Cześć wszystkim! Tak jak obiecałam jak tylko zdam sesję wstawię nową część, więc oto kolejny rozdział, ostatni związany z rejsem :) Potem wraca Hao i szkolne życie, chociaż nie zabraknie też akcji, lecz musicie pozwolić się jej rozwinąć ;)
Nie ukrywam, że zasmuciły mnie komentarze dotyczące wprowadzania nowych postaci pod poprzednim wpisem, bo biorąc pod uwagę częstotliwość z jaką pojawiały się one w mandze, nie rozumiem skąd ta niechęć ^^ W każdym razie póki co nie pozbędę się ich bo, może nie wszystkie, ale część odgrywa ważne role w opowiadaniu.
Co do pomysłu napisania czegoś podobnego do pierwszego opowiadania to muszę przyznać że raczej się w tym nie odnajduje, w sensie w walkach i obronie świata, brakuje mi pomysłu na ciekawą i dopracowaną fabułę, natomiast ostatnio wpadł mi do głowy pewien pomysł powiązany z anime Shaman King, z którym się jeszcze nigdzie nie spotkałam, ale nic więcej nie zdradzę bo muszę to przemyśleć, poza tym to opowiadanie jest teraz dla mnie priorytetem, a nie chcę robić długich przerw między rozdziałami bo się potem zapomina co się działo ;)
Chcę wam podziękować za taką ilość komentarzy i za te ponaglające mnie, żebym w końcu coś wstawiła również :) Niezmiernie mnie to cieszy, że tak Wam się podoba opowiadanie, taki komentarz potrafi sprawić że dzień staje się lepszy, więc jeszcze raz dziękuję :)
A teraz nie przedłużając już zapraszam na kolejną część!
***
Tego dnia morze było bardziej
wzburzone niż normalnie, czego świadkiem były fale jakie rozbijały się o
statek. Co jakiś czas na niebie pojawiała się chmura przygnana wiatrem. Pogoda
była idealna lecz dla żaglówki a nie dla statku rejsowego. Kołysanie jednych
bawiło innym szkodziło i chociaż kapitan robił co mógł, to nie ustawało.
Manta leżał na swoim łóżku, a
blado-zielony odcień skóry mógł świadczyć o jednym – nabawił się choroby
morskiej. Za każdym razem gdy spoglądał przez okno i obserwował jak bardzo statkiem buja zbierało
mu się na wymioty. Miska obok jego łóżka świadczyła o podobnych incydentach i
co gorsze musiał to przeczekać. Yoh z początku zmartwiony stanem zdrowia
swojego przyjaciela chciał z nim zostać by dotrzymać mu towarzystwa, lecz
widząc jak Manta za każdym razem gdy jego żołądek pozwala mu na chwilę ulgi
zasypia, uznał że lepiej będzie go zostawić. Zadbał jednak by blondynowi nic
nie brakowało – na szafce nocnej miał pilot do telewizora, szklankę wody i
kilka tabletek, które niestety nie działały. Dopiero w porze obiadowej poczuł
się lepiej i udało mu się wyjść na pokład o własnych siłach. Zauważył również,
że kołysanie ustało. Udał się na stołówkę licząc, że uda mu się w siebie
wcisnąć coś więcej niż wodę.
- Manta! Jak się czujesz?- zapytała
Usagi, której bujanie statku dostarczyło wiele frajdy.
- Już lepiej, dzięki.-
odpowiedział niemrawo, po czym zabrał się za kawałek ciasta, jaki sobie
nałożył. Była to jedyna rzecz na jaką miał w tym momencie ochotę.
- Nadal wyglądasz… zielono.- dodał
Horokeu. – Tylko nam tu…
- Horo!- skarciła go siostra.
- No co?!
Kolejna kłótnia między
rodzeństwem przebiegła standardowym planem. Nikt już nawet na to nie zwracał
uwagi, chociaż metafory jakie wymyślali były całkiem zabawne. W końcu gdy
posiłek dobiegł końca okazało się, że każdy ma już plany na popołudnie. Te parę dni
wystarczyło by zapoznać się z atrakcjami jakie proponował statek.
- Dzisiaj chciałabym spróbować
bilarda.- oznajmiła Jeannie, na co Lyserg jak zwykle z chęcią przystał. Horokeu
już widział ten błysk w oku u swojej dziewczyny i wiedział co on oznacza.
Pirika postanowiła dołączyć do grupy i tym sposobem ruszyli w 5 pod pokład.
Roxanne jak tylko usłyszała o możliwości skorzystania ze SPA w momencie znalazła się pod drzwiami salonu
wraz ze swoją mamą. Z kolei Louis jak się okazało miał spotkanie biznesowe jak
wszyscy przedstawiciele swoich firm wraz z głową rodu Tao i spadkobiercami. Jun
była zdziwiona, lecz najwyraźniej jej ociec miał jakiś plan z nią związany.
- Ren. – zaczął jak zwykle rzeczowo.-
Twoim zadaniem jako Króla Szamanów było odzyskanie świetności swojemu rodowi.
