądające się różowo-włosej czekały na jej słowa. Tamamura skuliła się w sobie, coraz mocniej zaciskając wargi. Niespodziewanie wyprostowała się, a jej pusty wzrok świadczył o tym, że ma wizje.
- Udało jej się.- szepnął Konchi na tyle cicho by nie rozproszyć wizjonerki, ale też na tyle głośna aby drugi duch usłyszał. Dziewczyna w końcu zamknęła oczy i rozluźniła mięśnie.
- I co?! I co?- pytali jeden przez drugiego. Jednak Tamao wstała i wybiegła z pokoju.

Wysoki mężczyzna stał przy brzegu rwącej rzeki. Czuł obecność innych duchów, jednak nie przerażało go to tak jak kiedyś. Westchnął ciężko i podniósł wzrok w kierunku słońca. W ręce trzymał drewniany miecz a obok jego ramienia lewitował duch stróż.
- Ciężko było prawda?- zagadnął, uśmiechając się. Wspomnienie ciężkiego treningu u rodu Asakura napawało go dumą.
- E tam przesadzasz.- odparł mu Tokageroh.
- Mam ci przypomnieć że uciekłeś?- duch jakby się nieco zawstydził i zniknął. Natomiast brunet wziął rozbieg i wskoczył do rzeki, o dziwo nie został porwany przez nurt. - Od razu lepiej.- westchnął.
- Masz racje, pierwszy dzień lata dzisiaj.- usłyszał za sobą. Szybko się odwrócił i ujrzał w pełnej okazałości człowieka z którym stoczył najgorszą walkę w całym swoim życiu.
- Tokageroh!!- krzyknął i przyjął pozycje do walki. Ku jego zaskoczeniu szatyn również wskoczył i podszedł dosyć blisko mężczyzny.
- To nie będzie konieczne.- rzekł długowłosy, a kontrola ducha zniknęła.
- Osiągnąłeś szczyt swoich fizycznych możliwości jako szaman.
Mina Ryu wyrażała jednocześnie zdziwienie, pomieszane z radością.
- Nie są one najlepsze ale, więcej nie uda ci się wytrenować.
- Mam nic nie robić?!- zapytał podniesionym głosem.
- Nie.- powiedział długowłosy, a ogromna fala zmoczyła wysokiego bruneta.
- Musisz ćwiczyć refleks i zwinność. Mas być jak jaszczurka- delikatny uśmiech wkradł się na jego twarz, widząc jak Ryu dygoce ze złości.
- Rozwaliłeś mi fryzurę!!! Pożałujesz tego!- krzyknął i zaczął na oślep, z furią w oczach, uderzać swoim drewnianym mieczem. Szatyn z lekkością omijał kolejne zamachnięcia.
- Kontroluj się.- powiedział z drwiną i zniknął. Brunet został sam i po raz ostatni uderzył mieczem o wodę.
- O co mu chodziło?!- zapytał swego ducha zdenerwowany.
- Może... Masz być taki jak ja?- odparł i wypiął dumnie pierś. Jednak widząc, że mężczyzna nadal jest przygnębiony zasępił się również.
- Nigdy nie dorównam Yoh, ani Ren`owi, może nawet jestem słabszy od Trey`a?- szepnął. Wyszedł z wody i powolnym krokiem ruszył w stronę posiadłości.

