poniedziałek, 18 sierpnia 2014

15. Epilog ~2



Samolot podchodził do lądowania, co jednak nie przeszkadzało w gonieniu Choco po pokładzie. Większość foteli była zniszczona przez wściekłe ataki Ren`a lub zamrożona przez Horo. Tamao usilnie próbowała ich uspokoić od ponad 20 minut, niestety bezskutecznie. Dopiero gdy maszyna zaczęła ostro schodzić w dół i dziewczyna przeturlała się przez pokład, zaprzestali walki.
- Wszystko dobrze?- zapytał się Choco. We trzech stali nad dziewczyną, która leżała na podłodze. Pomogli jej wstać po czym poczuli jak samolot ląduje i wszyscy wywrócili się przygniatając biedną dziewczynę. Mikihisa patrzył na nich wszystkich ciągle zastanawiając się nad dowcipem Choco.

Ren utworzył Wielką Kontolę Ducha i ruszyli w kierunku Patch. Podróż nie zajęła im długo, jednak to co zastali przeszło wszelkie oczekiwania. Miasto już wcześniej wyglądało jak ruiny, jednak teraz nie ostał się ani jeden budynek. Wspinali się po tym gruzie, uważnie stąpając. Zagłębiali się co raz bardziej, tracąc jakąkolwiek nadzieje.
- Tamao wyczuwasz coś?
- Nic.- odparła. Każdy spojrzał po sobie. Powinni czuć obecność Króla Duchów, jego moc, tymczasem w ich sercach pojawiła się zupełna pustka.

Kilkanaście metrów od grupki Mikihisa odnalazł materiał zdobiony w indiańskie wzory. Rozejrzał się za swoimi duchami, które stały w znacznej odległości. Błyskawicznie znalazł się obok nich. Spod kamieni wystawał czyjś but. Asakura wiedziony przeczuciem odsunął kilka głazów, a jego oczom ukazała się zmaltretowana noga. Nie ryzykował dalej, już wiedział co tu się stało. Hao miał racje- Król Duchów już nie istnieje, a konsekwencje tego będę odczuwalne już wkrótce. Podszedł do grupy, którzy skupili się w jednym miejscu.
- Nie mamy tu czego szukać.
- Jak to? A co z Radą?- gorączkował się Horokeu. Długo zajęło Mikihisie, zanim odpowiedział na to pytanie, jednak odpowiedź, jaką uzyskali spadła na nich niczym sporych rozmiarów kamień.
- Jak to nie żyją?- wyszeptała Tamao. – To nie możliwe! Może oni potrzebują naszej pomocy!- krzyczała dziewczyna i już miała pobiec szukać kogoś, lecz w porę została zatrzymana. Ren jednak wolał sprawdzić owy fakt na własnej skórze. Nie trzeba było daleko szukać, by zobaczyć spod sterty głazów roztrzaskaną twarz czyjegoś z członków. Długie siwe włosy podpowiadały, że to Goldva. Odwrócił wzrok, nie chcąc już na to patrzeć.

W Osorezan mgła nie ustąpiła. Yoh, gdy tylko wyszedł z pociągu poczuł dziwny niepokój, inny od tego, który go do tej pory trawił. Niepewnym krokiem wyszedł z terenu dworca. Kształty domów ledwo dało się rozróżnić. Strach dosięgał go co raz bardziej, nie czuł obecności ani jednej duszy.
- Mistrzu Yoh, gdzie teraz?- usłyszał pytanie Ryu.
- Minęło trochę czasu od mojej ostatniej wizyty. – odparł zakłopotany. Fakt nie pamiętał drogi do domu jego babci, ale sądził że może widok wioski coś mu przypomni. Tymczasem w obrębie kilku metrów nie było nic widać. Na szczęście Morty był na tyle zorganizowany, że zabrał ze sobą mapę. Szli tak już od jakiś 15 minut, nie napotykając nikogo. Dziwne uczucie strachu o własne życie nieco osłabiło ich orientacje, więc stanęli.
- Poddaję się! Nie wiem gdzie dalej iść!- krzyknął rozdrażniony Oyamada.
- Witaj wnuku.- usłyszeli kobiecy głos. Z mgły wyłoniła się staruszka, prowadząc ich do domu. Szatyn zaparzył herbaty, którą położył na stoliczku. Rozejrzał się po pomieszczeniu- nic się nie zmieniło. Na ziemie sprowadził go głos najstarszej z rodu.
- Nie wyczuwam obecności duchów, ani żadnego człowieka. Na zewnątrz panuje mgła, ale to nie jest wynik warunków atmosferycznych. W dodatku Anna nie wróciła od dwóch dni.
- Może znalazła jakiś trop, albo zgubiła się we mgle.- odezwał się Ryu.
- Wysłałam ją na zakupy. Anna nie jest nierozważna, nie pobiegłaby za pierwszą lepszą wzmianką o Księdze.
Obok staruszki zmaterializowała się Morphine.
- Co się dzieje?- zapytał zaniepokojony Lyserg. – Czujesz ją?- wstał widząc że duch daje mu do zrozumienia, że muszą się pospieszyć. Wybiegli z domu, pozostawiając niedopitą herbatę. Kino podniosła dłoń i nadstawiła ją nad kubek. Delikatnym ruchem rozgoniła parę. W jej głowie kłębiły się myśl, jednak była jedna, która wyróżniała się najbardziej. Właściwie przeczucie, że nie ujrzy już swojej podopiecznej. A jej życie jest niczym ta para, której nie da się uchwycić- zaraz zniknie.
Szatyn biegł za Anglikiem ile sił w nogach. Wahadełko mknęło jak szalone zwinnie omijając przeszkody, których szamani i tak nie widzieli. Morty zostawał w tyle nie dając rady biec równo z przyjaciółmi. Wiedział, że nie może się za bardzo oddalić. Zaczynało mu brakować już powietrza z wyczerpania. Czuł ja mgła wkrada ma się do płuc, na końcu poczuł jak rozdziera mu serce okropnym bólem. Upadł.

