Samolot podchodził do lądowania, co jednak nie przeszkadzało w gonieniu Choco po pokładzie. Większość foteli była zniszczona przez wściekłe ataki Ren`a lub zamrożona przez Horo. Tamao usilnie próbowała ich uspokoić od ponad 20 minut, niestety bezskutecznie. Dopiero gdy maszyna zaczęła ostro schodzić w dół i dziewczyna przeturlała się przez pokład, zaprzestali walki.
- Wszystko dobrze?- zapytał się Choco. We trzech stali nad dziewczyną, która leżała na podłodze. Pomogli jej wstać po czym poczuli jak samolot ląduje i wszyscy wywrócili się przygniatając biedną dziewczynę. Mikihisa patrzył na nich wszystkich ciągle zastanawiając się nad dowcipem Choco.
Ren utworzył Wielką Kontolę Ducha i ruszyli w kierunku Patch. Podróż nie zajęła im długo, jednak to co zastali przeszło wszelkie oczekiwania. Miasto już wcześniej wyglądało jak ruiny, jednak teraz nie ostał się ani jeden budynek. Wspinali się po tym gruzie, uważnie stąpając. Zagłębiali się co raz bardziej, tracąc jakąkolwiek nadzieje.
- Tamao wyczuwasz coś?
- Nic.- odparła. Każdy spojrzał po sobie. Powinni czuć obecność Króla Duchów, jego moc, tymczasem w ich sercach pojawiła się zupełna pustka.
Kilkanaście metrów od grupki Mikihisa odnalazł materiał zdobiony w indiańskie wzory. Rozejrzał się za swoimi duchami, które stały w znacznej odległości. Błyskawicznie znalazł się obok nich. Spod kamieni wystawał czyjś but. Asakura wiedziony przeczuciem odsunął kilka głazów, a jego oczom ukazała się zmaltretowana noga. Nie ryzykował dalej, już wiedział co tu się stało. Hao miał racje- Król Duchów już nie istnieje, a konsekwencje tego będę odczuwalne już wkrótce. Podszedł do grupy, którzy skupili się w jednym miejscu.
- Nie mamy tu czego szukać.
- Jak to? A co z Radą?- gorączkował się Horokeu. Długo zajęło Mikihisie, zanim odpowiedział na to pytanie, jednak odpowiedź, jaką uzyskali spadła na nich niczym sporych rozmiarów kamień.
- Jak to nie żyją?- wyszeptała Tamao. – To nie możliwe! Może oni potrzebują naszej pomocy!- krzyczała dziewczyna i już miała pobiec szukać kogoś, lecz w porę została zatrzymana. Ren jednak wolał sprawdzić owy fakt na własnej skórze. Nie trzeba było daleko szukać, by zobaczyć spod sterty głazów roztrzaskaną twarz czyjegoś z członków. Długie siwe włosy podpowiadały, że to Goldva. Odwrócił wzrok, nie chcąc już na to patrzeć.
W Osorezan mgła nie ustąpiła. Yoh, gdy tylko wyszedł z pociągu poczuł dziwny niepokój, inny od tego, który go do tej pory trawił. Niepewnym krokiem wyszedł z terenu dworca. Kształty domów ledwo dało się rozróżnić. Strach dosięgał go co raz bardziej, nie czuł obecności ani jednej duszy.
- Mistrzu Yoh, gdzie teraz?- usłyszał pytanie Ryu.
- Minęło trochę czasu od mojej ostatniej wizyty. – odparł zakłopotany. Fakt nie pamiętał drogi do domu jego babci, ale sądził że może widok wioski coś mu przypomni. Tymczasem w obrębie kilku metrów nie było nic widać. Na szczęście Morty był na tyle zorganizowany, że zabrał ze sobą mapę. Szli tak już od jakiś 15 minut, nie napotykając nikogo. Dziwne uczucie strachu o własne życie nieco osłabiło ich orientacje, więc stanęli.
- Poddaję się! Nie wiem gdzie dalej iść!- krzyknął rozdrażniony Oyamada.
- Witaj wnuku.- usłyszeli kobiecy głos. Z mgły wyłoniła się staruszka, prowadząc ich do domu. Szatyn zaparzył herbaty, którą położył na stoliczku. Rozejrzał się po pomieszczeniu- nic się nie zmieniło. Na ziemie sprowadził go głos najstarszej z rodu.
