Byli w połowie drogi, gdy Anna zauważyła, że idą jako ostatni.
Rozejrzała się za Hashimoto próbując przypomnieć sobie jaką miała dzisiaj
fryzurę, lecz nikogo podobnego jej oczy nie ujrzały. Yoh ściągnął słuchawki z
uszu i zerknął na narzeczoną, lecz wolał nie pytać po ostatnim razie czy
wszystko jest w porządku, policzek nadal go bolał.
- Widziałeś swojego brata?- zapytała w końcu.
- Był za nami.
- No właśnie. – odparła, licząc że szatyn zrozumie co ma na myśli.- Tak samo jak Kasumi i Tanaka.
- Myślisz, że się zgubili?- wtrącił się niski blondyn.
Milczeli chwilę wpatrując się w dróżkę, licząc że zaraz owa trójka pojawi się cała i zdrowa, jednak to nie następowało.
- Co robimy?- zapytał się w końcu Yoh.
- Cóż… Shikigami nadal stoją więc Twojemu bratu nic nie jest, więc miejmy nadzieje że oboje są z nim. Wyślij Amidamaru może zobaczy coś z góry.
Zaraz po tych słowach demony zaczęły znikać jeden po drugim, dając yurei wolne dojście do szamanów. Oczywiście w tym momencie to Anna stała się najbardziej atrakcyjna dla nich. Jednak nie byłaby sobą, gdyby nie zadziałała natychmiastowo, Zenki i Kouki stali w pełnej gotowości do obrony.
- Mam nadzieje że Ren i Horo sobie poradzą.- mruknął bardziej do siebie szatyn. Jednak blondynka usłyszała i doskonale zdawała sobie sprawę, o co mu chodzi. Ona również była zmęczona i czuła znaczny ubytek swojej mocy. Najsilniejsi szamani na świcie czy nie, musiała przyznać Hao rację- nie powinni się znaleźć w takiej sytuacji. Zacisnęła usta w cienką linię, to była jedyna oznaka jej zdenerwowania, na zewnątrz pozostawała jak zwykle spokojna.
- Niestety Yoh-dono, nic nie widziałem. Ten las jest jak wielki ocean z drzew!
- Nic się nie stało Amidamaru. – odparł jak zwykle z uśmiechem szaman. Spojrzał wyczekująco na Annę, która za pomocą korali starała się namierzyć energie Hao. Jednak fakt, że umiał maskować swoje foryoku w cale jej nie ułatwiał zadania.
- Musimy się wrócić, Tao i niebieska czapka za bardzo mnie rozpraszają.- oznajmiła.
- Manta.- szatyn zwrócił się do swojego przyjaciela.- Dołącz do Ren`a i Horokeu, tam będziesz bezpieczny. Powiedz im co się stało i jakbyśmy nie wracali to niech do nas dołączą.
Niechętnie, ale Oyamada zgodził się na taki układ. Z jednej strony nie chciał opuszczać szatyna, zawsze był przy nim a od dawna, nic się nie działo. Mimo że się bał, przyzwyczaił się do ciągłych walk, ale tym razem mógł zostać zaatakowany. Nie chciał sprawiać problemów więc posłusznie udał się w kierunku grupy. Natomiast pozostała dwójka zawróciła, idąc ponownie w stronę jeziora.
- Widziałeś swojego brata?- zapytała w końcu.
- Był za nami.
- No właśnie. – odparła, licząc że szatyn zrozumie co ma na myśli.- Tak samo jak Kasumi i Tanaka.
- Myślisz, że się zgubili?- wtrącił się niski blondyn.
Milczeli chwilę wpatrując się w dróżkę, licząc że zaraz owa trójka pojawi się cała i zdrowa, jednak to nie następowało.
- Co robimy?- zapytał się w końcu Yoh.
- Cóż… Shikigami nadal stoją więc Twojemu bratu nic nie jest, więc miejmy nadzieje że oboje są z nim. Wyślij Amidamaru może zobaczy coś z góry.
Zaraz po tych słowach demony zaczęły znikać jeden po drugim, dając yurei wolne dojście do szamanów. Oczywiście w tym momencie to Anna stała się najbardziej atrakcyjna dla nich. Jednak nie byłaby sobą, gdyby nie zadziałała natychmiastowo, Zenki i Kouki stali w pełnej gotowości do obrony.
- Mam nadzieje że Ren i Horo sobie poradzą.- mruknął bardziej do siebie szatyn. Jednak blondynka usłyszała i doskonale zdawała sobie sprawę, o co mu chodzi. Ona również była zmęczona i czuła znaczny ubytek swojej mocy. Najsilniejsi szamani na świcie czy nie, musiała przyznać Hao rację- nie powinni się znaleźć w takiej sytuacji. Zacisnęła usta w cienką linię, to była jedyna oznaka jej zdenerwowania, na zewnątrz pozostawała jak zwykle spokojna.
- Niestety Yoh-dono, nic nie widziałem. Ten las jest jak wielki ocean z drzew!