Wahadełko zatrzymało się niespodziewanie. Morphine wyleciała z kryształu rozglądając się gorączkowo.
- Morty.- wyszeptał zielono-włosy. Odwrócił się za siebie, lecz ujrzał jedynie białe, sunące powoli powietrze. Zrobił parę kroków i zaczął rozglądać się za przyjacielem. Asakura przeraził się, przecież nie mogli zgubić Manty! Dałby sobie rękę uciąć, że jeszcze przed chwilą blondyn biegł tuż za nim. Ryu podbiegł kawałek i zaczął wołać za przyjacielem, lecz odpowiedziała mu cisza. Morphine nie wyczuwała energii Oyamady.
- To niemożliwe! – krzyknął wściekły Asakura. Jego pierwszy przyjaciel zniknął? Ot tak sobie?
- Yoh…- zaczął niepewnie Lyserg.- Wciąż wyczuwam Annę.- nie chciał by szatyn wybierał pomiędzy nimi.
- Trzymaj się Morty.- wyszeptał szaman i pobiegł w kierunku wskazanym przez wahadełko.

Bezwładne i blade ciało leżało na ziemi bez ruchu. Przyjaciele stanęli nad nim nie wiedząc co robić. Ukląkł przy dziewczynie i dotknął policzka. Zimny. Potrząsł delikatnie ciałem. Obudzi się! Na pewno się obudzi! Z jego gardła wyrwał się krzyk. Przecież wołam Cię! Dlaczego się nie budzisz?! Na twarzy pojawiły się krople potu, otarł je szybkim ruchem. Ponownie wypowiedział jej imię, lecz bez przekonania. Poczuł jak ktoś kładzie mu rękę na ramieniu. Przecież to niemożliwe, żeby stracił dwoje tak bliskich mu osób w ciągu jednej chwili. Przytulił ciało do siebie i załkał cicho. Chciał jakoś ogrzać, chciał zrobić cokolwiek. Poczuł, że wymyka mu się. Spojrzał- robiła się co raz bardziej przezroczysta. Nagle przed nimi pojawiła się przepiękna kobieta. Wręcz zjawiskowa, wyłoniła się spośród mgły niczym anioł. Długie blond włosy opadały na jej ramiona, ciągnąc się wzdłuż tali, aż do dolnych partii pleców. Ciemne oczy, od których biła pewność siebie. Wyciągnęła ręce w kierunku dziewczyny.
- Amitsu.- wyszeptał Yoh. Poznał ją po tym samym spojrzeniu. Niczym odbicie lustrzane Anny. Poczuli spokój w sercach, ciepło jakie można czuć tylko od matki. Asakura wiedział, czego chce starsza Kyoyama. Spojrzał po raz ostatni na twarz swojej narzeczonej, która była już ledwo widoczna. Następnie wstał i oddał ukochaną jej matce. Ta z ogromną miłością wpatrywała się w swoje dziecko, którego nie wiedziała od kilkunastu lat. Przytuliła ją do piersi i obie rozpłynęły się w powietrzu. Szatyn wpatrywał się w przestrzeń, nikt nie chciał się odezwać. Nawet nie wiedzieli co powiedzieć. Nie wierzyli w to co się właśnie stało. Ryu spostrzegł, że obok niego pojawiła się małych rozmiarów książka. Podniósł ją jednak strony były puste. Odwrócił okładkę na tylną gdzie była namalowana gwiazda oraz nieco starty napis UNMEI(przeznaczenie). Już chciał zawołać, co odkrył, lecz zauważył że jego mistrz płacze. Otarł łzy, które również mu napłynęły do oczu. Jednak nie tak łatwo wyrzucić smutek z serca, jak z twarzy.

Kilka minut upłynęło w ciszy, przerywanej tylko szlochem Asakury. Wkrótce Ryu nie mógł nawet wyróżnić konturów sylwetki swojego przyjaciela. Zaczął się gorączkowo rozglądać na Lysergiem, jednak i po nim zaginął ślad. Poczuł jak coś sprawia, ze jego nogi są jak z waty, a zaraz potem że z hukiem ląduje na ziemi. Ostatnie co pamiętał to gęsty dym unoszący się przed jego oczyma, potem była już tylko ciemność.
Szatyn klęczał na ziemi nie widząc co się dzieje wokół niego. Był otoczony tą dziwną mgłą, która z sekundy na sekundę stawała się bielsza. W końcu oślepiony jej światłem zamknął oczy. Potem poczuł jakby go coś przygniatało do ziemi, jakby go chciało spłaszczyć. Jednak żadna kość nie była złapana, jedynie ten okropny ciężar. Zaczerpnął resztkami sił powietrze, a następnie zamknął oczy czekając na najgorsze.

Różowowłosa drgnęła złym przeczuciem. Odwróciła się za siebie widząc dalszą część ogromnej jaskini, w której znajdowało się Patch. Ciemność wydawała się jakby poruszać i zbliżać do niej. Chciała zrobić krok w tył, lecz straciła równowagę i upadła.
- Tamao!- pierwszy przy niej znalazł się Horokeu. Pomógł jej wstać, chociaż dziewczyna doskonale dałaby sobie radę sama. Dookoła zapanowała dziwna cisza. Potem usłyszeli krzyk Mikihisy, żeby uciekali. Spojrzeli w stronę jaskini- cień padający ze stropu zdawał się mknąć w ich kierunku z niewiarygodną prędkością. Zawiał wiatr, zrobiło się pochmurnie. Każdemu przeszło przez myśl, że są na pustyni, tu zawsze jest słońce. Jednak rozglądając się po niebie nie widzieli życiodajnej gwiazdy. Szarość nieba była inna od tej co mieli okazje nie raz w swym życiu oglądać. Poczuli się jak po wejściu do Bramy Babilonu. Ciemność z groty przybrała bezkształtną formę plącz i oplotła całą czwórkę. Ścisnęła ich mocno, tak że każdy krzyknął z bólu, a następnie wdarła się w ich ciała przez otwarte usta.

Słońce znów ogrzewało okolicę, powietrze stało w miejscu, a po dziwnym zdarzeniu nie było śladu. Jedynie kilka metrów od miejsca, gdzie przed chwilą stali szamani leżała maska Mikihisy. Jedyny dowód, że ktoś tu był.