- Nie wyczuwam obecności duchów, ani żadnego człowieka. Na zewnątrz panuje mgła, ale to nie jest wynik warunków atmosferycznych. W dodatku Anna nie wróciła od dwóch dni.
- Może znalazła jakiś trop, albo zgubiła się we mgle.- odezwał się Ryu.
- Wysłałam ją na zakupy. Anna nie jest nierozważna, nie pobiegłaby za pierwszą lepszą wzmianką o Księdze.
Obok staruszki zmaterializowała się Morphine.
- Co się dzieje?- zapytał zaniepokojony Lyserg. – Czujesz ją?- wstał widząc że duch daje mu do zrozumienia, że muszą się pospieszyć. Wybiegli z domu, pozostawiając niedopitą herbatę. Kino podniosła dłoń i nadstawiła ją nad kubek. Delikatnym ruchem rozgoniła parę. W jej głowie kłębiły się myśl, jednak była jedna, która wyróżniała się najbardziej. Właściwie przeczucie, że nie ujrzy już swojej podopiecznej. A jej życie jest niczym ta para, której nie da się uchwycić- zaraz zniknie.
Szatyn biegł za Anglikiem ile sił w nogach. Wahadełko mknęło jak szalone zwinnie omijając przeszkody, których szamani i tak nie widzieli. Morty zostawał w tyle nie dając rady biec równo z przyjaciółmi. Wiedział, że nie może się za bardzo oddalić. Zaczynało mu brakować już powietrza z wyczerpania. Czuł ja mgła wkrada ma się do płuc, na końcu poczuł jak rozdziera mu serce okropnym bólem. Upadł.
Wahadełko zatrzymało się niespodziewanie. Morphine wyleciała z kryształu rozglądając się gorączkowo.
- Morty.- wyszeptał zielono-włosy. Odwrócił się za siebie, lecz ujrzał jedynie białe, sunące powoli powietrze. Zrobił parę kroków i zaczął rozglądać się za przyjacielem. Asakura przeraził się, przecież nie mogli zgubić Manty! Dałby sobie rękę uciąć, że jeszcze przed chwilą blondyn biegł tuż za nim. Ryu podbiegł kawałek i zaczął wołać za przyjacielem, lecz odpowiedziała mu cisza. Morphine nie wyczuwała energii Oyamady.
- To niemożliwe! – krzyknął wściekły Asakura. Jego pierwszy przyjaciel zniknął? Ot tak sobie?
- Yoh…- zaczął niepewnie Lyserg.- Wciąż wyczuwam Annę.- nie chciał by szatyn wybierał pomiędzy nimi.
- Trzymaj się Morty.- wyszeptał szaman i pobiegł w kierunku wskazanym przez wahadełko.
Bezwładne i blade ciało leżało na ziemi bez ruchu. Przyjaciele stanęli nad nim nie wiedząc co robić. Ukląkł przy dziewczynie i dotknął policzka. Zimny. Potrząsł delikatnie ciałem. Obudzi się! Na pewno się obudzi! Z jego gardła wyrwał się krzyk. Przecież wołam Cię! Dlaczego się nie budzisz?! Na twarzy pojawiły się krople potu, otarł je szybkim ruchem. Ponownie wypowiedział jej imię, lecz bez przekonania. Poczuł jak ktoś kładzie mu rękę na ramieniu. Przecież to niemożliwe, żeby stracił dwoje tak bliskich mu osób w ciągu jednej chwili. Przytulił ciało do siebie i załkał cicho. Chciał jakoś ogrzać, chciał zrobić cokolwiek. Poczuł, że wymyka mu się. Spojrzał- robiła się co raz bardziej przezroczysta. Nagle przed nimi pojawiła się przepiękna kobieta. Wręcz zjawiskowa, wyłoniła się spośród mgły niczym anioł. Długie blond włosy opadały na jej ramiona, ciągnąc się wzdłuż tali, aż do dolnych partii pleców. Ciemne oczy, od których biła pewność siebie. Wyciągnęła ręce w kierunku dziewczyny.