Nadeszła pora kolacji. Powoli przy stole zbierali się szamani. Różowo-włosa siedziała zdenerwowana rytmicznie uderzając nogą o podłogę.
- Tamao stało się coś?- szepnęła Pirika. Dziewczyna wbiła w nią wzrok.
- Miałam wizje.- odparła cichym głosem.
- I?- Usui czekała na kontynuacje.
- Widziałam Hao w pierścieniu ognia, on... on się bronił przed czymś.
- Powiedziałaś już Yohmei?
- Tak, ale powiedział że moje wizje nie zawsze się sprawdzają.- dziewczyna posmutniała.- Ale ja czuje że to było prawdziwe! Tak właściwie nigdy nie byłam niczego bardziej pewna.
Stojący za dziewczynami Tao przysłuchiwał się tej rozmowie.
- Miałaś wizje z Hao?- zapytał na tyle głośno, że wzrok każdego skierował się na Tamare. Dziewczyna natychmiast zrobiła się czerwona i zaczęła panikować.
- Ładnie to tak podsłuchiwać?- zapytała się zdenerwowana Pirika.
- Chciałem Ci powiedzieć, że masz coś we włosach i przez przypadek usłyszałem o czym mówicie.- powiedział oschłym głosem Tao, po czym spokojnie dokończył butelkę mleka.
- Słucham?- powiedziała Anna swoim spokojnym głosem. Tamamura lekko zaczerwieniona powtórzyła głośniej to samo co przed chwilą.
- Czyżby wielki pan ognia stracił panowanie nad swoim duchem? A może Duch Ognia miał go po prostu dość po tylu latach?!- zaśmiał się głośno Trey.
- Onii-chan!!!- skarciła go siostra.
- Wątpię że będzie Ci do śmiechu gdy przyjdzie nam walczyć.
- Więc myślisz że i tym razem...?- odezwał się po raz pierwszy Yoh. Zaraz po walce w gwiezdnym sanktuarium miał pewne wyrzuty sumienia, które jednak na szczęście ucichły.
- Kto wie...- powiedziała Kyuoyama i odłożyła kubek z herbatą. Czuła to rozdarcie w sercu szatyna. Wiedziała doskonale że ta chwila nadejdzie, wiedziała też że będzie mu musiała pomóc bez względu na to jaką decyzje podejmie.- Może go ruszy sumienie. Poza tym istnieje wiele duchów dających możliwość władania ogniem więc rzeczywiście mógł go ktoś zaatakować.
- Jednak Hao broniący się przed ogniem? Nie zastanawia was to?- zapytała się Jun. Każdy spojrzał po sobie niepewnie. Tak to może być zaskakujące że władca ognia broni się przed ogniem. 
- Widziałem go.- oznajmił wszystkim Ren.- Walczył ze mną.
- Ja też.- wyznał Ryu
- I ja.- dodał Trey.
Informacja nieco zszokowała zgromadzonych.
- Co dziwne każdy z was jeszcze żyje.- powiedziała Anna. Trey w odpowiedzi na tą kąśliwą uwagę zaczął krzyczeć na blondynkę, przez co został uraczony morderczym spojrzeniem dziewczyny i już się nie odzywał.
- Myślę że dlatego bo chciał nas nauczyć czegoś.
- Racja, nie chciał mnie zabić tylko pokazać że mam więcej do zaoferowania.
- Może chce was podejść? Żebyście się do niego przyłączyli?- zapytał Choco.
- Nie... myślę że on się boi i chce nas nauczyć czegoś więcej.
- Ren...- szepnęła jego siostra.

- Jesteśmy jedynymi którzy go pokonali, wiec dlatego nas szkoli. Nie wydaje mi się żeby był przeciwko nam.- to były ostatnie słowa wypowiedziane podczas wieczerzy. Każdy pozostał z własnymi myślami. Jednak wszyscy wiedzieli jedno- że zachowanie Wielkiego było podejrzane. Pozostawało im czekać na kolejny znak.

Późnym wieczorem Yoh siedział na dachu i rozmyślał. Nie tak wyobrażał sobie czasy po turnieju. Król miał zostać wybrany, nawet jeśli nie on by nim był i przeżył rozczarowanie Anny, to i tak świat byłby bezpieczny. Przynajmniej bezpieczniejszy niż teraz. Obok szatyna pojawił się jego Duch Stróż.
- Ciekawe co Hao chce osiągnąć.- powiedział na głos.
- Yoh-dono... Nie ważne co zdecydujesz, pomogę Ci.
- Dziękuje Amidamaru, ale chyba nie ja tu będę decydować.
- Zawsze widzisz we wszystkich dobro, choć najodleglejsze-potrafisz je odnaleźć.
- Nie zawsze.- odparł szaman.
- Myślę że po to dostałeś drugą szanse.- wzrok szatyna powędrował na Amidamaru, w jego oczach można było odnaleźć wesołe iskierki.