Skulona dziewczyna siedziała pod ścianą chowając głowę w kolana. Długie włosy tworzyły zasłonę wokół niej. Jun zerkała co chwila na swoją przyjaciółkę. Ona również się martwiła.
- A jeśli nie wrócą?- zapytała cicho. Jun już miała odpowiedzieć, żeby nie wygadywała głupot, ale poczuła, że to nie ma sensu. Usiadła obok niej i bez słowa patrzyła na Hao, który teraz spał. Nie chciała wierzyć w to, że to w nim pokładają nadzieję, jednak niestety tak było. Asakura podniósł się niespodziewanie do pozycji siedzącej z trudem łapiąc powietrze. Rozejrzał się nerwowo po pomieszczeniu jakby szukając kogoś wzrokiem, niestety nigdzie młodej wizjonerki nie było. Poczuł czyjąś zimną dłoń na swoim czole. Zerknął na zielonowłosą i wtedy potok jej uczuć dotknął i jego. Obawa o życie brata, brak kontaktu z nim i ta niepewność czy go jeszcze zobaczy.
- Nie!- krzyknął. Dziwna obawa malowała się na jego twarzy.- Nie dotykaj  mnie!!- spojrzał na Jun przerażony. Dziewczyny nie wiedziały co robić. Długowłosy wstał i trzymając się za bok wyszedł z pokoju. Obie pobiegły za nim wołając żeby się zatrzymał, lecz szaman nic sobie z tego nie robił. Obijał się od ścian korytarza, aż w końcu zatrzymał się ciężko dysząc. Nie mógł złapać powietrza, czuł jak jego płuca przepełniają się wodą, upadł jakby podcięty jakimś pnączem. Na jego skórze zaczęły pojawiać się plamy, jakby oparzenia. Przeraźliwy krzyk wydobył się z ust Piriki. To trwało kilka sekund, agonia w jakiej Hao się znalazł była wręcz namacalna. Potem wszystko ustało, a po jego ciele nie został żaden proch. Jakby wyparował. Dziewczyny poczuły jakby podmuch powietrza, które stawało się co raz gorętsze. Wkrótce wiatr nabrał na sile i Usui złapała za rękę swoją przyjaciółkę.
- Co się dzieje?!- krzyknęła panna Tao. Jednak nie usłyszała odpowiedzi. Pirika stawała się co raz bardziej przezroczysta, jakby była duchem. Jej wzrok zupełnie pusty zatrzymał  się na paproci stojącej spokojnie na korytarzu. Nie rozumiała, jakim cudem zwykły kwiat pozostaje w bezruchu, podczas gdy ona nie może ustać na nogach. Nagle zauważyła przepiękny pąk, który rozwarł się przed nią z oślepiającą jasnością. Wyciągnęła ku niemu rękę, przypominając sobie że kwiaty paproci mają pewną moc. Przez jej ciało przebiegł prąd, przenosząc się również na Jun.
Na korytarzu panował porządek. Nie było ani śladu po dramatycznych wydarzeniach z ostatnich kilku minut.
Yoh-mei jakby wiedziony przeczuciem, że nadeszła jego pora usiadł na ziemi w odświętnym stroju. Nie ukrywał, że bał się tego co miało go spotkać, ale czuł że co raz więcej dusz znika z tego świata. Nagle z nikąd zaczęła formułować się przed nim para, gęsta i ciężka. Zamroczyło go, poczuł jak powieki robią mu się co raz cięższe, potem nie widząc nic, wiedział że owa mgła otacza go wokół siebie. Wręcz wlewała się w jego ciało. Spokojnie pozwolił jej się rozprzestrzenić, po czym równie spokojnie opadł na ziemię. Jego ciało zaczęło znikać, aż w końcu pokój stał się zupełnie pusty.
***
Hej! Jak wam wakacje mijają? Pewnie za szybko, co? :P Ja mam jeszcze miesiąc więc zdążę odpocząć ^^.
Epilog numer dwa jest dość 'skaczące', co chwila zmieniam bohaterów, o których piszę mam nadzieje że się nie pogubiliście ;P Generalnie krwiożercza mgła połknęła wszystkich hehe ^^ Epilog numer 3 będzie już ostatnią częścią opowiadania. Nie chce nic obiecywać, ale myślę że we wrześniu się pojawi, a z nowym blogiem (bo ktoś chętny do czytania jednak się znalazł :D) ruszę może w październiku :) Co wy na to?
Pozdrawiam gorąco i życzę pięknej pogody :) Paa ;*

środa, 2 lipca 2014

14. Epilog ~1



Z samego rana do posiadłości zawitał Faust wraz ze swą ukochaną Elizą.  Umiejętności Jun okazały się na tyle dobre, że Johan był pełen podziwu dla Tao. Zmienił tylko opatrunki, sprawdził czy nie wdało się zakażenie i podał zastrzyk znieczulający.  Keiko zobowiązała się do doglądania i smarowania maścią która miała pomóc w szybszym gojeniu. Cała gromadka czekała teraz w salonie popijając herbatę oraz jak zwykle wysłuchując żartów Choco, po czym goniąc go po pokoju. Annie zaczęła żyłka pulsować, gdyż robiło się co raz głośniej, więc dopiła ostatni łyk herbaty i zamachnęła się. Naczynie poleciało pod odpowiednim kątem, uderzając Choco, Horo i Rena. Poleciałoby i dalej gdyby Lyserg nie chwycił go w odpowiednim momencie, położył przed Anną, a Ryu pospiesznie wypełnił je ponownie parującą cieczą.
- Niech żyją niezniszczalne kubki.- powiedział Manta, lecz Kyoyama zgromiła go wzrokiem.
- Faktycznie to dziwne, że się nie roztrzaskał.- odparł Yoh, gładząc się po podbródku i mając minę myśliciela.
- Ja myślę, że Anna użyła duchów, żeby ten kubek tak poleciał i się nie roztrzaskał.- dodał swoje Choco.
- Jak chcecie to mogę jeszcze raz rzucić.- odezwała się spokojnie blondynka, a w jej oku można było dostrzec błysk.
- Niee!- krzyknęli Horokeu i McDaniels, którzy rozmasowywali sobie guzy. W tym momencie do pokoju weszli Faust i Eliza.
- Rana wygląda na poważną i jest naprawdę głęboka. Jednak jestem pewien, że jeśli będzie dużo leżał i wypoczywał wyjdzie z tego jedynie z blizną.- Przyjaciele przytaknęli lekarzowi, po czym głos zabrała Anna.
- Skoro jesteście wszyscy to musimy ustalić co dalej.- cisza zapanowała w pomieszczeniu. Nikt nie śmiał przerywać Kyoyamie.- Za 2 godziny jadę z Kino-sensei do Osorezan. A wy skontaktujcie się z Radą Szamanów, może wiadomo już coś. Pilnujcie Hao. Dobrze wiecie, że go potrzebujemy.- spojrzała na nich srogo. – Treningi same też się nie zrobią.- jak na komendę wszyscy wstali i wyszli zanim Itako powiedziałaby ile tym razem mają do zrobienia. Dziewczyna również opuściła salon i udała się na poszukiwania swojej mentorki. Natomiast Jun wraz z Tamarą wlepiły wzrok w Pirikę. Na ich twarze wypełzł chytry uśmiech.
- Eeej!!!- krzyknęła niebiesko-włosa.
- Ren i tak mi wszystko opowie, więc jak wolisz.- powiedziała Jun. Usui nie miała wyjścia, musiała opowiedzieć przyjaciółką co wczoraj zaszło.