Jako jeden z 5 wojowników nie tylko wzrosłeś w siłę, ale i również udało Ci się
przywrócić honor nazwisku Tao. Jun…- tym razem jego ton stał się łagodniejszy,
tak jakby mówił do swojej kochanej córki, czego nigdy wcześniej nie zaznała.-
Dzięki Asakurom i Gadharze wiele się nauczyłaś, rozwinęłaś się tak jak Ren.
Również dzięki Tobie nasze nazwisko stało się na powrót poważane. Jestem z Was dumny.
Oboje stali zdumieni nie poznając
swojego ojca. Miliony myśli przelatywały przez ich głowę, jednak szok
spowodował że przez tych kilka chwil milczenie zapadło między nimi. W końcu Ren
jakby doszedł do siebie, a pierwszą oznaką był uśmieszek na jego twarzy.
- Oczywiście, że przywróciłem nam
honor. W końcu taki był plan, jak i przerwać ten krąg nienawiści. Ale dlaczego
mówisz o tym teraz?- w końcu minęło trochę czasu od Turnieju.
- Ponieważ nadszedł czas spełnić
obietnicę daną Hao. I wydaje mi się, że dałem wam wystarczająco dużo czasu na
ułożenie planu.
Ren był strategiem, ale często
działał pod wpływem emocji, natomiast Jun cechował właśnie ten spokój, którego
mu brakowało. Wiedział, że musi działać wspólnie z siostrą bo wtedy osiągną
największe efekty, zresztą sprawdzało się to przez długi czas. Jednak tym razem
chodziło o coś więcej i En miał rację. Mieli dużo czasu na obmyślenie planu,
teraz należało go wdrożyć w życie.
Nicole siedziała przy barze
popijając ananasowy koktajl. Ile by dała za butelkę wina, która spoczywała w ich
rodzinnej piwniczce we Francji. Tak dla rozluźnienia. Była wdzięczna Roxanne za
zorganizowanie tej imprezy, ale kłopoty przez to nie znikły. Złość na Ren`a
wypełniała ją po brzegi, w dodatku nie umiała go rozgryźć.
- Wyglądasz na przygnębioną.-
zagaił rozmowę barman.
- Bo nie ma w tym krzty
alkoholu.- odpowiedziała i posłała mu kpiący uśmiech.
- Takie rozkazy, co zrobić.-
wzruszył ramionami. Na początku Nicole wydawało się, że zaraz zacznie ją
podrywać i rzucać tekstami proponującymi prawdziwe drinki u niego w kajucie,
lecz najwyraźniej zbyt cenił sobie profesjonalizm. Jednak zwykła rozmowa
poprawiła jej humor, poza tym całkiem miło się z nim rozmawiało.
- Co ty robisz?- usłyszała
zirytowany głos za sobą. Zdumiona odwróciła się na stołku barowym, widząc złote
oczy podparła się łokciami na ladzie, prowokując przy tym swoją dosyć otwarta
postawą.
- Przypomniałeś sobie o mnie?-
zakpiła. Nie umiała się powstrzymać przed odrobiną szyderczości. Jednak jej
pewność siebie dosyć zmalała, gdy ujrzała jak zły jest Ren. Pociągnął ją za
rękę w bardziej ustronne miejsce, z dala od wszystkich gapiów.
- Myślałem że się dogadaliśmy.
Jeden tydzień. Miałaś udawać moją dziewczynę przez 7 pieprzonych dni, a już nie
potrafisz wytrzymać?
- Zachowujesz się jak wariat!-
wyrwała mu rękę z uścisku.- Sam traktujesz mnie jak powietrze, a jak wreszcie
spędzam miło czas na tym cholernym statku to musisz wszystko niszczyć! O co Ci
chodzi?!
- O to że przyprawiasz mi rogi
przy wszystkich.
- Rozmawialiśmy o koktajlach!-
tego Ren się nie spodziewał, więc stał przypatrując się szatynce. Zamrugała
szybko chcąc odgonić łzy, aż w końcu spojrzała gdzieś w bok.- Rany… czy ty
potrafisz być w ogóle miły?- pytanie pozostało bez odpowiedzi. Odeszła od niego
szybkim krokiem, starając się zachować twarz. Na powrót jej myśli miały czarną
barwę, a ona sama postanowiła już tego dnia nie wychodzić z kajuty.
Całej tej kłótni przypatrywały
się dwie osoby. Jedna z nich niższa, opuściła nieco głowę na widok smutnej
koleżanki. Niemalże odczuwała jej cierpienie, jednocześnie będąc złą na
chłopaka. Jej towarzyszka milczała, nie bardzo wiedząc jak mogłaby wyjaśnić tą
sytuację na korzyść Ren`a.
- Tak jak mówiłam Ran-san. To
jeszcze nie jest odpowiedni czas.
Chinka nie miała innego wyjścia
jak tylko się zgodzić.