Blondynka właśnie wycierała swe włosy w ręcznik, gdy usłyszała rozmowę przez otwarte okno. Każda myśl szatyna ujawniła się przed nią. Pragnienie Yoh o bliźniaku który będzie normalnym bratem, jego drugą połówką duszy, z którym będzie mógł rozmawiać, chodzić do szkoły, wygłupiać się. Spojrzała przez otwarte okno na gwiazdy, siedział dokładnie nad nią. Nie lubiła nie móc nic zrobić. Obiecała mu pomóc. Nie może zawieść ani jego ani siebie. Jednak w tym pragnieniu mu nie pomoże, może jedynie być dla niego wsparciem. Usłyszała jak Yoh zeskakuje, a po chwili idzie korytarzem. Wyszła szybko z łazienki, czekając na niego pod pokojem.
- Anna? Coś się stało?
- Nie.- odparła cicho.- Oyasumi.- odeszła parę kroków lecz głos szatyna ją zatrzymał.
- Chcesz się przejść? Pięknie widać tu gwiazdy.

Szli ramię w ramie. Ona miała wzrok wbity przed siebie, on ręce w kieszeni i spoglądał na niebo. Dookoła panowała idealna cisza, zakłócona jedynie ich krokami.
- Słyszałam waszą rozmowę.- rzekła. Yoh spojrzał na nią i uśmiechnął się.
- Chciałbym żeby mi się udało.
- A jeśli znowu będzie to samo?
- Pytasz czy zdecyduje się zabić drugi raz swojego brata?- dziewczyna mruknęła tylko.- Nie wiem.
- Martwię się. Nie chcę, żebyś przechodził przez to ponownie.- szatyn zerknął na Itako. Zdziwiła go ta otwartość. Tylko ona wiedziała co się w jego sercu działo zaraz po turnieju i tylko jej zawdzięcza to, że wyszedł z tego.
- Musisz kiedyś znowu zrobić omlety.- powiedział, przypominając sobie widok Anny w kuchni.
- Nie wiem czy będę miała okazje.
- Po prostu obiecaj że je jeszcze zrobisz.
- Obiecuje.- oboje spojrzeli na nieboskłon który odbijał się w stawie. Zerknęli na swoje odbicia, następnie na siebie nawzajem. Na twarzy Yoh pojawił się uśmiech, a w głowie zrodził się plan.
- Nawet o tym nie myśl Asakura bo sam wylądujesz w tej sadzawce. - szatyn zaśmiał się nerwowo.
- Ciebie nie da się zaskoczyć.- powiedział zrezygnowany. Nagle zawiał mocny wiatr, słychać było trzask okien z posiadłości. Oboje nie mieli ochoty powrotu do swoich pokoi. Yoh wiedział, że będzie mu ciężko zasnąć.
- Znowu masz problemy ze snem?- zapytała medium.
- Nie.- odparł pewnie. Jednak przypomniała mu się pewna scena sprzed kilku miesięcy.

Spał. Chciał się obrócić na bok jednak coś mu przeszkodziło. Otworzył oczy i ujrzał Annę. Spała skulona, głowę miała opartą na jego ręce. Obok zauważył miskę z wodą i zwiniętym ręcznikiem. Dotknął swojego czoła które jeszcze było mokre. Musiał znowu się gorzej poczuć w nocy, nawet nie wiedział że tutaj była. Pewnie krzyczał przez sen i ją obudził. Po raz kolejny. Westchnął ciężko, przez co dziewczyna poruszyła się i kilka kosmyków opadło na jej twarz. Niepewnie odgarnął je za ucho, dotykając policzka. Był zimny. Chłopak zauważył dopiero teraz, że blondynka drży. Była cala zmarznięta. No tak- pomyślał- jest zima a okno jest otwarte. Wiedział, że Anna go zabije jak się obudzi ale przykrył ją częścią swojej kołdry, przybliżając się jednocześnie. Dziewczyna była zimna, lecz gdy tylko poczuła coś ciepłego na jej twarz wdarł się delikatny uśmiech, drżenie zostało zastąpione przez rozluźnienie się. Blondynka czując coś ciepłego przysunęła się bliżej, opierając głowę na jego ramieniu. To był drugi raz gdy była tak blisko niego.