Podróż do Osorezan minęła w milczeniu. Najwyraźniej najstarsza przedstawicielka rodu Asakura uważała za zbędne wyjaśnienie czegokolwiek. Możliwe, że było to spowodowane faktem iż Anna była odporna na wszelkie argumenty. Powinna być zdenerwowana, a może nawet podekscytowana, ale lata spędzone pod skrzydłami Kino-sensei nauczyły ją wręcz stoickiego spokoju. Beznamiętnie spoglądała za okno na mijane krajobrazy. Z daleka majaczyła góra Mount Osore.
Wysiadły na stacji i skierowały swoje kroki do domu Kino-sensei. Anna opatuliła się szczelniej szalikiem. Mimo lata tu zawsze było zimno, aura tego miejsca powodowała, że zwykli ludzie nie czuli się pewnie.
Dom był dawno nie odwiedzany, a mimo to panował tu porządek. Niewielka warstwa kurzu znajdowała się na meblach. Anna przejechała palcem po pobliskiej komodzie sprawdzając czy bardzo się namęczy przy porządkach.
- Idź i kup najpotrzebniejsze rzeczy.- usłyszała. Ponownie wyszła na ziąb. Tym razem mżawka zmieniła się w deszcz, a ponad to silnie wiało. Przyspieszyła kroku, żeby się nie przemoczyć.
Miasto było zupełnie puste. Idąc uliczkami każdy dom wyglądał na opuszczony. Mgła opadła powodując, że Osorezan wyglądało jak miasto widmo. Widoczność zmalała niemal do kilku metrów przed siebie. Nie przyjemny dreszcz przeszył Annę. Obróciła się za siebie, lecz tak jak się spodziewała, nikogo tam nie było. Skręciła w lewo i stanęła przed małym sklepikiem. Popchnęła drzwi, ku jej zdziwieniu nie otworzyły się. Potarła rękawem o szybę, miejsce wydało się opuszczone. Rozejrzała się dookoła. Nikogo tu nie było, co ją jeszcze bardziej zdziwiło nie wyczuwała nawet obecności duchów. Pobiegła w kierunku centrum.  Odetchnęła z ulgą gdy zobaczyła, że ktoś się wyłania z wszechobecnej mgły. Jednak zaraz obiekt zniknął. Podbiegła jeszcze kilkanaście metrów. Miasto znała na pamięć, więc wiedziała, że znajduje się na głównej ulicy. Sprawdziła każdy budynek i tak jak poprzednio wszystkie były opuszczone. Mgła zdawała się stawać co raz gęstsza, sunęła po ziemi zbliżając się do Itako. Zdezorientowana wyciągnęła korale przed siebie i chwyciła mocno. Obróciła się kilkakrotnie wokół siebie lecz nie widziała nic tylko białą parę. Wkrótce Anna miała problem z zobaczeniem swoich butów. Nie wiedziała gdzie ma biec, zaczęła spazmatycznie oddychać. Mgła wtargnęła w jej ciało poprzez otwarte usta. Madium upadła na ziemię nieprzytomna.

Z salonu dobiegały chichoty dziewcząt. Pirika właśnie opowiedziała przyjaciółkom, tak jak chciały ze wszystkimi detalami, co zaszło pomiędzy nią a Ren`em.
- Ech…- westchnęła Jun.- Z facetami teraz tak trzeba, nie ma co liczyć na inicjatywę z ich strony!- powiedziała głośno, gdyż wiedziała że chłopcy właśnie skończyli trening i podsłuchują pod drzwiami. Właściwie nie dało się tego nie zauważyć, gdyż z drugiego pomieszczenia dochodziły różne szepty typu „przesuń  się” czy też „ciszej bądźcie!”.  Zielonowłosa wstała z podłogi i odsunęła drzwi. Pokręciła głową, jednak jej wzrok był jak zawsze łagodny. Podeszła do Ren`a i pogładziła go po twarzy mówiąc przy tym:
- Oj braciszku… kompletnie nie masz pojęcia jak się obchodzić z kobietami.- wszyscy wybuchli śmiechem na słowa Tao. Nawet Horo się zaśmiał. Tymczasem Pirice zrobiło się nieco głupio i schowała się za zasłoną włosów. Natomiast złotooki widząc, że mimo jego krzyków żeby przestali się śmiać bo ich posiatkuje, nie przestawiali poszedł naburmuszony do swojego pokoju. Jun zaśmiała się serdecznie, wiedziała że Ren nie potrafi się długo na nią gniewać.
Po dość hałaśliwym obiedzie i ponownym wyśmianiu fioletowowłosego, rozmowa zeszła na nieco bardziej poważny temat. Szamani mieli się skontaktować z Radą. Podróż do Doubie zabrałaby im trochę czasu więc uznali to za plan B. Natomiast planem A była rozmowa z Hao. Na delegata został wybrany Yoh. Przesunął lekko drzwi i ujrzał swoją mamę smarującą długowłosego maścią po ranie na boku. Szaman wydawał się przy tym bardzo cierpieć, lecz dzielnie znosił katusze. Postanowił poczekać kilka minut, aż Keiko skończy, po czym wszedł do pokoju.
- Hao chciałbym z Tobą porozmawiać.- powiedział. Kobieta widząc, że to coś ważnego postanowiła zostawić synów samych.
- Czego ode mnie chcesz?- zapytał z niechęcią szaman.
- Anna pojechała po Księgę Przeznaczenia. Jeśli będą obie, i uda się do nich wejść czy mogę liczyć na Ciebie, że to zrobisz?- padło pytanie. Hao zaplótł ręce i prychnął na słowa Yoh. – Tylko ty jesteś w stanie to zrobić.- głos młodszego z bliźniaków przybrał ton błagalny.
- Goldva wam powiedział, że kiedy byłem połączony z Królem Duchów  to pokazałem mu przyszłość. On również uważa, że planetę czeka śmierć. Nie pomyślałeś, że ja w cale nie chce wam pomóc?
- Wiem czemu jesteś ranny. Tracisz swoją moc Hao.
- Dlatego, że moja dusza została rozdzielona!- spojrzał nienawistnie na brata.
- Jaki masz interes w tym, że cała rasa ludzka zostanie unicestwiona?! Przecież nie każdy szaman jest dobry, tak jak i nie każdy człowiek jest zły. Nie widzisz tego?!
- Nie widziałeś przyszłości! Ziemia zostanie całkiem zatruta, będzie niezdatna do życia, a ludzie będą próbowali zasiedlić inne planety. Zniszczą je tak samo!
- Przyszłość zależy od nas. Przecież Turniej Szamanów jest po to by uratować świat od zniszczenia. Moc Króla Duchów jest na tyle ogromna, że pomoże ochronić Ziemię! Nikogo nie trzeba zabijać. Zbyt wiele już krwi rozlałeś.- Hao zamilkł po słowach brata. Wiedział, że w tym co powiedział Yoh jest trochę prawdy, jednak bał się przyznać przed samym sobą. Niespodziewanie krótkowłosy ukląkł na brzegu tatami. Spojrzał w brązowe oczy, identyczne jak jego i cichym głosem powiedział. - Nikt o tym nie wie, ale po naszej walce nie potrafiłem ze sobą wytrzymać. Nie mogłem uwierzyć, że zabiłem. To było wbrew wszelkim ideom jakie wyznaję, zaprzeczeniem samego siebie. Żałowałem, że nie potrafiłem Cię zrozumieć i pomóc. Oboje byliśmy zaślepieni i nie chcieliśmy iść na ustępstwa. - Wyrzucił z siebie wszystko. Poczuł niesamowitą ulgę, że mógł to wszystko powiedzieć. Czekał na ten moment od kiedy zrozumiał, że zabił.
- Nawet nie wiesz jak patetycznie to brzmi.- usłyszał odpowiedź. Na szczęście pozbawioną wszelkiej wrogości i cynizmu. Krótkowłosy zaśmiał się.

