środa, 27 czerwca 2018

39. Porażka.




Pierwszy śnieg tej zimy spadł dokładnie 27 listopada. Horokeu był przekonany, że to istny znak od losu, że te urodziny będą wyjątkowe i dobrego humoru mu nie popsuła nawet perspektywa pracy popołudniu. Co innego miała już do powiedzenia Usagi, która była przekonana że chociaż ten dzień spędzą razem. Przez cały czas w szkole chodziła markotna i prychała na wszystkich. Niemalże już wypowiadała swój monolog odnośnie zaniedbywania jej i że jeśli od początku by wiedziała że ta praca tak go pochłonie to nie proponowałaby żadnego wyjazdu. Jednak wzięła dwa głębokie oddechy i trzeci na wszelki wypadek, uspokajając się przy tym i oznajmiając że najwyżej wpadnie wieczorem do Inn En z prezentem. Niestety choć starała się być miła dla swojego chłopaka to w kółko cisnęły jej się na usta cierpkie docinki.

- Usagi-chan, mogłabyś mi pomóc?- Jeannie jak zwykle zjawiła się nie wiadomo skąd, a zaraz za nim Lyserg wraz z Ren`em taszczący pudła. Białowłosa przytaknęła nie mając i tak nic lepszego do roboty. Chociaż posegregowanie ozdób świątecznych według kolorów, sprawdzanie lampek i naprawianie łańcuchów nie brzmiało zachęcająco to Usagi i tak wzięła się do roboty. Wkrótce potem jej biała bluzka z mundurka stała się szara za sprawką kurzu, a ona sama kichała jak nakręcona. Ciężko jej było rozmawiać z Jeannie bo jedynym tematem jaki przychodził jej do głowy była ta cała sytuacja związana z Hao. Jednak w końcu zdobyła się na coś innego, bo czuła że cisza w pomieszczeniu ich zaraz przygniecie.

- Jak spędzaliście święta rok temu?- pytanie zostało skierowane bezpośrednio do Iron Maiden, lecz wiedząc iż chodziła razem z Lysergiem do szkoły uznała że ta forma będzie odpowiednia.

- Dokładnie tak samo jak teraz. Również zorganizowaliśmy wieczerze świąteczną dla całej szkoły. Potem pasterka i Boże Narodzenie.

Usagi zachichotała widząc jakim rozmarzonym głosem srebrnowłosa opowiada o zeszłorocznych świętach.

- Sama nie wiem czy się cieszysz bo podobał Ci się pomysł czy dlatego że był tam Lyserg.- skomentowała wypowiedź, wiedząc że zamiesza nieco w tym towarzystwie.

Cóż to był pierwszy raz kiedy Ren widział jak Iron Maiden się rumieni i niechętnie przyznał że widok ten był wybitnie uroczy. Lyserg również zawstydzony starał się ukryć pokaźne plamy na policzkach, ale niestety jego włosy były za krótkie, a łańcuch zbyt mały by się za nim schować.

Usagi przejechała wzrokiem po każdym a na jej ustach pojawił się wredny uśmieszek. Poklepała się w myślach po ramieniu gratulując sobie pomysłowości, jednocześnie zastanawiając się czy dolać oliwy do ognia i wspomnieć coś może o jemiole, lecz wówczas odezwał się Ren któremu robiło się co raz cieplej.

- Otworze okno.- oznajmił, na co wszyscy ochoczo pokiwali głowami oprócz dziewczyny Horo.

- Zamarznę!- zbuntowała się.

- Na chwilkę, żeby tylko przewietrzyć.- dodała Jeannie patrząc wyczekująco na panicza Tao, który na moment się zawahał. 3 sekundy wystarczyły by ponownie poczuł fale ciepła na swojej twarzy. Chłodne powietrze od razu przyniosło ulgę i każdy odetchnął czując jak rumieńce znikają. Jedynie Usagi trzęsła się z zimna przeklinając w myślach ten dzień, łańcuchy i swoje głupie pomysły.

Nastał wieczór, więc oficjalnie Usui mógł w końcu w spokoju świętować swoje urodziny. Pirika wisiała na telefonie cały dzień bo ciągle nie mogła go złapać, aż w końcu miała to nieszczęście że Anna odebrała słuchawkę i dosadnie wyperswadowała niekończące się dzwonienie. Tak więc pierwszą rzeczą jaką Horo musiał zrobić po powrocie do domu to oddzwonić, co jego dziewczyna skwitowała westchnięciem i odłożeniem kawałku tortu na stolik. 