Ren z kolei czuł się dziwnie. Nie
żałował dziewczyny, był bardziej zły na siebie że nie potrafił kontrolować
emocji, tak jakby mu na niej zależało a nie na jego reputacji. Ale kiedy
wyszedł ze spotkania i zobaczył ją jak się śmieje razem z barmanem jakaś złość
w niego wstąpiła i czuł że musiał wyjaśnić natychmiast tą sytuacje. W cale nie
pomagały przy tym jej wyzywający strój czy oskarżycielski ton. Irytowała go,
ale i jednocześnie pociągała. To nie było jak zadurzenie, bardziej jak
partnerstwo w biznesie z odrobiną chemii. Zdenerwowany nie zauważył jak wpada
prosto na Pirikę, która właśnie niosła czekoladowy shake. Jej biała bluzka była
cała brudna, a ona sama już miała nakrzyczeć na winowajcę, lecz gdy ujrzała kim
on jest ugryzła się w język. Po jego ostatnim występie nie miała zamiaru już
nigdy więcej się do niego odezwać. Zawróciła do baru prosząc o jakąś szmatkę i
zajęła się wycieraniem najpierw siebie potem podłogi. Na szczęście nie było
tego dużo, więc uporała się szybko, a następnie wyminęła Ren`a posyłając mu
spojrzenie pełne pogardy.
- Czy ty nie masz za grosz
wstydu?- usłyszał głos i już wiedział po kim Anna odziedziczyła swoją
osobowość. Kino właśnie zaczęła swoją tyradę na temat dobrego wychowania. I tym
razem nie miał jak przed tym uciec.
Anna tego dnia została pozbawiona
swojej tarczy w postaci Seyram, gdyż Jun postanowiła zająć się nimi po
spotkaniu. Jako starsza siostra często opiekowała się Ren`em i teraz jej
brakowało matkowania, więc postanowiła skorzystać z okazji. Yoh chcąc jakoś poprawić
humor Mancie postanowił spędzić z nim trochę czasu na nauce gry w szachy, które
blondyn tak ostatnio uwielbiał. Pozostała część znajomych również wydawała się
zajęta, a widząc jak bardzo Kasumi cieszy się że jej przyjaciel poświęca jej
czas nie miałaby serca im przerywać. Już miała udać się na leżak przy basenie
by się w pełni zrelaksować, gdy usłyszała stukanie drewnianej laski o pokład.
- Anno… chciałabym z tobą
porozmawiać.- oczywiście Kino zaczęła lekko, lecz medium i tak wiedziała, że ta
rozmowa do łatwych nie będzie należeć. Już się nastawiła na debatę pod tytułem
wychowanie do życia w rodzinie, lecz ku jej zdziwieniu staruszka dodała.- O
Hao.
- Co w związku z nim?-
odpowiedziała zaciekawiona.
- Zmienił się?- zapytała z
nadzieją. Blondynka z kolei nie rozumiała do czego jej mentorka zmierza. Gdyby
interesował ją długowłosy rozmawiałaby z Yoh nie z nią.- Twoje milczenie mnie
niepokoi, lecz liczę że mój wnuk i tym razem coś zdziała. Jednak co ważniejsze
- obietnica, musicie zacząć działać inaczej cała nasza praca pójdzie na marne.
Może wam się wydawać, że serce Hao zostało uratowane, ale teraz gdy jest Królem
będzie bardziej podatny na cierpienie innych. Nie pozwólcie mu się zamknąć.
W rzeczywistości jedynym miejsce
gdzie długowłosy był wolny od reishi było jego sanktuarium w Królu Duchów.
Będąc z nimi nie mógł tego wyłączyć, a nie spodziewała się że wszyscy myślą o
miłych rzeczach. Jednak przebywał wśród ludzi, poznawał ich i tak jak
powiedziała Asanoha musiał ich pokochać. Nie można mu było zarzucić, że na
powrót stał się bezduszny.
- Zmienił się.- odpowiedziała
pewnie Anna.
- To dobrze. – przytaknęła jej
Kino. – A teraz co do Ciebie… Natknęłam się ostatnio na Twoją matkę. Szukała
Cię. Oczywiście nie powiedziałam jej gdzie Cię znajdę, ale wyglądała na całkiem
zdeterminowaną.
Te 3 zdania sprawiły że medium
straciła grunt pod nogami. Przez chwilę poczuła jak robi jej się słabo, lecz
wiatr który uderzał w jej twarz sprawił że oprzytomniała.
- Ah… morskie powietrze. To mi
przypomina moją podróż poślubną.- rzekła staruszka, po czym zostawiła swoją
podopieczną z własnymi myślami.
Ren po rozmowie ze staruszką miał
wyrzuty sumienia. Nie zdarzało się to często, ale miała racje – obie dziewczyny
potraktował źle i powinien to naprawić. Żachnął się po czym w myślach zaczął
układać plan. Pierwszą zauważył Pirikę, siedziała przy jednym ze stolików i
rozmawiała z jego siostrą. Gdy podszedł bliżej usłyszał strzępek ich rozmowy,
który jak się okazało dotyczył niego samego. Jun próbowała jakoś załagodzić
swoją przyjaciółkę, lecz sama nie wiedziała skąd takie zachowanie u brata.