Na wspomnienie tej sytuacji serce zabiło mu mocniej, a na twarzy pojawił się delikatny rumieniec. Zasnął wtedy szybko i spokojnie, to była ostatnia noc z koszmarami. Anna widząc co szatyn sobie przypomina odwróciła szybko wzrok. Niespodziewanie poczuła koło swojej dłoni jego. Wplótł palce między jej i powiedział tylko:
- Chodź.
Dziewczyna nie protestowała. Wręcz odwrotnie, pragnęła teraz tego jak nic innego. Chciała żeby był blisko. Chciała go czuć. Wyrównała kroku, lecz nie odważyła się spojrzeć na szatyna. Szli w milczeniu aż stanęli pod jej pokojem. Był ostatni na długim korytarzu.
- Oyasumi- szepnął. Jednak blondynka zacisnęła mocniej dłoń. Wystraszyła się sama swojej reakcji i wyrwała rękę z uścisku. Podniosła wzrok i ujrzała parę ciemnych dużych oczu wpatrujących się w nią z zastanowieniem. Po chwili poczuła jego ciepło, to wewnętrzne, które tylko od niego bije. Szatyn otworzył drzwi do jej pokoju. Dziewczyna zrobiła krok do tyłu, on do przodu. Ujął ja drugą ręką i spojrzał głęboko w oczy. Uśmiechnął się, tak jak jeszcze nigdy. To był uśmiech tylko dla niej, tylko ona będzie go oglądać. Widziała w nim uczucie przeznaczone dla osób wyjątkowych. Przyjemny skurcz brzucha pojawił się u obojga. Ślina została połknięta. Ręka Yoh wplątała się delikatnie we włosy Kyoyamy, a on sam przybliżył swoją twarz. Anna zacisnęła mocniej uścisk ich dłoni. Zamknęła oczy, czując się szczęśliwa jak nigdy. Usta ledwie dotknęły jej własnych. Przepełniona nowym uczuciem z iskierkami w oczach spojrzała na szamana. Bez słowa położyli się na macie blisko siebie, ich ruchy choć skrępowane, były pewne. Chcieli mieć siebie blisko. Serce biło szybciej, jednak radosne jak nigdy. Anna wtuliła się w tors szatyna i po chwili poczuła jak oplata ją jego dłoń, a usta składają pocałunek na czole. Przytulił mocno medium. Natomiast blondynka poczuła jak każdy problem oddala się od niej, czuła spokój, bezpieczeństwo. Zacisnęła dłoń na jego barku bojąc się że to przyjemne uczucie zaraz zniknie. Że to ciepło, do którego tak bardzo lgnie wymknie się.
- Nie bój się zostanę- szepnął jej do ucha po czym lekko odsunął od siebie, aby ujrzeć twarz dziewczyny. Tak bardzo się różniła od tego co pokazywała w ciągu dnia, że Yoh mógłby przysiąc że to mu się tylko śni. Ale to była jego Anna i niech będzie taka tylko przy nim. Po raz kolejny zbliżył swoją twarz i tym razem nie tylko musnął ją wargami. Delikatnie rozszerzył swe usta. Rękę wplótł we włosy, chciał poczuć ją mocniej. Przywarli do siebie na krótko, choć obojgu to wystarczyło by poczuć miłe uczucie w środku. Lekkie zdenerwowanie, połączone z przyjemnością.