- Chyba masz rację.- podrapał się po głowie z lekkim zakłopotaniem, po czym wstał z zamiarem opuszczenia pokoju.- Odpocznij. Wiem, że nam pomożesz.- dodał jeszcze i wyszedł. 
Szatyn wszedł do pokoju gdzie wszyscy na niego czekali. Uśmiechnął się tylko tak jak on potrafi, podrapał się z lekkim zakłopotaniem po głowie, po czym przemówił do zebranych:
- Porozmawiałem z nim, ale chyba raczej nam nie pomoże ze skontaktowaniem się z Radą.
- Wiedziałem.- prychnął Ren.
- Może da się jakoś przywołać któregoś z członków za pomocą Dzwonka Wyroczni?- zadał pytanie Manta. Lyserg, który wydawał się być najbardziej obeznany w tego typu sprawach usiadł przy blondynie i oboje zaczęli szukać czegokolwiek w urządzeniu. Jak się okazało Dzwonek był bardziej skomplikowany niż się wydawało i zapowiadało się na to, że nie od razu się uda coś uzyskać.  
- Chyba będzie trzeba pojechać do Dobie Villige.- oznajmił Ryu. Ostatnie słowo zostało zakłócone przez rumor dochodzący z niedalekiego pokoju, a zaraz potem każdy poczuł jakby coś zostało mu wydarte prosto z serca.
- Hao!- krzyknął szatyn i pobiegł w kierunku skąd dobiegał hałas. Za nim pobiegła cała reszta. Odsunęli drzwi i ujrzeli długowłosego miotającego się na podłodze. Wyglądało to jak atak epilepsji. Faust wybiegł przed szereg i zauważył, że rana się otworzyła na nowo. Bandaże zaczynały przesiąkać krwią. Pierwszy ocknął się Yoh, który podbiegł do swojego brata usiłując go przytrzymać. Wydawało się, że atak słabnie. Nagle Hao podniósł się do pozycji siedzącej i zaczął kaszleć. Miał przeszklone oczy, wydawało się że się dusi. W końcu splunął krwią na podłogę i opadł bezwiednie. Szamani spojrzeli po sobie. Jedynie Yoh nie odwracał wzroku od brata, tylko patrzył się przerażony. Faust podbiegł natychmiast do Asakury i pierwsze co zrobił to sprawdził puls.
- Żyje.- oznajmił swym melodyjnym głosem, po czym zabrał się za odwijanie starego bandaża.
- Co to było?!- ocknął się Horokeu.
- Tamao miałaś może ostatnio jakieś wizje?- zapytał się z nadzieją w głosie Yoh. Różowo-włosa pokręciła jednak przecząco głową, po czym dodała.
- Właściwie to od tamtej wizji nie miałam żadnej.
Szatyn zamyślił się. Było tyle pytań i wszystkie pozostawały bez odpowiedzi. Wtem usłyszeli zachrypnięty głos. Spojrzeli na długowłosego.
- Król Duchów… On się rozpadł…- wyszeptał. Choco już miał zacząć opowiadać jakiś genialny dowcip na który wpadł pod wpływem słów Hao, ale został skutecznie uciszony przez Horo.
- Miałeś wizje tak?- zapytała się ciepło Tamao. Od jej spotkania ze starszym z bliźniaków, jakoś przestała się go tak strasznie bać. Podeszła bliżej szamana i chwyciła go za rękę.- Pokaż mi.- oboje zamknęli oczy. Po chwili na ich twarzach malował się grymas bólu, a ich uścisk mocniej się zawarł. Ręce zaczęły im drżeć i robić się sine z powodu braku krwi. Nagle wizjonerka odskoczyła od Asakury z krzykiem. Siedziała na kolanach ciężko oddychając. Dopiero po kilku minutach udało jej się nieco opanować.
- Tamara co widziałaś?- zapytała się Pirika nie wytrzymując już tej niewiedzy.
- Świątynia Króla Duchów cała się trzęsła, a On rozleciał się.
- Nie rozumiem.- przyznał Usui.- Jak on mógł się rozlecieć?
- Król Duchów to ostatni przystanek, Horo. Jest wszystkimi duszami.
- I że niby te wszystkie dusze nagle gdzieś sobie poleciały?!- powiedział zdenerwowany Ren.
- Nie bez powodu.- rzekła poważnie Tamamura.- One uciekały przed czymś.- niezrozumienie nadal malowało się na twarzach szamanów.
- Król Szamanów nie został wybrany, a co za tym idzie nikt nie przejął mocy Króla Duchów, więc nikt nie jest na tyle silny aby ochronić Ziemię przed zagładą. Gwiazda Zniszczenia osiągnie swój cel.
- Czyli, że Król Duchów już nie istnieje?- upewnił się Ryu.
- A nas czeka…
- Śmierć.- dokończył za Lyserg`a, Ren.
Strach. To było jedyne uczucie jakie teraz odczuwali szamani. Tym razem nie ocalą świata.
- Ale…- zaczął nie pewnie Morty. Wzrok każdego przeniósł się na niewysokiego blondyna. – Hao powiedział, że zostanie zniszczone tylko to co zagraża Ziemi, a po drugie może w Księdze Przeznaczenia będzie coś napisane.
- Ludzie zagrażają planecie.- usłyszeli cichą odpowiedź z ust szatyna.
- Szamani też są ludźmi, czy to znaczy że…?- zapytała się cicho Jun. Jednak nie uzyskała odpowiedzi. Długowłosy tylko odwrócił wzrok i zamknął zmęczony oczy. Pozwolił się w spokoju opatrywać Faustowi.
- Nie…- powiedział Yoh.- Anna zdobędzie Księgę Przeznaczenia i wtedy może czegoś się dowiemy. - był zdeterminowany, ale nadal spokojny. – Musimy trenować. A jutro polecimy do Doubie Villige.
- Widzisz Yoh…- zaczął niepewnie Hao.- Ja wybrałem po prostu mniejsze zło chcąc stworzyć Królestwo Szamanów.
Bliźniak pozostawił tą wypowiedź bez komentarza i wyszedł z pokoju. Za nim podążyli wszyscy w milczeniu.