- To miłe Jun, że próbowałaś
załatwić za mnie sprawę, lecz chyba to ja powinienem się tłumaczyć.
Obie popatrzyły za chłopaka
zdziwione, lecz zielonowłosa pierwsza odzyskała świadomość i zostawiła tą
dwójkę samych.
- Przyszedłeś mnie przeprosić?-
zapytała Usui, na co Ren przytaknął.- Dlaczego?- odczekała chwile licząc na to
że z zaskoczenia nic nie odpowie i tak się też stało.- Jeśli robisz to dlatego
że o to poprosiła Cię Twoja matka lub Jun, to zapomnij. Nie chcę tego słuchać.
Tao dalej oniemiały zachowywał
się jakby zapomniał o swoim planie.
- Poza tym wypowiedziałeś wiele
wrednych słów. Myślisz że jedno przepraszam wystarczy?- tym sposobem zakończyła
ich rozmowę.
Złotooki westchnął ciężko, nigdy
nie musiał przepraszać zresztą nie miał kogo. Sam nie wiedział jakie uczucia w nim teraz buzują, ale było ich zdecydowanie za wiele. Został przy stoliku sam wpatrując się przez chwilę w krajobraz. Słońce powoli zachodziło sprawiając, że morze
miało teraz kolor pomarańczowy, tak daleki od atramentowego odcienia jakim raczyło ich za dnia, a tafla wydawała się niesamowicie spokojna, jakby przypatrywał się wodzie nalanej do szklanki, a nie otwartym wodom. Poczuł jak cała złość go opuszcza, lecz nie za sprawą uśpionego oceanu, a delikatnego głosu właścicielki rubinowych oczu.
- Nie masz nic przeciwko?- zapytała wskazując na krzesło na przeciwko niego, a on oczywiście że nie miał, a wręcz z przyjemnością przyjął jej towarzystwo.
Anna weszła do pokoju bardzo cicho. Zerknęła na łóżka,
sprawdzając czy nikt się nie obudził, lecz najwyraźniej delikatne kołysanie
statku usypiało jak nic. Wzięła ze sobą koc i ruszyła na pokład. Informacja
którą usłyszała od Kino, nie potrafiła opuścić jej głowy, nie chcąc
ryzykować wolała nie wracać wcześnie do pokoju. Nie miała snów, nie zdarzały jej
się nawet koszmary, ale rodzice wyzwalali w niej to co najgorsze, a ona nie miała zamiaru tłumaczyć się komukolwiek ze swojego zachowania. Ułożyła się wygodnie na łóżku wpatrując w sufit, wiedząc że ta noc może być długa.
Usagi jako jedyna dostała
pozwolenie na wejście do sali dla dorosłych i bynajmniej nie miało to nic
wspólnego z filmami puszczanymi po 22. Otóż jej umiejętności gry w karty stały
się przepustką do tego stylizowanego na lata 20 miejsca. Krupierzy w
smokingach, na scenie zespół jazzowy, przydymione powietrze od cygar i
papierosów, a na stolikach pełno szklanek z Burbonem czy innym alkoholem. Czuła
się jak ryba w wodzie, od zawsze marzyła by wejść do takiego miejsca, a tu dało
się czuć magię tamtych lat. Ale i pieniędzy. Zdawała sobie sprawę, że hazard
kwitł tu w pełni, lecz wychodząc z założenia że bez ryzyka nie ma zabawy,
śmiało wkroczyła w to środowisko. Poprosiła Nicole o makijaż, który sprawi że
będzie wyglądać na nieco starszą do tego suknia wieczorowa, jedyna jaką miała i
jaką znalazła w swoim rozmiarze w sklepach.
Mimo że Horo uważał że to nie
jest dobre miejsce, dla niej było wręcz przeciwnie. Wybrała stanowisko do gry,
gdzie o samą zabawę chodziło a nie o pieniądze i dała się ponieść. Gin z
tonikiem delikatnie ją rozgrzewał pozostawiając po sobie cierpki posmak na
języku. Spoglądając po sali odkryła, że w żaden sposób nie różni się od innych
kobiet, każda miała na sobie suknie podobną do jej, mocny wieczorowy makijaż,
sporej rozmiarów biżuterię, duszące perfumy. Czerwone usta co jakiś czas
wypuszczały kłęby dymu i nagle też zachciała się tak poczuć. Wydawało jej się
to uwodzicielskie mimo że często słyszała iż kobieta nie powinna palić, że źle
to wygląda, a zapach jest nieprzyjemny. Jednak ona wpatrywała się w to wszystko
jak urzeczona nie dostrzegając niczego złego. Co raz częściej nakrywała się na
tym, że nocne życie ją pociąga. Nawet nie chodziło o miejsca dla dorosłych, ale
po prostu o miejsce gdzie ludzie się bawili, a ona razem z nimi. W końcu
młodsza nie będzie, a kiedy ma robić te wszystkie zwariowane rzeczy jak nie
teraz?