Z oddali wyrwał ją ze snu odgłos budzika. Dziewczyna powoli otworzyła oczy i poczuła jak ktoś przytrzymuje ją ręką. Spojrzała w bok. Yoh spał koło niej zupełnie się nie przejmując dzwonieniem budzika. Było w pół do ósmej. Zerknęła na rękę szatyna która ją przytulała. Wyłączyła brzęczący zegar i odwróciła się przodem do Asakury.
- Yoh...- szepnęła.- Yoh?- przybliżyła się i złożyła delikatny pocałunek na jego ustach. - Chyba mam nowy sposób budzenia Cie.- powiedziała widząc jak szaman otwiera oczy.
- A ja zasypiania.- Anna zaśmiała się. Asakura oniemiały patrzył na dziewczynę. Zadziwiająco piękna. Chciał ją codziennie widzieć taką szczęśliwą. Oboje zmieszani leżeli naprzeciwko siebie. Napawali się tą chwilą, która mimo że podobna do dwóch poprzednich wydarzeń różniła się wszystkim. Tym razem każdy skrawek ciała pragnął poczuć ciepło drugiej osoby. Zawstydzeni, jakby poznawali się na nowo, jakby te wszystkie lata nagle wyparowały i byli dla siebie zupełnie nowymi osobami. A mimo to smukła łydka dziewczyny leżała między nogami szatyna. Ręka gładziła go po twarzy, a on niczym zwierze wtulał się w delikatną dłoń. Sam obejmował Annę, obawiając się że zaraz zniknie, wymknie mu się. Letni powiew z otwartego okna dotarł do nich, sprawiając że kosmyki włosów poruszyły się delikatnie. Zapowiadał się na prawdę ciepły dzień.

Śniadanie przebiegło w tradycyjny sposób. Horokeu prosił o trzecią dokładkę, Ren pił drugi kartonik mleka, a Ruy wniebowzięty, że jego protegowany dzisiaj wychodzi ze szpitala krzątał się po kuchni. Wszystko wskazywało na to, że szamani odzyskali nadzieje na uratowanie świata. Dobry nastrój nie opuszczał ich nawet po ogłoszeniu ilości ćwiczeń do wykonania.
Podczas biegu każdy z chłopaków z dziwnym uśmiechem zerkał na Yoh. Szatyn mając słuchawki na uszach zupełnie odpłynął, nie widząc podejrzanych min przyjaciół. Z uśmiechem na ustach biegł wytyczoną trasą, nie czując zmęczenia. Dopiero dochodził do niego fakt, że spędził noc z Anną, że ją pocałował, że ją przytulał, że mógł jej dotknąć. Zawsze należała do niego i chyba zawsze ją na swój własny sposób kochał. Rozradowany przyspieszył tempa, a pozostała gromadka została daleko w tyle szeptając między sobą.
- Ren, a ty co widziałeś?- zapytał Ryu.
- Mam własne życie prywatne.
- Z moją siostrą.- powiedział oskarżycielsko Trey. Tao w momencie zrobił się czerwony. A jego "nie wiem o czym mówisz" zabrzmiało komicznie. Widząc, że nie dadzą mu spokoju poszedł w ślady Yoh i opuścił przyjaciół.