Jednak gdy w końcu udało im się zasiąść i skonsumować czekoladowe ciasto stworzone przez białowłosą, dziewczyna poczuła się spełniona. Szczególnie gdy się okazało że sportowy zegarek, który wybierała ponad 3 godziny, przypadł do gustu solenizantowi. Trochę mniej z kolei spodobało się ignorowanie jej na rzecz Ren`a, który nawet w ten dzień nie omieszkał się posłać kilku przytyków w stronę przyjaciela. Jednak postanowił się nieco zlitować i przezwiska znajdowały się na poziomie, w mniemaniu Tao - bardzo niskim, który Horo rozumiał. Z kolei Anna wspaniałomyślnie zwolniła go od obowiązków domowych, ale tylko do końca tygodnia. Natomiast Yoh postawił na coś pewnego czym były ulubione przysmaki przyjaciela, a na które niebieskowłosy ucieszył się niezmiernie i od razu wszystkich częstował. Spotkanie przeciągnęło się nieco dłużej niż było planowane przez co cała grupa była następnego dnia niewyspana, jednak nikt nie żałował tych kilku nieprzespanych godzin. W końcu kto wie ile razy jeszcze uda im się wspólnie spędzić w ten sposób czas.

Cała szkoła żyła imprezą świąteczną wymyślając co raz to nowsze wersje atrakcji jakie zapewnią im europejscy znajomi. Jednak chociaż Yoh chciałby dać się porwać w ten wir przygotowań to na drodze stały mu dwie osoby – trener oraz Anna. Otóż w tym roku zawody w kenjutsu zostały przeniesione na początek grudnia w związku z czym mieli o całe dwa tygodnie mniej czasu na przygotowanie. Sensei rozpisał ich trening włącznie z tymi 14 dniami i teraz panikował, że nie dadzą rady. A przecież wygrać trzeba było! Tym sposobem Anna o wiele bardziej zaangażowała się w zawody niż w „ten świąteczny kicz”, które były bliższe jej sercu i nie dało się ukryć, również doświadczeniu. Trener w mig załapał z nią nić porozumienia i udało im się stworzyć przyspieszony kurs, który sprawił że po 4 dniach jedynymi osobami które potrafiły ustać na nogach był Yoh i Ren. Tanaka mimo swoich umiejętności, kondycyjnie niestety nie wyrabiał, więc po każdym treningu ktoś go musiał zwlekać z boiska. Potem w szatni dochodził do siebie starając się nie zasnąć pod szafką ze zmęczenia.

- Jakim cudem jesteście w stanie to wytrzymać?- zapytał po kolejnym dniu piekielnego treningu.

- Siłownia.- odparł Ren, który chował swój strój do torby.

- Anna.- oznajmił Yoh wzdychając ciężko.

- Anna? A co ona ma do tego?

- Chyba nadal nie może mi wybaczyć, że nie wziąłem udziału w Olimpiadzie.

Tanaka był co raz bardziej zdumiony, lecz postanowił nie wnikać. Więź między tą dwójką była dla niego niezrozumiała i chociaż rozsądek podpowiadał jedno to uparcie wierzył w swoje uczucia. Zdawał sobie sprawę że mają oni wspólną historię, ale mogła być dokładnie taka jak jego i Umi. Jedyne co mu dodawało skrzydeł to wizja jego i blondynki pod jemiołą.

Na zawodach panował istny mikołajkowy klimat. Każdy z sędziów miał czerwoną czapeczkę a stadion był przyozdobiony w renifery i otyłych siwych panów z brodą, którzy za wszelką cenę pragnęli komuś wcisnąć przekąski. Tym razem Anna dostała przepustkę jako asystent trenera i pilnowała by mięśnie zawodników z jej szkoły były rozgrzane, a krzesełko wydawało się być ku temu najodpowiedniejsze. Z kolei sensei postanowił przywitać się ze znajomymi z branży i udał się na przechadzkę po zapleczu.