Stojąc rano przy wydawaniu
ciepłych napojów wyglądały z Anną tak samo. Obie niewyspane mimo iż z różnych
powodów. Łudząc się że kawa je postawi na nogi zdecydowały się na mocniejszą
dawkę kofeiny. Horo jedynie przypatrywał się swojej dziewczynie, która człapała
w kierunku ich stolika z parującym napojem i kawałkiem ciasta.
- Chcę wiedzieć co robiłaś?
- Nie.- padła odpowiedź.
Niebieskowłosy wydawał się urażony, lecz wyglądało na to że białowsłosa nadal
się dąsa za spoglądanie na inne dziewczyny, a on wolał wychodzić z założenia że
nawet jeśli człowiek jest na diecie to nie znaczy że nie może spojrzeć w menu.
Starając się postąpić mądrze nie wnikał w ten temat, właściwie wyglądało na to
że zostawienie Usagi samej sobie było najlepszym wyjściem.
To nie tak że przeholowała z
alkoholem, dwa drinki na całą noc to niewiele. To powrót o 4 nad ranem sprawił
że była taka wyczerpana. Jednak obudził ją głód, poza tym nie chciała marnować
takiego pięknego dnia. Zaraz po śniadaniu udała się na leżak, posmarowała
kremem z wysokim filtrem i w momencie zasnęła.
Anna zawsze się zastanawiała
jakim cudem jej narzeczony wiedział, że coś nie gra. Wiedziała że nie mógł
poznać tego po jej twarzy, w końcu trening na itako dotyczył również emocji i
ona opanowała to do perfekcji. Nie zachowywała się inaczej, nie była
przygnębiona, smutna nawet niespecjalnie drażliwa. A on i tak podszedł do niej,
gdy stała przy barierce podziwiając widoki. Nie zapytał się czy wszystko w
porządku, czy czegoś nie potrzebuje. Po prostu stał obok, wiedząc że to
wystarczy.
Wówczas Daisuke ich zauważył,
lecz zanim podszedł bliżej potknął się o bliżej niezidentyfikowany obiekt,
który jak się okazało był laską. Leżał u stóp Kino Asakury, która miała
spuszczoną głowę w dół i mimo iż wiedział że jest niewidoma odniósł zupełne
odwrotne wrażenie. Jakby przewiercała go na wylot, aż poczuł ciarki na plecach.
- Hmpf… Ci młodzi. Leżą gdzie
popadnie.- powiedziała do siebie. Po czym odeszła w sobie znanym kierunku.
Gdy nadszedł ostatni dzień rejsu
każdy miał bardzo mieszane uczucia co do całej wycieczki. Ród Tao na pewno
zapewnił im niezapomniane wakacje, ale jednocześnie wiele dramatów. Właściwie
to drugie sami sobie zapewnili. Ani Kasumi, ani Daisuke nie osiągnęli swoich
celów, co gorsza wyglądało na to że ich relacja uległa pogorszeniu. Roxanne z
kolei nieco się zrelaksowała, dzięki kilku niepozornym flirtom ponownie poczuła
się pewna siebie. Nicole jednak nadal nie wiedziała na czym stoi ze swoim niby
chłopakiem na tydzień. Miała 7 dni by zawrócić mu w głowie, ale nic nie
działało. Mimo to ciągnęło ją do niego i poza tym widziała jak na nią patrzył.
Nie było to wypełnione miłością spojrzenie, raczej chowała się w tym jakaś
drapieżność, której jeszcze nie rozgryzła. Mimo to koniec końców zatańczył z
nią na bankiecie pożegnalnym tak jak wypadało. Tak samo Yoh i Anna, którzy
zachowywali się bardziej swobodnie.
Wirującym parom przyglądała się
trójka starszych ludzi. Yohmei jak i Ching kiwali głowami podziwiając, jak
sądzili, swoje dzieło lecz wówczas najstarsza z rodu Asakura się odezwała.
- Głupcy… Tak to się robi.
Cóż nie mieli pewności, czy mówi
prawdę, ale wszystko na to wskazywało. Tak jak się spodziewali przegrali z
kretesem. Kino umiejętnie wykorzystała swoją umiejętność znajdowania się w
odpowiednim miejscu i czasie, mówiąc to tu to tam kilka zdań, która tworzyły
całą machinę. A wyniki jej misternie uknutego planu można było podziwiać
właśnie na parkiecie. Mężczyźni wzruszyli ramionami godząc się z porażką, a
jakimś trafem sake im w tym pomagało.