- Amitsu.- wyszeptał Yoh. Poznał ją po tym samym spojrzeniu. Niczym odbicie lustrzane Anny. Poczuli spokój w sercach, ciepło jakie można czuć tylko od matki. Asakura wiedział, czego chce starsza Kyoyama. Spojrzał po raz ostatni na twarz swojej narzeczonej, która była już ledwo widoczna. Następnie wstał i oddał ukochaną jej matce. Ta z ogromną miłością wpatrywała się w swoje dziecko, którego nie wiedziała od kilkunastu lat. Przytuliła ją do piersi i obie rozpłynęły się w powietrzu. Szatyn wpatrywał się w przestrzeń, nikt nie chciał się odezwać. Nawet nie wiedzieli co powiedzieć. Nie wierzyli w to co się właśnie stało. Ryu spostrzegł, że obok niego pojawiła się małych rozmiarów książka. Podniósł ją jednak strony były puste. Odwrócił okładkę na tylną gdzie była namalowana gwiazda oraz nieco starty napis UNMEI(przeznaczenie). Już chciał zawołać, co odkrył, lecz zauważył że jego mistrz płacze. Otarł łzy, które również mu napłynęły do oczu. Jednak nie tak łatwo wyrzucić smutek z serca, jak z twarzy.
Kilka minut upłynęło w ciszy, przerywanej tylko szlochem Asakury. Wkrótce Ryu nie mógł nawet wyróżnić konturów sylwetki swojego przyjaciela. Zaczął się gorączkowo rozglądać na Lysergiem, jednak i po nim zaginął ślad. Poczuł jak coś sprawia, ze jego nogi są jak z waty, a zaraz potem że z hukiem ląduje na ziemi. Ostatnie co pamiętał to gęsty dym unoszący się przed jego oczyma, potem była już tylko ciemność.
Szatyn klęczał na ziemi nie widząc co się dzieje wokół niego. Był otoczony tą dziwną mgłą, która z sekundy na sekundę stawała się bielsza. W końcu oślepiony jej światłem zamknął oczy. Potem poczuł jakby go coś przygniatało do ziemi, jakby go chciało spłaszczyć. Jednak żadna kość nie była złapana, jedynie ten okropny ciężar. Zaczerpnął resztkami sił powietrze, a następnie zamknął oczy czekając na najgorsze.
Różowowłosa drgnęła złym przeczuciem. Odwróciła się za siebie widząc dalszą część ogromnej jaskini, w której znajdowało się Patch. Ciemność wydawała się jakby poruszać i zbliżać do niej. Chciała zrobić krok w tył, lecz straciła równowagę i upadła.
- Tamao!- pierwszy przy niej znalazł się Horokeu. Pomógł jej wstać, chociaż dziewczyna doskonale dałaby sobie radę sama. Dookoła zapanowała dziwna cisza. Potem usłyszeli krzyk Mikihisy, żeby uciekali. Spojrzeli w stronę jaskini- cień padający ze stropu zdawał się mknąć w ich kierunku z niewiarygodną prędkością. Zawiał wiatr, zrobiło się pochmurnie. Każdemu przeszło przez myśl, że są na pustyni, tu zawsze jest słońce. Jednak rozglądając się po niebie nie widzieli życiodajnej gwiazdy. Szarość nieba była inna od tej co mieli okazje nie raz w swym życiu oglądać. Poczuli się jak po wejściu do Bramy Babilonu. Ciemność z groty przybrała bezkształtną formę plącz i oplotła całą czwórkę. Ścisnęła ich mocno, tak że każdy krzyknął z bólu, a następnie wdarła się w ich ciała przez otwarte usta.
Słońce znów ogrzewało okolicę, powietrze stało w miejscu, a po dziwnym zdarzeniu nie było śladu. Jedynie kilka metrów od miejsca, gdzie przed chwilą stali szamani leżała maska Mikihisy. Jedyny dowód, że ktoś tu był.
Skulona dziewczyna siedziała pod ścianą chowając głowę w kolana. Długie włosy tworzyły zasłonę wokół niej. Jun zerkała co chwila na swoją przyjaciółkę. Ona również się martwiła.
- A jeśli nie wrócą?- zapytała cicho. Jun już miała odpowiedzieć, żeby nie wygadywała głupot, ale poczuła, że to nie ma sensu. Usiadła obok niej i bez słowa patrzyła na Hao, który teraz spał. Nie chciała wierzyć w to, że to w nim pokładają nadzieję, jednak niestety tak było. Asakura podniósł się niespodziewanie do pozycji siedzącej z trudem łapiąc powietrze. Rozejrzał się nerwowo po pomieszczeniu jakby szukając kogoś wzrokiem, niestety nigdzie młodej wizjonerki nie było. Poczuł czyjąś zimną dłoń na swoim czole. Zerknął na zielonowłosą i wtedy potok jej uczuć dotknął i jego. Obawa o życie brata, brak kontaktu z nim i ta niepewność czy go jeszcze zobaczy.