Daisuke jeszcze nigdy nie czuł się tak zdenerwowany przed zawodami, musiał tym razem wygrać by udowodnić coś rodzicom i sobie. Nie widział dla siebie przyszłości w żadnej innej branży oprócz sportowej, która niestety ale była bardzo niepewna. Wyjrzał zza kulis odnajdując w tłumie swoich rodziców. Pomiędzy nimi siedziała Nana wraz z Kasumi, które ewidentnie wyglądały na spięte i niestety wiedział dlaczego. Jego rodzice żarli się jak pies z kotem, nie rozmawiali ze sobą, każde wypowiedziane słowo doprowadzało do awantury. Tym razem również widział że musieli się o coś pokłócić bo ich miny były nietęgie.

Niestety nic nie poszło po jego myśli. Zamiast skupić się na walkach to zerkał czy jego ojciec go obserwuje, analizował jego wyraz twarzy i to czy może pojawi się na niej choć cień dumy. Jednak on znowu sprzeczał się o coś z jego mamą i najwyraźniej nie przeszkadzało im to że pomiędzy nimi znajdują się dwie osoby. Gardła mieli już całkiem dobrze wyćwiczone, stąd wszyscy dookoła wiedzieli o aferze i nie były to informacje, które zmieniły ich życie.

Przegrał. Odpadł przed półfinałem. Oczywiście że zwalił wszystko na swoich rodziców, na przemęczenie, na to że światło go oślepiło. Nie mógł być winny, jednak trener uważał co innego. Nie zwyzywał go, dał kilka rad jak to można wyciągać wnioski z przegranej, ale nie bardzo go to obchodziło w tym momencie. Chciał po prostu zniknąć, litościwe spojrzenia nie były mu w cale potrzebne. Wybiegł ze stadionu nie mogąc się pogodzić z porażką.

Yoh zerknął na Annę, która oczekiwała tego spojrzenia od momentu ogłoszenia wyniku przez sędziego. Wręcz byłaby zdziwiona, gdyby szatyn zignorował to co się wydarzyło. Wszyscy wiedzieli jak bardzo wygrana jest ważna dla Daisuke, stąd też nikt nie podejrzewał że odpadnie tak wcześnie, a szczególnie on sam.

- Idź, ale ty się będziesz tłumaczył trenerowi.- rzuciła przez ramię, wiedząc że i tak go nie powstrzyma.

Chłopak posłał jej jedynie uśmiech, w którym zawarł nieme podziękowania i przeprosiny jednocześnie, po czym zwrócił się do Tao.

- Powodzenia Ren! Wygraj za nas.

- Taki miałem zamiar.- odpowiedział po czym jeszcze pod nosem dodał że bez niego to będzie bułka z masłem.

Szatyn wyszedł i korzystając z pomocy Amidamaru udali się na poszukiwania zguby.

- Anna-san naprawdę się zmieniła.- oznajmił duch. Był na każdym treningu swojego szamana, stąd widział zapał z jakim trenowała uczestników drużyny. Yoh również zauważył, jaką radość czerpała z powrotu do starych nawyków, nawet wyzywała od leni patentowanych.

- Tak myślisz?- mruknął pod nosem analizując jej dzisiejsze zachowanie.

- Wydawała się bardzo… nastawiona na wygraną, a mimo to pozwoliła ci odpuścić.

- Myślisz, że ją zawiodłem?- padło pytanie i nie wiedząc czemu Amidamaru nie wiedział czy jego przyjaciel nadal mówi o turnieju kenjustsu.

- Postępujesz zgodnie z sercem, zawsze tak było.- odpowiedział wiedząc, że to uspokoi chłopaka.

Znalezienie Daisuke nie było wybitnym zadaniem. Siedział na ławce w jednym z placów zabaw spoglądając w niebo. Analiza minionych wydarzeń nie przynosiła mu nic dobrego, nadal miał za złe rodzicom ich zachowanie będąc pewnym że to przez tą kłótnie tak bardzo się rozproszył.

- Co ty tu robisz?!- niemalże krzyknął na widok Asakury.- Co z zawodami? Możemy przegrać!- panikował nadal na co Yoh jedynie machnął ręką.

- Nie specjalnie mi zależy na wygranej.

Na moment zapanowała cisza między znajomymi, po czym Tanaka się odezwał.

- Przyszedłeś mnie pocieszać, prawić morały czy nakłonić do powrotu?

- Myślę że dwie pierwsze opcje na pewno, a co z trzecią to się okaże.- odparł z uśmiechem.

- Przegrałem, nie ma co roztrząsać.- chciał uciąć temat blondyn.