Anna cicho nucąc jedną ze swoich ulubionych piosenek, robiła właśnie herbatę dla siebie oraz Tamao. Stojąc w kuchni, tyłem do wejścia oraz pochłonięta rozmyślaniem nad nocą nie zauważyła jak ktoś się do niej skrada. Szatyn położył ręce na jej tali, a głowę oparł o ramię. Itako lekko drgnęła, a jej serce przyspieszyło.
- Pić.- usłyszała tylko.
- Asakura!- warknęła w jego stronę. On się zaśmiał beztrosko i odszedł parę kroków aby nalać wody. Zerknął na dziewczynę, czuł rozpierającą go energie. Uśmiechnął się tylko tak jak on potrafi, dał całusa w policzek i wyszedł z kuchni. Anna lekko zarumieniona zalewała drugi kubek wrzącą cieczą, gdy nagle usłyszała szmer.
- Drugi raz się nie nabiorę!- powiedziała, lecz gdy się odwróciła jej oczom ukazał się ktoś zupełni inny, a jednocześnie tak podobny.
- Hao?!- krzyknęła widząc długowłosego, ledwo opierającego się o framugę. Z jego boku na podłogę sączyła się obficie krew, a on wyglądał na wycieńczonego. Upadł przed medium, tracąc przytomność.
- YOH!!!- krzyknęła na tyle głośno, aby chłopak ją usłyszał. Przy okazji i cala reszta przyjaciół. W tempie natychmiastowym zjawili się w pomieszczeniu. Anna klęczała przy ciele chłopaka, próbując go delikatnie odwrócić.
- Co się stało?- zapytał szatyn. Nieco się przeraził widząc Annę we krwi.- Nic ci nie jest?!
- Nie. Pojawił się w kuchni i upadł. Nic nie mówił nawet nie chciał atakować!- odpowiedziała przejęta.
- A co jeśli to jest podstęp?- zapytał Morty.
- To najwyżej damy się nabrać, ale myślę że należy mu pomóc. - rzekł stanowczo szatyn. Tao tylko prychnął i założył ręce na piersi, dając tym samym do zrozumienia że on tak łatwowierny nie jest. Lee Pyron podniósł długowłosego i przeniósł na stół, na którym był już rozłożony ręcznik. Jun starannie obmyła ranę, z której nadal sączyła się krew.
- Trzeba będzie zszyć.-oświadczyła. Każdy spojrzał po sobie.- Potrzebujemy Fausta.- dodała. Anna wzięła ten obowiązek na siebie i juz po chwili słychać było sygnał w słuchawce.
- Witaj Faust, z tej strony Anna. Nie obchodzi mnie jak to zrobisz ale masz się zjawić w Izumo natychmiast.- powiedziała.
- Witaj Anno- usłyszała melodyjny głos mężczyzny.- Myślę że jutro mógłbym się już zjawić.
- Jutro?- westchnęła- Dobrze. Czekam.- zakończyła rozmowę. Spojrzała na swojego narzeczonego, który był cały blady. Obawiała się tej chwili. Dokładnie czuła co się dzieje w sercu szatyna. Każde jego uczucie napełniało ją, każda jego myśl stawała się też jej. Chłonęła jego obraz duszy co raz mocniej, pragnąc uwolnić go od tego cierpienia. Obok niej pojawił się maleńki czarny płomyk, który z każdą minutą rósł. Im bardziej ona zagłębiała się we wnętrze Yoh, tym twór stawał się większy.
- Yoh...- szepnęła sama do siebie przerażona. Przecież nawet w najgorszym momencie jej życia, kiedy myślała że już nigdy nie zobaczy Asakury nie pojawiły się Oni. A teraz wystarczyła chwila, nie wielki bodziec. Nie wiedziała co ma robić. Stała przerażona na środku kuchni, nogi we krwi, ręce we krwi, na jej policzku również pojawiła się smuga po cieczy. Sukienka też nasączona, stała się nagle ciężka. Do jej głowy przechodziły wspomnienia Yoh. Te noce po turnieju kiedy budził się z krzykiem, z bólem serca, ledwo łapiąc oddech, z przerażeniem w oczach, ze łzami na policzkach. Stała, a obok jej dłoni pojawił się drugi płomyczek. Wszystko dookoła działo się jakby w zwolnionym tempie. Jun opatrywała ranę Hao, Yoh z Morty`m pomagali jak tylko mogli. Trey wraz z Ren`em odciągali Pirike, która widząc tyle krwi zaczęła panikować. Choco stał z boku wraz z Ryu gotowi na wszystko. Do blondynki chciała podbiec Tamao, jednak dziwny płomyk nie pozwalał jej na to.
- Anno!- zawołała wystraszona, rozmasowując rękę w miejscu gdzie została odepchnięta od Itako. Wzrok szatyna na chwilę przeniósł się na medium. Pusty wzrok, zupełnie beznamiętny, ręce bezwładnie opuszczone wzdłuż ciała, stała blada we krwi jego brata.
- Reishi...- zdołał wyszeptać. Kolejna fala wspomnień z Osorezan. Pierwsze spotkanie, Matamune, Oni. Ale dlaczego? Podbiegł do niej zostawiając Jun samą. Mimo siły z jaka ogniki nie chciały jego dopuścić, przebrnął przez barierę i spojrzał dziewczynie w oczy. Krzyczał, potrząsał nią mimo to płomienie rosły na sile. Jako jedyny był w stanie poradzić sobie z tym wtedy, więc nikt mu teraz nie pomoże. Wziął kilka głębokich oddechów. Wrócił myślami do wczorajszej nocy. Kawałek po kawałku, z każdym zapamiętanym szczegółem. Spokój, jej dłoń wpleciona w jego, jej usta na jego, jej ręce na nim. Ta bliskość, szczęście, a wreszcie i miłość. Nieskazitelna, czysta, świeża, nowa. Anna zacisnęła dłonie. Zamknęła oczy, skupiła się na obrazach szatyna, wspomnieniach. Kilka głębszych oddechów. Oddychaj, głęboko, zerwij to połączenie z Yoh!!- krzyczała sama na siebie w myślach.  Stanęła wyprostowana, a czarne ogniki zniknęły. Przytaknęła na znak że już jest dobrze. To trwało może kilkanaście sekund, nie zostało nawet przez nikogo zauważone. Ale mimo to zdarzyło się. Po tylu latach ponownie. Spojrzała na siebie. Wszędzie była krew. Nogi ugięły się pod nią, jednak w porę przytrzymała się blatu. Po kilku minutach udało jej się dojść do siebie. Weszła do łazienki aby zmyć z siebie krew najpotężniejszego Asakury.