Deszcz wzmocnił na sile. Staruszka wyszła przed dom i choć była niewidoma to czuła, że coś się zmieniło na zewnątrz. Tajemnicza mgła oplotła ją niczym pajęcza nić. Dało się wyczuć ból i przerażenie. Ciche szepty wołające o pomoc i zapowiadające upadek cywilizacji. Kino Asakura przez całe swoje życie twardo stąpała po ziemi, jednak nigdy nie przeżyła czegoś takiego. Wróciła do domu, zaniepokojona długą nieobecnością swojej podopiecznej. Chwyciła za słuchawkę od telefonu.

Melodia rozniosła się po pokoju. Yohmei jakby przeczuwając, co się stanie stał w pobliżu urządzenia. Gdy podniósł słuchawkę, wyleciał z niej mały duszek. Jego żona tylko w razie poważnych spraw korzystała z telefonu. Mimo to obawiał się tego wysyłając ją wraz z Anną do Osorezan. Wyszedł do ogrodu, gdzie trenowali szamani. Yoh widząc swojego dziadka przerwał ćwiczenia i podszedł do dziadka.
- Musisz jechać do Osorezan.- usłyszał do najstarszego przedstawiciela swojego rodu.- Coś złego się stało.- nie ukrywał przed swoimi wnukiem zdenerwowania. Szatyn przeraził się. Mimo jego wiecznego optymizmu, najgorsze myśli nawiedzały jego głowę.

Przyjaciele musieli się rozdzielić. Yoh wraz z Morty`m, Lyserg`iem i Ryu mieli wyjechać do Osorezan. Natomiast Ren, Horo, Choco, Tamara i Mikihisa do Doubie Villige. Na miejscu został Faust i Jun, którzy opiekowali się Hao oraz Pirika, której zostało zabronione ruszanie się z Izumo poprzez brata i młodego Tao.
Nazajutrz ruszyli w swą podróż, umawiając się poprzednio, że spotkają się ponownie w posiadłości Asakurów.
 ***
Witam wszystkich serdecznie! Przepraszam za długą nieobecność spowodowaną studiami. Na szczęście pracowity okres już za mną więc mam teraz czas na nadrobienie wszystkiego :) Cóż z tego jak wakacje, skoro taka paskudna pogoda za oknem :/ Przynajmniej u mnie, mam nadzieję, że u was chociaż słonko świeci...
W każdym razie jak widzicie po tytule zbliżamy się do końca. I tak, myślę że to nastąpi w lipcu, bądź w sierpniu. Wiele nie zostało zaledwie kilkanaście stron Word`a. Mam nadzieje że długość notki wam odpowiada i chociaż po części wynagrodzi wasze czekanie (o ile w ogóle czekaliście ^^)
Teraz chciałabym przejść do sprawy, która męczy mnie już ponad pół roku. Otóż zawsze marzyłam, żeby pisać opowiadanie (również na temat Króla Szamanów) jednak nieco inne od tych wszystkich, które istnieją. Mianowicie na temat ich zwykłego życia. Bez Turnieju i bez Hao (w każdym razie do czasu bez Hao ;P). Ot zwykłe szkolne życie z jakim musieliby się zmagać, a potem i dorosłość. Na prawdę marzyłam o tym i mam pytanie. Czy ktoś w ogóle był by zainteresowany czytaniem czegoś takiego? W końcu nie bez powodu większość opowiadań dotyczy jakiś złych rzeczy, z którymi muszą walczyć szamani. Boję się, że moja wersja by was nie wciągnęła i zanudzilibyście się bez jakiś dramatycznych akcji i walk. Więc proszę o szczere odpowiedzi i prawda jest taka, że już kilka notek mam napisanych, ale jeśli nie mielibyście ochoty czytać czegoś takiego to nie będę ich wystawiać na światło dzienne.
Pozdrawiam was gorąco i czekam na odpowiedzi ;*;*

niedziela, 30 marca 2014

13. Uczuciami podbijesz świat.



Yoh po kolacji postanowił zajrzeć do swojego bliźniaka i sprawdzić jak się czuje. Mimo jeszcze wczesnej pory Hao spał, uwagę szatyna przykuło jednak coś innego. Obok tatami znajdowała się niewielka książka. Podniósł ją z naiwną nadzieją, że okaże się to Księgą Przeznaczenia. Niestety na okładce brakowało symbolu. Z lekką obawą otworzył na przypadkowej stronie i przeczytał kilka zdań.