- Więc przestań.

Takie proste. Odpuść, daj sobie spokój, zrezygnuj.

- Porażki się zdarzają każdemu, nawet najlepszym.

- Myślisz, że o tym nie wiem?!- warknął Tanaka.- Dobrze wiem gdzie popełniłem błąd!

- To wyciągnij z tego wnioski.

- To też już zrobiłem!

- Więc przestań się zadręczać. Nic już na to nie poradzisz.

- Oh bo to takie proste! Mówisz jakbyś nigdy nie przegrał.

- Zdarzyło się. Za każdym razem trenowałam wtedy więcej i bardziej. Mój przyjaciel powiedział mi kiedyś, że przyznanie się do porażki może zamienić ją w zwycięstwo.

- Brzmisz jak trener personalny. Brakuje jeszcze okrzyków typu dasz radę, nie martw się, pokonasz to.

- Cóż… koniec końców wszystko będzie dobrze.- odpowiedział ze swoim firmowym uśmiechem.- Chodź, musimy wrócić. Może jeszcze uda nam się zobaczyć jak Ren wygrywa. Poza tym chyba masz coś do powiedzenia reszcie drużyny?

Wrócili dokładnie na walkę finałową, lecz zamiast obejrzeć ją w spokoju i cieszyć się pewną wygraną Tao, musieli się zacząć tłumaczyć. Pierwszego w obroty trener wziął Tanakę, naskakując na niego jak bardzo nieodpowiedzialnie się zachował i że prawdziwy mężczyzna przyjąłby to na klatę. Z kolei Yoh musiał udawać ból brzucha, w czym mu pomogła chętnie medium swoim kolanem, ze względu na historię odnośnie rozwolnienia. Szatyn sam nie wiedział czy jego narzeczona bardziej ucieszyłaby się z wygranej, czy jednak upokorzenia go.

Gdy Daisuke wracał z rodzicami do domu czuł się już nieco lżejszy. Wbrew temu co mówił potrzebował pocieszenia i o dziwo jedyną osobą, która się nim przejęła był właśnie Yoh. Nie jego rodzice, którzy postanowili pojechać by po prostu kłócić się gdzieś indziej niż w domu, nie jego siostra, która próbowała ich uspokoić i w końcu nie Kasumi, która podobno się gorzej poczuła. Podróż samochodem była dla niego nieco upokarzająca, ale na szczęście nie trwała długo. Wchodząc do swojego pokoju spojrzał przez okno na swoją przyjaciółkę, która krzątała się przy szafie. Kolejno odrzucała ubrania, zastanawiając się w czym powinna pójść na sobotnią randkę, i dla Tanaki nie wyglądała na chorą. Postanowił zaryzykować i zapukał w swoje okno licząc, że usłyszy i otworzy własne. Podskoczyła jakby miała na sumieniu kilka morderstw słysząc ów hałas, lecz postanowiła go wpuścić. Wyciągając ręce do klamki rękawy jej sweterka podwinęły się znacznie ukazując jej małą tajemnicę.

- Co ci się stało?- zapytał widząc siniaki na jej ręce. Fioletowe paski na przedramieniu wyraźnie się odznaczały a jej bladej skórze.

- Ah i tak nie uwierzysz…- machnęła ręką.

- Ktoś Ci to zrobił? – spróbował wypytywać delikatnie.- Czy to Ichiro?!- i to by było na tyle z jego delikatności.

- Nie!!! Rany, co Ci strzeliło go głowy!!!- ewidentnie ją zdenerwował, jednak na szczęście zaczęła tłumaczyć.- Śniło mi się, że się z kimś biłam i gdy się obudziłam trzymałam swoją dłoń zaciśniętą na ręce.

Chłopak nie wiedział czy ma się zacząć śmiać i domagać prawdy czy też darować sobie dalsze irytowanie swojej przyjaciółki. Historia nie była wiarygodna, ale naprawdę chciał wierzyć że wszystko z nią dobrze więc gdy po kilku kąśliwych komentarzach oberwał poduszką, odetchnął z ulgą.

- Jakiś deser?- zagadnął wspominając ich wspólne wypady po turnieju.

- Nie idziesz świętować do Inn En?- zapytała złośliwie.- Ostatnio tylko tam chcesz przebywać, więc myślałam że nasze desery stały się niemodne.