***
A w nagrodę, że wytrzymaliście czekanie na ten rozdział oraz z okazji walentynek dodaje jeszcze bonus :)
W związku z usuwaniem blogów na onecie, z którymi wiążę wiele wspomnień (w końcu to są pierwsze opowiadania jakie czytałam o SK!), jakoś mnie tak natchnęło by przeczytać raz jeszcze opowiadanie Spokoyoh, a co za tym idzie motyw pewnej pary, którą raczej trudno znaleźć u kogoś innego ;)
Nie wiedział odkąd zaczął tak na
nią patrzeć. Intensywnie, zaborczo i poniekąd z zazdrością. Czuł jakby była
jego, jakby miał ją na wyłączność, chciał by i ona go tak postrzegała. Widział
już jak płacze, jak się śmieje i zawsze robił to z nią. Wydawało mu się że
tylko przy nim była taka otwarta, więc dlaczego…? Skąd się pojawiała ta
wątpliwość w jego sercu, że ona nie czuje tego samego, że tak właściwie nic w
stosunku do niego nie czuje. Spoglądał na nią w każdej wolnej chwili, śledził
ją wzrokiem licząc, że to ją ochroni przed złem i że nigdy więcej nie będzie
ścierał łez z tych gładkich i zaróżowionych policzków. Jednak… jak ona wtedy
wygląda. Usta lekko rozchylone i drżą delikatnie od emocji, na długich rzęsach
widać pojedyncze krople i ten niesamowicie tęskny wzrok. Za każdym razem z
wielkim trudem hamował się od przyciągnięcia jej do siebie i pocieszeniem we
właśnie jego ramionach.
- Onii-san!- usłyszał zirytowany
głos swojego bliźniaka. Spojrzał na niego z zaciekawieniem.- Mówię do Ciebie a
ty nic!
- Zamyśliłem się.- odpowiedział
automatycznie.
- Ostatnio często Ci się to
zdarza.- odburknął młodszy brat.- Coś się dzieje?- zapytał zaniepokojony,
dziwną apatią, którą przejawiał ostatnimi czasy Hao. Długowłosy znowu poczuł
przyjemne ciepło rozlewające się w sercu, na widok zamartwiającego się Yoh.
Widział w jego oczach chęć pomocy i delikatnie się uśmiechnął do siebie. W cale
nie tak trudno było go polubić.
- Więc co mówiłeś?
- Tamao się pyta co chcemy na
kolacje, a odkąd ja znowu mam dietę, Horo zje dosłownie wszystko to wybór
należy do Ciebie.
- Oh… w takim razie zupa miso
była by dobra.
Yoh przewrócił oczami.- Więc może
idź i jej to powiedz, a nie mi robisz smaka.
Tym razem to Hao przewrócił
oczami, w identyczny sposób co jego bliźniak. Potem odszedł we wcześniej
wskazanym kierunku. Yoh odprowadził go bacznym wzrokiem, pamiętając że jego
brat uniknął odpowiedzi na zadane mu pytane. Więc coś się działo, jednak było
przecież tyle możliwości, w końcu długowłosy to król szamanów, a on tak bardzo
chciał mu pomóc, pokazać że może na niego liczyć. Po chwili doszła do jego uszu
konwersacja, pełna uprzejmości i zakłopotania.
- Nie to nic Hao-sama.
- Tamao mówiłem Ci, żebyś
przestała z tym ‘sama’. I nie będziesz specjalnie szła do sklepu z mojego
powodu.
- Ale…
- Nie, naprawdę, jeśli już to ja
pójdę.
- Posłuchaj…
- Tamao nie będziesz się
przemęczać przez moje zachcianki, już wystarczy że gotujesz.
Różowowłosa co raz bardziej się
rumieniła słysząc jaką troską obdarza ją długowłosy. To prawda, że od jakiegoś
czasu zachowywał się wobec niej bardziej opiekuńczo, ale uznawała to jedynie za
przejawy zmiany charakteru przez wpływ Yoh.
- Hao!- odważyła się w końcu
podnieść głos, gdyż nie mogła już słuchać zaprzeczeń szatyna. Kiedy już miała
jego uwagę, westchnęła ciężko i spokojnym głosem oznajmiła.- Horokeu-san
wszystko zjadł, więc i tak muszę iść do sklepu.
Chłopak zamrugał kilkakrotnie
uświadomiwszy sobie jak głupio się zachował, po czym odchrząknął i starał się
przybrać normalny wyraz twarzy, choć czuł jak krew napływa mu do policzków.
- Ekhem… cóż w takim razie i tak
pójdę, tylko zrób mi listę zakupów.
- Lepiej będzie jak ja pójdę.
Yoh słuchał dalej tej dziwnej
wymiany zdań i z każdym kolejnym słowem formowała się w jego głowie myśl. Aż w
końcu powstała w całej swej okazałości.
- Nieee….- powiedział na głos. Nie może być… Pokręcił głową na boki
nie dowierzając. Jednak słuchając dalej jak jego brat się płaszczy przed
Tamamurą nie miał wątpliwości. Na jego usta wpełzł szeroki uśmiech. Zszedł na
dół dziarskim krokiem wiedząc dokładnie co ma zrobić.
- Kłócicie się już dobre 10
minut, dlaczego nie pójdziecie razem?- zapytał nie kryjąc rozbawienia.
Oboje
zamilkli i spojrzeli na Yoh jakby oszalał i powiedział coś najmniej sensownego
na świecie. Widział jak cisło im się na usta aby krzyknąć „nie” ale przecież
nie chcieli się wzajemnie obrażać.
- To ja wezmę siatki na zakupy!- powiedziała
zdenerwowana Tamao.