Nie chciałam takiego życia dla mojej córki. Musiałam ją ochronić przed rodziną. Wiem, że byłaby silna. Czuję to mimo, że jeszcze nie ma jej na świecie. Jednak nie pozwolę, aby musiała przechodzić przez to wszystko. Możliwe nawet, że wbrew jej woli. Obiecuje, że Cię ochronie.

Szatyn spojrzał zdziwiony na swojego brata z nieukrytym rozbawieniem, że zabrał się za czytanie jakiś wyznań kobiety wyzwolonej. Przerzucił kilka kartek, aż rzucił mu się w oczy jeden wyraz.

Moja Ania. Jest taka śliczna i tak szybko rośnie. Jeszcze nie umie mówić, ale ja widzę jak patrzy na duchy. Nawet czasem próbuje je złapać. Wiem, że muszę ją zostawić, ale tylko tak ochronie ją przed przeznaczeniem. Nawet jeśli ceną będzie to, że mnie znienawidzi.

Yoh zrzedła mina. Chciał przeczytać coś jeszcze, lecz reszta książki okazała się niezapisana. To był jeden raz, gdy użyto tego imienia. Spojrzał na okładkę z samego tyłu. Widniał na niej niewielki napis. Amitsu Kyoyama. Nie miał pojęcia skąd Hao to wziął i delikatnie go to zaniepokoiło. Jednak postanowił nie budzić swojego brata i opuścił pomieszczenie zamyślony. Kilka drzwi dalej znajdował się pokój Anny. Nie wiedział czy to dobry moment na rozmowę. Ostatnio jak o tym wspomniał, dziewczyna nie była skora do zwierzeń. Nie chciał również czytać owego pamiętnika, z drugiej strony wyglądało jakby Hao miał do niego pełny dostęp. Zagubiony stanął przed drzwiami. Przesunął delikatnie i ujrzał śpiącą Annę. Wszedł do środka i ukląkł zaraz przy niej. Wyciągnął rękę aby ją pogłaskać po głowie. Nadal krępował go każdy dotyk. To było coś zupełnie nowego i ciągle zawstydzającego. Już nie był taki pewny siebie jak przedwczoraj. Złapał za dłoń, a w drugiej nadal trzymał książkę. Niespodziewanie zawiał silny wiatr powodując zatrzaśnięcie okna w pokoju. Anna się przebudziła wystraszona hałasem.
- Śpij.- usłyszała ciepły głos Yoh. Zaskoczona obecnością szatyna w pokoju usiadła naprzeciwko niego. – Przyszedłem tylko zobaczyć czy śpisz.- wytłumaczył się Asakura. Wzrok blondynki skierował się na trzymany przez chłopaka przedmiot. Ponowny podmuch wiatru otworzył tym razem okno wpuszczając do pokoju przyjemnie chłodne powietrze.
- Jak się czuje Hao?- odezwała się w końcu.
- Wydaje mi się, że dobrze. Spał. A to chyba Twoje.- powiedział z uśmiechem podając książkę.  Anna spojrzała na pamiętnik, po czym jej wzrok skierował się na Yoh.
- Hao mi powiedział kto ma Księgę Przeznaczenia. – oznajmiła. Zacisnęła dłonie na kołdrze ze zdenerwowania. – Amitsu Kyoyama.
Yoh oniemiał.
- Ona jest Twoją matką tak?- zapytał cicho. Anna tylko przytaknęła.
- Zostawiła mnie bo nie chciała, abym była Itako. – powiedziała to swym oschłym tonem. Jednak szatyn wiedział doskonale, że dziewczynie to przychodzi to z trudem. Mimo wszystko chyba lepiej było nie dowiedzieć się o Amitsu.
- A oba-san wiedziała?
- Cała Twoja rodzina wiedziała o tym. Jednak bali się, że mogę chcieć ją odnaleźć zamiast trenować Ciebie, dlatego nic mi nie mówili. Hao mi ją dał.
- Będziesz miała okazje poznać swoją matkę.- powiedział radośnie Yoh, uśmiechając się szeroko. Zdawał sobie sprawę, że Anna nie podzieli jego entuzjazmu.- Nie ma sensu przejmować się rzeczami, na które nie mamy wpływu. Śpij, jutro się tym zajmiemy. – dodał jeszcze i wyszedł.