- Umi-chan jest zazdrosna.- zachichotał, za co ponownie oberwał poduszką. – A tak na serio to dlaczego wyszłaś? Nie wyglądasz na chorą.

- Bolała mnie głowa, a sam wiesz jaki tam jest hałas.- odpowiedziała zmieszana.- Wzięłam tabletkę i już mi lepiej. – dodała jeszcze. – A co do deseru to mam jedynie to.- wyciągnęła z szafki pól czekolady, którą musieli się zadowolić.

Daisuke postanowił zaryzykować i został na noc u dziewczyny. Naprawdę nie miał ochoty wracać do domu i znowu wysłuchiwać krzyków. Tęsknił za tą bliskością, którą mieli kiedyś z Umi, ale zdawał sobie sprawę że to przez niego odsunęli się od siebie. Nawet jeśli na filmie mówiła do niego to nie miał prawa jej za to obwiniać, w końcu on sam też się zakochał, więc wiedział jak to jest gdy osoba na której ci zależy w pewien sposób ignoruje Twoje starania. Jednak nie chciał rezygnować z tak wieloletniej znajomości. Może powinien wyjaśnić tą sytuację z Umi, chociaż teraz gdy najwyraźniej znalazła sobie nowy obiekt westchnień nie widział sensu.

Przebudził się w nocy z dziwnego snu. Przeszedł go dreszcz na wspomnienie tych dziwnych mrocznych obrazów jakie go nawiedziły i za wszelką cenę chciał odgonić nieprzyjemne uczucia. Jednak zaraz go pochłonęło dziwne uczucie że jest obserwowany, odwrócił się w stronę pokoju przyzwyczajając swoje oczy do ciemności i zamarł na widok postaci stojącej nad łóżkiem.

- Umi?! – zapytał gdy zauważył że to te czarne włosy napawały go lękiem. Przez chwilę wyglądała jak dziewczyna z filmu „The Ring”, jednak zaraz spostrzegł że to wzrok płata mu figle.

- Gomene nie chciałam Cię przestraszyć. – wyszeptała.- Poszłam tylko po szklankę wody.- dodała jeszcze po czym położyła się obok.

Mimo to serce Tanaki waliło jak oszalałe. Przejechał dłonią po twarzy starając się uspokoić, jednocześnie rugając się w myślach za zbyt wybujałą wyobraźnię. Niestety negatywne emocje nie mijały, przez całą noc nie mógł porządnie zasnąć, zapadając jedynie w krótkie sny z których przebudzał się gwałtownie.


Oto i nastał dzień na który cała szkoła z niecierpliwością wyczekiwała. Dokładnie 23 grudnia odbywała się impreza świąteczna, która co raz bardziej miała przypominać istny Bal Bożonarodzeniowy ze względu na udział Roxanne w przygotowaniach. Nie mogła przepuścić okazji by zaprezentować swojej nowej sukni, tak więc z chęcią wdrożyła swój mały plan, o którym dyrektor się dowiedział dopiero na dwa dni przed wydarzeniem. Zapewnienia że w jej szkole jest to normalne i namówienie by Lyserg również bezczelnie kłamał zupełnie wystarczyły kierownikowi placówki edukacyjnej, bo przecież za nic w świecie nie chciał urazić swoich zagranicznych uczniów. Poza tym żeńska cześć populacji szkolnej sforsowałaby jego biuro, gdyby jednak nie pozwolił na to szaleństwo związane z Balem.

Jeannie mając doświadczenie w płonnych przemówieniach została wydelegowana na scenę by przekazać kilka słów na rozpoczęcie wydarzenia zaraz po dyrektorze. Tym razem uczniowie pragnąc wysłuchać co ma do powiedzenia ich koleżanka zaprzestali szeptów i zwrócili swój wzrok na białowłosą ubraną w jedną ze swoich eleganckich sukni – poniekąd skromną, lecz ozdobioną koronkami i koralikami.