Yoh pomagał Jun jak tylko mógł. Rana musiała być dobrze zdezynfekowana, ponad to istniało wiele innych cięć którymi również należało by się zająć. Dziewczyna z mikroskopijną szczegółowością opatrywała każdą głębszą ranę. Następnie Asakura został przeniesiony do pokoju Yoh. Szatyn usiadł w kącie zerkając raz po raz na swojego brata. Szczerze liczył na jego zmianę. Może nie od razu, może po pewnym czasie uda im się porozmawiać. Bez walki. Tylko czy mają ów czas? W Yoh nagle coś pękło. Pochylił się nad bratem, chowając twarz w dłoniach.  Pragnął z całego serca, aby mu wybaczył, aby przeżył i mógł mu powiedzieć jak bardzo go przeprasza. Że pragnie stać się lepszym bratem. Z jego rąk skapywały kolejne łzy. Jedna trafiła na policzek długowłosego i spłynęła, wsiąkając we włosy. 

Rozległo się pukanie do drzwi. W toku wydarzeń wszyscy zapomnieli o Lysergu. Drzwi otworzył mu Morty jednak widząc wyraz twarzy Oyamady, Anglikowi nieco zrzedła mina.
- Co się stało?- zapytał wystraszony.
- Wejdź.- zaprosił do środka. Zielono-włosy zrobił kilka niepewnych kroków, rozejrzał się po pomieszczeniu, jednak nie zanotował nic niezwykłego. Manta przerażony, że to na nim spoczął obowiązek opowiedzenia Lysergowi co miało miejsce kilka godzin temu, uradowany ujrzał Annę. Zdecydowanie ona lepiej to zrobi.
- Wiem, że to nie mój dom aby o tym decydować, ale widzisz jakie skutki miało unoszenie się przeciwko Hao… więc albo będziesz posłuszny albo się pożegnamy.
- Zrozum, że on zabił…- jednak nie dane mu było dokończyć, gdyż weszła mu w  słowo medium.
- Twoich rodziców, tak wiem. Wszyscy o tym wiedzą, ale jesteś już duży więc przestań się użalać na sobą.- powiedziała to głosem tak beznamiętnym i wyzutym z jakichkolwiek emocji, że Lyserga bardziej to dotknęło niż jakby krzyczała. Blondynka odwróciła się plecami do rozmówcy i zaplątała dłonie pod piersiami. – Kiedy Ciebie nie było…- zaczęła ciszej i już swoim normalnym tonem.- … trochę się zmieniło. Hao… on się pojawił.
- Coo? I gdzie jest teraz?!- mówił podniesionym głosem Anglik.
- Na górze. Jednak zanim coś powiesz musisz wiedzieć, że jest ranny. Na tyle poważnie, że leży nieprzytomny. – zapanowała cisza w pomieszczeniu. – Musisz w końcu zdecydować po której stronie stoisz.- dodała na odchodne.
***
Hej wszystkim, myślę że wzbudzi w was ta część sporo emocji. Od rzygania tęczą (wątek romantyczny) po troszkę smutania i niepokoju. Jednak akcja się rozkręca co raz bardziej i nieuchronnie zmierzamy do końca. Nie wiem nawet czy dojdę z notkami do 20. Ale to jeszcze nie teraz, liczę że się podobało i że chcecie wiedzieć co się dalej stanie. Pozdrawiam was i czekam na nowe części na waszych blogach, paaa ;*