- Lepiej zrób listę zakupów, ja
się zajmę siatkami.
Oczywiście sięgnęli jednocześnie
po reklamówki, przez co ich palce się zetknęły, co wywołało dreszcz u obojga i
odskoczyli od siebie jak oparzeni. Tamao wybiegła z kuchni, krzycząc coś o tym
że musi się ubrać, a Hao został na miejscu z zażenowaną miną. Jego młodsza
wersja zanosiła się śmiechem w najlepsze, co zaraz przykuło wersje
długowłosego.
- Z czego się śmiejesz?!- warknął
na niego zirytowany. Yoh nic sobie nie robiąc z jego złości podszedł, ocierając
łzy po drodze, po czym położył obie ręce na ramionach swojego brata i starając
się nie wybuchnąć znowu śmiechem, powiedział poważnym tonem.
- Powodzenia bracie.
Chwilę później oboje usłyszeli:
- Tamao uważaj!
- Gomene Anna-sama!
- Gdzie się tak spieszysz?-
zapytała blondynka, lecz usłyszała trzask drzwiami.
- Twoja luba ucieka.- dodał Yoh z
szerokim uśmiechem na twarzy. Długowłosy ocknął się, złapał za reklamówki i
pobiegł w tym samym kierunku co kilka minut temu Tamao, krzycząc jeszcze po
drodze coś co brzmiało jak „Dorwę Cię później!”.
- O co chodzi?- zapytała się
Anna. Jednak nie usłyszała odpowiedzi. Zerknęła na jedyne źródło informacji,
które stało z rozdziawioną buzią, wpatrując się w nią.- Yoh!- krzyknęła
sprowadzając go na ziemię. Przełknął ślinę i odwrócił wzrok zarumieniony.-
Wiedziałam, że tak będzie.- westchnęła do siebie. Jun postanowiła przetestować swoje umiejętności po kursie makijażu na każdą okazje, na medium, stąd też niecodzienny wygląd blondynki
- Piękniewyglądasz.- wyrzucił z
siebie szybko. Blondynka założyła ręce
pod piersiami, a lewy kącik jej ust uniósł się do góry.
- Więc śmiejesz się z Hao, a sam
nie potrafisz swojej narzeczonej sprawić porządnego komplementu?
- Sądząc po twoich rumieńcach,
całkiem nieźle mi poszło.- odparł zadowolony z siebie.
- Chciałbyś.- rzekła nie
zmieniając swojej pozycji. Chłopak podszedł bardzo blisko niej, podniósł rękę i
delikatnie przejechał palcami po jej policzkach, dokładnie w tym miejscu, gdzie
odczuwała ciepło.
- Tu jest jeden, a tu drugi.- powiedział
szeptem. I jak za każdym razem gdy tylko się dotykali przyjemny dreszcz
przeszedł ich ciała.- Tamao i Hao poszli do sklepu, więc jesteśmy sami.
Zbliżył swoją twarz do jej
jeszcze bardziej, wyciągając usta do pocałunku.
- Jestem w domu!!- usłyszeli głos
Horokeu. Yoh zawiesił głowę i odsunął się od narzeczonej. Chwilę później niebieskowłosy
zjawił się w kuchni.
- Co jest?- zapytał się patrząc
na ich miny. – Wow Anna, wyglądasz całkiem nieźle. Jun się postarała z tym
makijażem. A gdzie kolacja? Umieram z głodu.
Usui nadawał jak najęty, więc
Anna korzystając z okazji poszła zmyć ten ‘całkiem niezły makijaż’.
Tak na
wszelki wypadek.
Droga do sklepu była milcząca
pomijając szybką wymianę, zdań na temat pogody. W sklepie również niewiele
między sobą rozmawiali. Hao się po prostu przyglądał dziewczynie, natomiast
Tamao zachowywała się normalnie jak gdyby nic się nie stało. Nie przychodziło
jej to łatwo, ale starała się.
Wtem wszystko jakby runęło.
Usłyszeli za sobą głos, lodowaty ton świadczył o tym że osoba nie jest pokojowo
nastawiona.
- Hao.- nigdy nie sądził, że w
jedno słowo można wtoczyć tyle nienawiści i pogardy. – Zakupy z nową
dziewczyną?
Szatynka zmierzyła Tamao
wzrokiem, oceniając ją.
- No wiesz, mogłeś się bardziej
postarać.
- Poczekam na zewnątrz.- odezwała
się różowowłosa, po czym szybko skierowała się do kasy.
Szaman spojrzał na dziewczynę
nienawistnym wzrokiem. Miała pełne prawo być na niego wściekła, ale nie pozwoli
by obrażała Tamao. W życiu nie spotkał bardziej czystego i niewinnego serca niż
jej.
- Czego chcesz?
Roxanne cofnęła się. Jeszcze
nigdy nie widziała go tak rozzłoszczonego. Miała wrażenie, że jakby chciał to
mógłby ją zmieść z powierzchni ziemi.
- Chce wiedzieć dlaczego…-
odezwała się cichym lecz pewnym głosem.