- Witam wszystkich zebranych. Na początku pragnę z całego serca podziękować za możliwość zorganizowania Balu Bożonarodzeniowego oraz wszystkich, którzy pomagali w przygotowaniach. – posłała ciepły uśmiech w stronę grupki organizatorów, którzy odwzajemnili gest.- Czym jest Boże Narodzenie tutaj w kraju kwitnącej wiśni? Na pewno mnóstwem kolorowych ozdób, słodkich figurek aniołków, smakowitych dań, rozświetlonymi ulicami. Jednak dla mnie ma charakter tylko duchowy. To czas kiedy chcę dawać siebie innym, chcę pomagać bardziej i owocniej niż do tej pory, kiedy myślę o wszystkich samotnych osobach – starych, schorowanych, porzuconych, którzy nie mają z kim spędzić takiego pięknego dnia. Tak więc proszę Was nie zapominajcie o tej stronie świąt, nawet jeśli jesteśmy innej wiary to nie zaszkodzi pamiętać o innych. Czasem wystarczy zwykły uśmiech by sprawić by czyjś dzień stał się lepszy.

Kilka sekund ciszy upewniło że słowa zostały wyryte w ich pamięci, być może patetyczne, lecz cała oprawa tego dnia również taka była. Gromkie brawa rozległy się po auli, a i znalazłoby się kilka takich osób, które ukradkiem ocierały łzy, wywołane ogólnym poruszeniem

Na przemian czerwone i zielone suknie królowały na młodych ciałach licealistek, które niestety komponowały się wraz z ozdobami na ścianach. Lyserg i Jeannie postawili na leśny wystrój, przez co cala aula pachniała choinkami a złote i czerwone ozdoby widniały na gałązkach odbijając światło od reflektorów. Naturalnym było że siostry Barthez musiały się wyróżnić stąd też granatowa i srebrna suknia stanowiły idealny ku temu pretekst.

Daisuke od początku wypatrywał swojej zdobyczy, koczując pod jemiołą na wszelki wypadek. Sam je wieszał, starając się by były rozsiane po całym pomieszczeniu tak na wszelki wypadek. Był tak bardzo pochłonięty swoim planem, że przestał zwracać uwagę na cokolwiek innego – w tym na swoją przyjaciółkę, która ostatnio wyglądała co raz gorzej. Zamiast jak zawsze ekscytować się strojem, dodatkami, biżuterią, wybrała pierwszą z brzegu sukienkę. Jednak biel o tej porze roku nie była jej pisana. Szczególnie z jej anemicznym odcieniem skóry, ciemnymi worami pod oczami i czarnymi włosami.

- Pięknie wyglądasz.- usłyszała koło ucha, a po chwili na szyi poczuła delikatne muśnięcie ustami. Nagle cała słabość która jej towarzyszyła ustała, a ona poczuła się jakby zostało w nią tchnięte nowe życie. Ichiro sprawiał że wszystko wyglądało inaczej, pokazał jej świat z zupełnie innej strony. Uśmiechnęła się do niego blado, by po chwili wdać w dyskusje odnośnie jej sukienki.

Usagi z kolei chodziła tam i z powrotem wydeptując ścieżkę w czerwonym dywanie przed wejściem na sale. Posiadała pewne pokłady cierpliwości, lecz jak u większości kobiet ograniczały się one do 5 minut. Przy 10 pojawiały się scenariusze związane z monologiem odnośnie okazywania braku szacunku jakim jest spóźnianie się, około 15 minuty groźby były związane bardziej z fizycznym cierpieniem i dopiero gdy nastawała 20 minuta cichy głosik z tyłu głowy zaczął mówić co raz głośniej że może stało się coś złego. Lecz wówczas pojawiał się spóźnialski i powrót do 10 minuty zdawał się najtrafniejszy.

- Gdzieś ty był?! Czekam już tu tyle czasu! I co ty masz na sobie!- nie miało sensu zaczynać od zwykłego przywitania. Niech wie że nabroił. Dziewczyna nakręcała się co raz bardziej, a Usui stawał się co raz mniejszy pod wpływem jej słów. Szalę goryczy przelał wredny uśmieszek Ren`a, z przyjemnością oglądający tą scenę z boku. Usui zerwał się z miejsca rzucając na przyjaciela jak to miał w zwyczaju, tym samym jeszcze bardziej denerwując swoją dziewczynę.

Hao właśnie obejmował w pasie partnerkę jednocześnie rozglądając się po auli. Bliskość demona sprawiała że za nic nie mógł się skoncentrować na tym co mówi Roxanne. Czuł tą czarną energie z każdej strony, tak jakby Oni otaczał ich swoimi ramionami. Wyłapał wzrok Anny, która z kolei trzymała swoje korale by nie zwrócić uwagi uczniów na ich nienaturalne drżenie i zmianę koloru. Takie zamknięte pomieszczenie nie stanowiło dobrego miejsca do walki.