- Nie!- krzyknął. Dziwna obawa malowała się na jego twarzy.- Nie dotykaj mnie!!- spojrzał na Jun przerażony. Dziewczyny nie wiedziały co robić. Długowłosy wstał i trzymając się za bok wyszedł z pokoju. Obie pobiegły za nim wołając żeby się zatrzymał, lecz szaman nic sobie z tego nie robił. Obijał się od ścian korytarza, aż w końcu zatrzymał się ciężko dysząc. Nie mógł złapać powietrza, czuł jak jego płuca przepełniają się wodą, upadł jakby podcięty jakimś pnączem. Na jego skórze zaczęły pojawiać się plamy, jakby oparzenia. Przeraźliwy krzyk wydobył się z ust Piriki. To trwało kilka sekund, agonia w jakiej Hao się znalazł była wręcz namacalna. Potem wszystko ustało, a po jego ciele nie został żaden proch. Jakby wyparował. Dziewczyny poczuły jakby podmuch powietrza, które stawało się co raz gorętsze. Wkrótce wiatr nabrał na sile i Usui złapała za rękę swoją przyjaciółkę.
- Co się dzieje?!- krzyknęła panna Tao. Jednak nie usłyszała odpowiedzi. Pirika stawała się co raz bardziej przezroczysta, jakby była duchem. Jej wzrok zupełnie pusty zatrzymał się na paproci stojącej spokojnie na korytarzu. Nie rozumiała, jakim cudem zwykły kwiat pozostaje w bezruchu, podczas gdy ona nie może ustać na nogach. Nagle zauważyła przepiękny pąk, który rozwarł się przed nią z oślepiającą jasnością. Wyciągnęła ku niemu rękę, przypominając sobie że kwiaty paproci mają pewną moc. Przez jej ciało przebiegł prąd, przenosząc się również na Jun.
Na korytarzu panował porządek. Nie było ani śladu po dramatycznych wydarzeniach z ostatnich kilku minut.
Yoh-mei jakby wiedziony przeczuciem, że nadeszła jego pora usiadł na ziemi w odświętnym stroju. Nie ukrywał, że bał się tego co miało go spotkać, ale czuł że co raz więcej dusz znika z tego świata. Nagle z nikąd zaczęła formułować się przed nim para, gęsta i ciężka. Zamroczyło go, poczuł jak powieki robią mu się co raz cięższe, potem nie widząc nic, wiedział że owa mgła otacza go wokół siebie. Wręcz wlewała się w jego ciało. Spokojnie pozwolił jej się rozprzestrzenić, po czym równie spokojnie opadł na ziemię. Jego ciało zaczęło znikać, aż w końcu pokój stał się zupełnie pusty.
***
Hej! Jak wam wakacje mijają? Pewnie za szybko, co? :P Ja mam jeszcze miesiąc więc zdążę odpocząć ^^.
Epilog numer dwa jest dość 'skaczące', co chwila zmieniam bohaterów, o których piszę mam nadzieje że się nie pogubiliście ;P Generalnie krwiożercza mgła połknęła wszystkich hehe ^^ Epilog numer 3 będzie już ostatnią częścią opowiadania. Nie chce nic obiecywać, ale myślę że we wrześniu się pojawi, a z nowym blogiem (bo ktoś chętny do czytania jednak się znalazł :D) ruszę może w październiku :) Co wy na to?
Pozdrawiam gorąco i życzę pięknej pogody :) Paa ;*
Epilog numer dwa jest dość 'skaczące', co chwila zmieniam bohaterów, o których piszę mam nadzieje że się nie pogubiliście ;P Generalnie krwiożercza mgła połknęła wszystkich hehe ^^ Epilog numer 3 będzie już ostatnią częścią opowiadania. Nie chce nic obiecywać, ale myślę że we wrześniu się pojawi, a z nowym blogiem (bo ktoś chętny do czytania jednak się znalazł :D) ruszę może w październiku :) Co wy na to?
Pozdrawiam gorąco i życzę pięknej pogody :) Paa ;*