- Bo nie chce być z Tobą, nie
darze cię żadnym głębszym uczuciem, ale jeśli nie przestaniesz się tak
zachowywać, to może się to zmienić na twoją niekorzyść.
- Czy… czy ja zrobiłam coś źle?
- Nie, po prostu zaczynałaś się
we mnie zakochiwać, więc nie chciałem Cię okłamywać.
- Przecież na tym polega bycie
razem!
- No właśnie, chciałaś by być ze
mną wiedząc, że nie będę Cię w stanie pokochać?
- Myślę, że boisz się kochać,
boisz się zaangażować. Dlatego zerwałeś.
- Nie, mylisz się. Więc proszę
Cię Roxanne, zostaw mnie w spokoju, a już tym bardziej Tamao.
- Czyli… to przez nią, tak?
Wolisz ją?- znowu nabierała w niej złość, że inna dziewczyna odbiera mu faceta.
Nie potrafiła się pogodzić z bycia tą drugą.
- Kiedyś będziesz dla kogoś
pierwszą, jestem pewien. – odparł nie kryjąc się, że wiedział o czym myśli.
Nie powiedział nic więcej, ani
się nie odwrócił by spojrzeć jeszcze raz na Barthez. Czuła się jakby zerwał z
nią ponownie. Musiała przestać zakochiwać się w złych facetach.
Tamao zerknęła badawczo na
długowłosego. Szedł zamyślony z reklamówkami, które wziął pod sklepem od niej,
jednak od tamtej pory nie odezwał się już w ogóle. To nie tak, że zżerała ją
ciekawość, raczej troska o jego samopoczucie. Ile razy ją pocieszał, nawet
rozśmieszył byle by nie płakała, więc chciała mu się teraz odwdzięczyć. Jednak
nie potrafiła dotrzeć do niego. Przyszła jej tylko jedna myśl, więc
stwierdziła, że spróbuje.
- Wróciłeś do niej?- jednak serce
podyktowało inne pytanie. Zaskoczyła nie tylko samą siebie, ale i szatyna.
- Nie.- odparł po chwili.
- A nie chcesz?- dodała jakby
upewniając się.
- Nie.- pada ta sama odpowiedź.
Poczuła coś na kształt ulgi i szczęścia, chociaż wiedziała że nie może się
obchodzić ze swoją radością to na jej ustach błądził delikatny uśmiech.- Nie
zapytasz dlaczego?
- Myślę, że jakbyś chciał, to być
powiedział.
Uznał to za koniec rozmowy. Był
trochę zły, że będąc sam na sam z dziewczyną, którą darzył uczuciem musiało się
coś stać, co popsuło jego plany zaimponowania Tamao, ale patrząc na nią
wydawała mu się szczęśliwa. Nie był pewny czy rumieńce wywołał chłód, czy też
znowu była zawstydzona.
- Jeśli się nie pospieszymy to
złapie nas deszcz. – powiedział w końcu. Wizjonerka zachichotała na jego słowa
i pokręciła głową, jakby usiłując się uspokoić.
- Co?- zdziwił się chłopak.
- Nic.
- No powiedz.
- Znowu rozmawiamy o pogodzie.
Tym razem i Hao się zaśmiał,
jednak jego ego zostało nieco podłamane. Nie rozumiał skąd te nerwy, nigdy nie
czuł się zestresowany przy dziewczynach, za wyjątkiem jej. Co czyniło ją tak
wyjątkową, że nie mógł czuć się swobodnie?
- Masz racje, musimy rozszerzyć
nasze tematy do rozmów. – uśmiechnął się do niej.- Więc jak twoje umiejętności?
- Nadal nie umiem wywołać wizji.
- Na to nie ma żadnej rady, jak
tylko ćwiczyć.
- Szkoda, że głowa później boli.
- Taak, pamiętam, że mnie również
bolała na początku.
- A potem?
- No cóż potem to zależy, którą
ścieżkę obierzesz. Jeśli chcesz widzieć przyszłość świata to i bywało, że
traciłem przytomność na kilka godzin, a jeśli sprowadza się to do wygranej w
lotto to możesz być spokojna.
- Nie umiem sobie Ciebie wyobrazić
jak się czegoś uczysz.
- Przyjdź kiedyś na chemię, dla
mnie to czarna magia.
- Ja to traktuje trochę jak
przepis na potrawę, tylko zamiast mąki używasz na przykład soli.
- Nadal łatwiej jest wymówić mąka,
niż benzoesan czegoś tam.
Zaśmiała się na jego słowa,
wkrótce znaleźli się pod bramą domu i żartując o nauczycielu z chemii weszli do
środka. Tamao jak najszybciej zabrała się za robienie kolacji, tymczasem szatyn
nie chcąc rozstawać się z jej towarzystwem postanowił pomóc. Jego młodsza wersja ukryta za drzwiami przypatrywała się tej dwójce, z uśmieszkiem na ustach, który mógł oznaczać tylko jedno - już on się postara by Hao wyznał różowowłosej co czuje!
Udanych walentynek!!!