Nicole wiedziała, że może dopisać do swoich osiągnięć zostanie partnerką Ren`a na Balu, jej wewnętrzne "ja" wykonywało kolejny taniec radości gdy koleżanki spoglądały z zazdrością na ubranego w garnitur panicza Tao. Był wysoki, dobrze zbudowany i do tego tak niesamowicie niedostępny, że sama nie wiedziała jakim cudem się zgodził przyjść tu z nią. Jednak oto stali obok siebie i nawet nie przeszkadzało jej to że chłopak nie zwraca na nią uwagę. A Ren... cóż... zła interpretacja słów jego siostry spowodowała że znalazł się tu właśnie z Nicole. Bo przecież dwa podstawowe punkty zostały spełnione, po pierwsze była to dziewczyna, a po drugie pochodziła z Francji. Jakże wielkie przyniósł rozczarowanie nie tylko swojej siostrze, ale i pewnej dziewczynie wybierając właśnie szatynkę. 

Zabawa trwała w najlepsze i wielkimi krokami zbliżał się jej finał jakim było wielkie ognisko przed szkołą. Blondyn po raz kolejny tego wieczoru próbował zaczepić wybrankę swojego serca. Ignorował wszelkie próby flirtu, starając się być skupionym na swoim zadaniu. Na ten miesiąc miał zaplanowane dwa cele – wygrać turniej, co niestety mu się nie udało, i pocałować pannę Kyoyame. Jednak jak na razie wyglądała na zirytowaną jego próbami rozmowy a co dopiero zbliżenia się. Na szczęście w końcu uległa dochodząc do wniosku, że może jeśli wysłucha co ma do powiedzenia to da jej spokój. Chłopak jąkał się niemiłosiernie i jedyne wartościowe zdanie jakie udało jej się wyłapać to stwierdzenie że wygląda ładnie. Potem wszystko potoczyło się tak szybko, że nie bardzo wiedziała co dokładnie miało miejsce.

Rozkojarzona rozmową z Tanaką nie zauważyła jak wiązka foyoku leci prosto w jej stronę. I dokładnie w momencie gdy blondyn pochylał się w jej stronę by złożyć upragniony pocałunek został pociągnięty w tył. Brązowe włosy zasugerowały mu, że zapewne jest to jak zwykle Yoh, lecz ku jego zdziwieniu osobą trzymającą go za marynarkę był Hao.

- Pomożesz mi przy rozpalaniu ogniska.- powiedział, lecz cały jego wzrok był skupiony na drugiej parze jakimi byli Yoh i Anna. Owa dwójka mogłaby być śmiało posądzona o zbytnie spoufalanie się w miejscu publicznym, lecz przyczyna była zupełnie inna.

- Wszystko w porządku?

- Taak.- odpowiedziała wyswobadzając się z uścisku. Ta sytuacja w ogóle nie powinna mieć miejsca i chociaż bardzo by chciała zwalić całą winę na Daisuke, to wiedziała że tak naprawdę to ona pozwoliła na chwilę nieuwagi. Jednak teraz było jasne że demon znajduje się na sali. Wyjścia były obstawione przez Shikigami i żaden duch nie mógł przez nie przejść. Ostatni raz spojrzała mu w oczy i to najwyraźniej było kolejnym błędem, bo starszy z braci Asakura doszedł do wniosku że Tanaka poradzi sobie sam, więc wrócił by pomóc pozostałym szamanom.

- Całujecie się czy nie? Bo pora wyprowadzić uczniów na zewnątrz. – zapytał wiedząc, że to na pewno sprowadzi parę na ziemie.

Cała trójka znajdowała się teraz pod jedną z „pułapek” Daisuke i część uczniów przyglądała im się z zaciekawieniem, lecz niestety nie zapowiadało się na żadne dramatyczne wydarzenia, które staną się tematem plotek. Medium prychnęła tylko, po czym udała się na scenę by oznajmić wszystkim że finał zabawy odbędzie się na zewnątrz i wszyscy są proszeni o opuszczenie auli.