- Nic się nie stało Amidamaru. – odparł jak zwykle z uśmiechem szaman. Spojrzał wyczekująco na Annę, która za pomocą korali starała się namierzyć energie Hao. Jednak fakt, że umiał maskować swoje foryoku w cale jej nie ułatwiał zadania.
- Musimy się wrócić, Tao i niebieska czapka za bardzo mnie rozpraszają.- oznajmiła.
- Manta.- szatyn zwrócił się do swojego przyjaciela.- Dołącz do Ren`a i Horokeu, tam będziesz bezpieczny. Powiedz im co się stało i jakbyśmy nie wracali to niech do nas dołączą.
Niechętnie, ale Oyamada zgodził się na taki układ. Z jednej strony nie chciał opuszczać szatyna, zawsze był przy nim a od dawna, nic się nie działo. Mimo że się bał, przyzwyczaił się do ciągłych walk, ale tym razem mógł zostać zaatakowany. Nie chciał sprawiać problemów więc posłusznie udał się w kierunku grupy. Natomiast pozostała dwójka zawróciła, idąc ponownie w stronę jeziora.
Kumiko była beznadziejną biegaczką, co jeszcze bardziej wzmagało jej
strach. Słyszała jak coś za nią biegnie więc przyspieszyła zupełnie nie patrząc
pod nogi. Widok tamtego potwora na dróżce skutecznie pobudzał ją do działania.
- Zatrzymasz się wreszcie!?- krzyknął za nią Hao. Oczywiście, że mógł użyć swoich mocy by ją zatrzymać, lecz nie chciał jej bardziej wystraszyć. Była dobrą dziewczyną i mimo że jeszcze kilka miesięcy temu napawałby się jej lękiem przed jego demonami, tak teraz odczuwał pewnego rodzaju troskę. Dochodziła jeszcze jego ukochana przyszła szwagierka, którą na pewno miałby na karku za złe potraktowanie jej koleżanki. W końcu gdy ją dogonił, chwycił za rękę i pociągnął tak żeby się zatrzymała. Była zapłakana i cała się trzęsła z przerażenia, wilgotne powietrze zmieszane z potem sprawiło, że włosy przyległy do jej twarzy pozwijane w strąki, a myśli gnały jak szalone.- Uspokój się.- powiedział starając się utrzymywać z nią kontakt wzrokowy.- Dokładnie tak.- dodał widząc jak spowalnia się jej oddech. – Jesteś bezpieczna i nic Ci nie grozi, słyszysz mnie Hashimoto-san?
Niestety problem z yurei nadal istniał, a domyślał się, że to nie ich wystraszyła się brunetka, więc opcja z Shikigami stawała się problematyczna.
- Wyjdziemy z lasu obiecuje Ci to, ale będę potrzebować twojej pomocy.- mówił do niej jak do dziecka, dokładnie tak gdy Opacho zadawała jakieś pytanie typowe dla dziecięcej ciekawości. –Po pierwsze musisz mi zaufać wbrew temu co ten Twój wierny pies mówi.
- Daisuke to nie żaden pies!- oburzyła się.
- Ja to widzę inaczej.- dogryzał jej, jednak nie bez celu. Wiedział, że to rozproszy ją wystarczająco by nie skupiała uwagi na otaczającym ją świecie.- Więc jak? Chcesz wrócić do swojego psiaka, czy zostajemy tu jeszcze chwilę? Nie żebym miał coś przeciwko przechadzce po pięknym lesie z równie piękną dziewczyną.- kontunuował.
Kasumi czuła, że musi się jak najszybciej stąd wydostać i chociaż miała ochotę skulić się w kłębek i płakać, postanowiła uczepić się tej nadziei jaką przyniósł długowłosy.
- Chodźmy.- wyszeptała lekko zdenerwowana.
- Wejdziesz mi na plecy i zamkniesz oczy.- powiedział poważnie. Niezdecydowanie malowało się na jej twarzy.- No dalej Umi-chan, wiesz że to jedyny sposób.
W końcu wgramoliła się na długowłosego, a ten korzystając z tego że dziewczyna nic nie widzi, postanowił nieco sobie dopomóc szamańskimi sztuczkami.
- Zatrzymasz się wreszcie!?- krzyknął za nią Hao. Oczywiście, że mógł użyć swoich mocy by ją zatrzymać, lecz nie chciał jej bardziej wystraszyć. Była dobrą dziewczyną i mimo że jeszcze kilka miesięcy temu napawałby się jej lękiem przed jego demonami, tak teraz odczuwał pewnego rodzaju troskę. Dochodziła jeszcze jego ukochana przyszła szwagierka, którą na pewno miałby na karku za złe potraktowanie jej koleżanki. W końcu gdy ją dogonił, chwycił za rękę i pociągnął tak żeby się zatrzymała. Była zapłakana i cała się trzęsła z przerażenia, wilgotne powietrze zmieszane z potem sprawiło, że włosy przyległy do jej twarzy pozwijane w strąki, a myśli gnały jak szalone.- Uspokój się.- powiedział starając się utrzymywać z nią kontakt wzrokowy.- Dokładnie tak.- dodał widząc jak spowalnia się jej oddech. – Jesteś bezpieczna i nic Ci nie grozi, słyszysz mnie Hashimoto-san?