Niebiesko-włosa dziewczyna biła się z myślami po raz kolejny. Nie była pewna czy dobrze postąpiła wtedy. Jednak była z siebie dumna, że się odważyła. Faceci…-westchnęła w myślach- I domyśl się tu czego on chce. Problem w tym, że Ren nie był takim zwykłym przeciętnym facetem. To jego słynne motto o sercu z kamienia, z którego wszyscy się tak śmiali, było chyba prawdziwe. Jedynie Jun miała dostęp do owego narządu. W ogóle jakikolwiek wpływ na niego. W dodatku Horokeu wszystko skomplikował. Baka Onii-san! Ze złości uderzyła pięściami o pościel. Wstała i odsunęła drzwi od pokoju. Chciała wyjść jednak przed nią stał Ren. Zarumieniła się i zamknęła z powrotem drzwi. Zatkała sobie usta ręką ze strachu co zrobiła.
- J-jaa…- usłyszała niepewny głos Tao.- Ja szedłem tylko do kuchni.
Miała straszną ochotę zapytać się dlaczego okrężną drogą. Jednak została tylko przy parsknięciu śmiechem. Przesunęła nieco drzwi aby zobaczyć swojego rozmówce.
- I jak Ci idzie?- zapytała powstrzymując się od śmiechu. Doskonale wiedziała, że nie przez przypadek Ren znalazł się pod jej drzwiami.
- Co?- zapytał zdezorientowany.
- Oboje wiemy, że nie szedłeś do kuchni.- oznajmiła z powagą i założyła ręce pod piersiami. Tao był zaskoczony zachowaniem Piriki. Nie znał jej od tej strony. Chociaż mógł się domyśleć, że jako młodsza siostra i to w dodatku Horo, musi być odważna i wygadana. Oparła się o framugę i czekała na słowa złotookiego.
- Średnio mi idzie.- przyznał z rozbrajającą szczerością.
- Więc skoro wcześniej kuchnia przyszła do Ciebie to teraz postanowiłeś przyjść do niej. Zapewne w jakimś celu, więc słucham.- tym razem to Ren parsknął śmiechem.
- Podoba mi się imię Pirika, więc pozwól, że nie będę się bawił w kuchenne metafory.
- Wejdź.- przerwała mu i odsunęła się od drzwi zapraszając tym samym do środka.- Słuchaj ja wiem, że to twoje serca jest z kamienia i tak dalej, pewnie jeszcze powiesz, że potrzebujesz czasu do namysłu, że nie jesteś pewien. Ale czy na prawdę myślisz, że mamy czas?
Ren stał bez słowa nie mogąc uwierzyć, że to ta sama dziewczyna. Zamknął oczy a jego usta wykrzywiły się w coś jakby drwiący uśmiech.
- Więc chcesz powiedzieć, że mnie lubisz trochę bardziej niż resztę? I że byłaś do tego stopnia zdesperowana, że aż musiałaś mi to pokazać w postaci pocałunku?- powiedział pewny siebie. Pirika nieco zbita z tropu, po chwili również się drwiąco uśmiechnęła.
- W końcu tego kwiatu pół światu.
- Czyli jak teraz wyjdę i powiem, że nic z tego nie będziesz znowu płakać?- odparł akcentując przed ostatni wyraz.
- Boisz się.- oskarżyła go.
- Ja się niczego nie boję!- powiedział jakby się tłumaczył.
- Czyżby? A może wielki Ren Tao obawia się, że nie poradzi sobie z dziewczyną? Ciekawe ile stałeś pod moimi drzwiami.
- To ty spanikowałaś jak mnie zobaczyłaś!- prawdopodobnie ta dyskusja trwała by dłużej, gdyby nie drugi gość.
- Przeszkadzam?- zapytał.
- Onii-san?- zdziwiła się Pirika. Widać było, że coś go gryzie.
- Dobrze, że jesteście tu oboje. Bardzo was przepraszam za moje zachowanie. Powinienem się cieszyć, że to mój kumpel stara się o Ciebie, a nie jakiś obcy koleś. – Horokeu spuścił wzrok, a pozostała dwójka zerknęła na siebie niepewnie.
- Cieszę się, że w końcu do tego doszedłeś niebieska czapko. Kostka mydła by szybciej to zrozumiała.
- Nie przesadzaj bufonie. Masz mi się nią opiekować. Jak zobaczę tylko że coś się dzieje to…
- Też mam siostrę- przerwał mu Ren. Oboje uśmiechnęli się do siebie.
- Więc jednak przyznajesz, że to ty się o mnie starasz?- zapytała Pirika.
- Nie wyobrażaj sobie za dużo.- odparł Tao i zmierzwił jej włosy. Po czym wyszedł z pokoju. Niebiesko-włosa stała z nieco naburmuszoną miną.
- Widziały gały co brały.- dodał swoje trzy grosze Horo i wzruszył ramionami. Po chwili dziewczyna została sama w pomieszczeniu. Nie mogła uwierzyć, że była taka pewna siebie. Trochę jak Anna. Uśmiechnęła się sama do siebie i pokręciła głową nie dowierzając.

W innej części posiadłości na werandzie siedział Manta. Wpatrywał się w gwiazdy rozmyślając nad wszystkim co się ostatnio wydarzyło i co widział. Tak wiele się zmieniło przez ten czas. Mimo, że tak bardzo się różnił od swoich przyjaciół, cieszył się że ich ma, że może z nimi to wszystko przeżywać. Wzloty i upadki.
- Manta?- usłyszał za sobą głos Yoh.- Co tu robisz?- szatyn przysiadł się.
- Jakoś nie mogę zasnąć.
- Rozumiem.- szaman uśmiechnął się charakterystycznie.
- Co teraz będzie?- zapytał się Oyamada.
- Nie wiem. Hao traci swoją moc i staje się coraz słabszy.
- A co z Księgą Przeznaczenia?- Yoh podrapał się zakłopotany po głowie.
- To jest kolejny problem. Wiemy tylko kto ją ma.
- To już coś.- maluch zaśmiał się nerwowo. Obok nich zmaterializował się Amidamaru. Miał nieco zamyślony wyraz twarzy.
- Coś się stało?
- Nie jestem pewien czy powinniśmy ufać Hao. – odpowiedział duch.
- Póki nie sprawdzimy nie dowiemy się.- powiedział Yoh.
- Sporo się ostatnio dzieje. – westchnął Manta na co szatyn się zaśmiał.
- Przynajmniej się nie nudzimy… i Anna nie każe mi tyle trenować, a oba-san jest zajęta Hao.
- Jedyne pozytywy.- stwierdził Morty odwzajemniając uśmiech.
- Nie przejmuj się Amidamaru, co ma być to będzie.- duch przytaknął w odpowiedzi.- Jestem wykończony. Myślę, że to dobra pora na pójście spać.- szatyn spojrzał jeszcze raz na niebo.- To do jutra.
- Do jutra Yoh.


Mimo wszystkich wydarzeń, jakie w ostatnim czasie miały miejsce każdy zasnął spokojnym snem. Może nie wszyscy z uśmiechem na twarzy i niekoniecznie w pełni szczęścia jednak wiedzieli, że mogą na siebie liczyć. Nowe problemy i nowe niewiadome wypełniały ich dni w całości. Wieczór zawsze bywał taką magiczną porą. Spokojną i pełną wrażeń jednocześnie. Nieoczekiwane zwroty akcji, wyznania, zmiany dokonywane pod gwiazdami nabierały nowy wymiar. Swój własny i nieopisany. 

***
Cześć :) Troszkę mi zajęło aby w końcu przysiąść i opublikować następną część... powody? Jest ich kilka, ale myślę że głównym to brak czasu. Sporo mam na głowie i szczerze to przyznaję, że już kilka razy nawet miałam zamiar w końcu coś dodać, ale zawsze jakoś umykało mi to pod koniec dnia ^^.
W każdym razie mam nadzieję, że się podobało :) Spodziewam się, że błędów jest masa, ale nie mam do tego głowy.
Pozdrawiam serdecznie i cieplusio ;***