Hokoreu, Ren i Lyserg zajęli się zapewnieniem bezpieczeństwa uczniom i delikatnym pospieszaniem ich przy ubieraniu kurtek. Jednak zaraz przy samym końcu gdy na auli zostało niewiele już osób okazało się że Oni ma też swoje sposoby. Światło zgasło, włącznie z choinkowymi lampkami spowijając całe pomieszczenie w ciemności. Cisza trwała tylko kilka sekund mimo to szamani wiedzieli co się zaraz stanie. Z uwagą wsłuchiwali się, licząc że usłyszą kroki jednak ku ich zdziwieniu nic się nie działo. Yoh się wyprostował rezygnując z bojowej pozycji i wówczas zaskoczył ich dźwięk tłuczonego szkła, a następnie cichy jęk.

Nie przewidzieli tego. Czegoś tak zupełnie banalnego jak okna. Bo niby czemu by nie wybić szyby i uciec tamtędy? Aula znajdowała się na parterze więc skok nie spowodował by żadnych uszkodzeń u opętanej osoby.

Nie stworzyli bariery wokół pomieszczenia, Shikigami miały być wystarczające. A przecież to że oni byli zdecydowani na walkę nie oznaczało że demon również. One wolały dręczyć, a nie doprowadzać do ostatecznych starć.

Hao zaklął nie krępując się obecnością innych, Anna puściła swoje korale czując jak przestały drżeć, a Jeannie odwołała Shamasha i oparła się o stolik z rezygnacją. Byli tak blisko.

Ośmielili się uwierzyć że mają nad nim przewagę.



Ponownie Inn En było zatłoczone, lecz atmosfera tak bardzo różniła się od tej która zazwyczaj tu panowała przy takiej ilości osób. Ostatnim, który się zjawił był Horokeu. Nie chciał ryzykować i odprowadził swoją dziewczynę pod dom mimo jej wielkiego focha.

Ogólny cel imprezy jakim była rozrywka został spełniony. Jednak nauczyciele oznajmili że są zawiedzeni postawą swoich uczniów, w związku z wybiciem przez kogoś szyby i zapowiedzieli iż była to ostatnia impreza tego typu. Szamani nie specjalnie przejęli się tymi groźbami, bowiem były one zbyt błahe w porównaniu z prawdziwym powodem ich niezadowolenia.

Hao wydawał się najbardziej zirytowany. Był najsilniejszym szamanem na świecie, wraz z połączeniem z Królem Duchów nie tylko jego moc wzrosła ale i umiejętności a mimo to nie potrafił zrobić czegoś tak prostego jak odesłanie demona. Zajmował się tym przez lata, ale tym razem wszystko było nie tak. Za późno zorientował się w swojej wizji, potem nie mógł nadążyć za szkodami jakie wyrządził demon, a które na pewno pozbawiły wiele ludzi życia, a teraz jeszcze to wymykanie mu się z rąk.

Wątpliwości… Dawno ich nie odczuwał.

- Ałć!- syknął Yoh, który niefortunnie stał nieopodal okna podczas ucieczki demona.

- Nie wierć się to nie będzie boleć.- jak zwykle rzeczowo odparła Anna. Też była zdenerwowana i zła że zawiedli. Nawet nie wiedzieli kogo opętał, wszyscy wyglądali normalnie, szczęśliwie bez oznak obłędu. Sami już nie wiedzieli czy to przeciwnik był tak silny, czy to oni osiągnęli limit swoich możliwości.

***
Cześć :)
Miesiąc to jeszcze nie tak źle ^^ 
Szczególnie że była to końcówka roku szkolnego/akademickiego więc nie każdy miał by czas żeby zajrzeć i przeczytać, więc myślę że zostaje mi wybaczone ;)

Bardzo ważnym fragmentem jest dla mnie tekst wypowiadany przez Yoh: "przyznanie się do porażki może zamienić ją w zwycięstwo" - otóż są to słowa Amidamaru (Tom 24, Rozdział 209) i zajęło mi sporo czasu żeby je znaleźć w mandze, ale wydaje mi się że warto było :) No i dochodzi do tego Olimpiada ...

Notka z dedykacją dla osób które wyłapują takie niuanse ;)

Poza tym jakoś mam wrażenie że mogło by być ciut lepiej, ale mimo to liczę że jesteście zadowoleni :) W końcu akcja z demonem się nieco zagęściła i zbliżamy się do rozwiązania tej kwestii :)

Czekam na Wasze komentarze ;)

Pozdrawiam serdecznie!