Niestety problem z yurei nadal istniał, a domyślał się, że to nie ich wystraszyła się brunetka, więc opcja z Shikigami stawała się problematyczna.
- Wyjdziemy z lasu obiecuje Ci to, ale będę potrzebować twojej pomocy.- mówił do niej jak do dziecka, dokładnie tak gdy Opacho zadawała jakieś pytanie typowe dla dziecięcej ciekawości. –Po pierwsze musisz mi zaufać wbrew temu co ten Twój wierny pies mówi.
- Daisuke to nie żaden pies!- oburzyła się.
- Ja to widzę inaczej.- dogryzał jej, jednak nie bez celu. Wiedział, że to rozproszy ją wystarczająco by nie skupiała uwagi na otaczającym ją świecie.- Więc jak? Chcesz wrócić do swojego psiaka, czy zostajemy tu jeszcze chwilę? Nie żebym miał coś przeciwko przechadzce po pięknym lesie z równie piękną dziewczyną.- kontunuował.
Kasumi czuła, że musi się jak najszybciej stąd wydostać i chociaż miała ochotę skulić się w kłębek i płakać, postanowiła uczepić się tej nadziei jaką przyniósł długowłosy.
- Chodźmy.- wyszeptała lekko zdenerwowana.
- Wejdziesz mi na plecy i zamkniesz oczy.- powiedział poważnie. Niezdecydowanie malowało się na jej twarzy.- No dalej Umi-chan, wiesz że to jedyny sposób.
W końcu wgramoliła się na długowłosego, a ten korzystając z tego że dziewczyna nic nie widzi, postanowił nieco sobie dopomóc szamańskimi sztuczkami.
- Czuje go.- oznajmiła
blondynka gdy po raz kolejny zatrzymali się na ścieżce. Korale nieznacznie
wibrowały, ciągnąc ją w głąb lasu. Yoh szedł krok w krok za nią, mając w
pogotowiu Futsu no Mitama, a obok lewitował Amidamaru. Zenki i Kouki tworzyli wokół nich
pewnego rodzaju barierę nie pozwalając się zbliżyć.
- Widzę ich.- powiedział Yoh i pobiegł kilka metrów do przodu. Nie było łatwo ich znaleźć, a mieli przewagę w postaci duchów i Shikigami, nie wyobrażał sobie zgubić się tu jako zwykły człowiek. Każde drzewo wyglądało tak samo, każda gałązka i listek, gdzie nie gdzie wisiały jakieś kolorowe tasiemki, ale odpychał od siebie te informacje.
- Hao!- zawołał.
- Widzę ich.- powiedział Yoh i pobiegł kilka metrów do przodu. Nie było łatwo ich znaleźć, a mieli przewagę w postaci duchów i Shikigami, nie wyobrażał sobie zgubić się tu jako zwykły człowiek. Każde drzewo wyglądało tak samo, każda gałązka i listek, gdzie nie gdzie wisiały jakieś kolorowe tasiemki, ale odpychał od siebie te informacje.
- Hao!- zawołał.
Szli już jakiż kawałek
czasu, a Asakura starał się zapewnić swojemu balastowi w postaci
kilkunastoletniej dziewczyny rozrywkę znaną od wieków- konwersacja. Udało mu
się ją nawet kilka razy rozbawić, ale wiedział że nadal jest zestresowana.
Wolał nie ryzykować ponownej ucieczki z jej strony i nie skorzystał z pomocy
Shikigami, co mogło stanowić problem dla pozostałych szamanów. Jednak jako Król
wyczuwał ich foryoku, więc nie martwił się tym na razie. Tym co go zastanawiało
była Kasumi, a konkretnie to czego się wystraszyła. Miał podejrzenia co było
powodem całej afery, ale nie rozumiał dlaczego dopiero teraz zaczęła zauważać
demony. Anna często korzystała z pomocy Zenki i Kouki, a on również ułatwiał
sobie życie szamaństwem. Chociaż niesamowicie go korciło by zadać kilka pytań
brunetce, to nie poruszał tego tematu. Nie poznawał sam siebie, żeby wbiegać do
lasu za zwykłym nic nie znaczącym człowiekiem. Stawał się miękki i wiedział
przez kogo.
- Hao!- usłyszeli oboje. – Yokatta! Nic wam nie jest?
- Nie. Hashimoto-san się czegoś wystraszyła i spanikowała.- wyjaśnił długowłosy.
- Gomenasai.- przeprosiła dziewczyna.
Mimo, że ulga malowała się na twarzy każdego, starszy z bliźniaków miał przeczucie, że nie wszystko poszło tak gładko jakby mogło się wydawać.
- Gdzie jest Tanaka?- zapytał się.
- Nie ma go z wami?- zdziwił się Yoh.
Król szamanów zaklął na te słowa, jak mógł być tak bezmyślny i zaufać mu, że pobiegnie do jego brata zamiast za Kasumi. Sam by nigdy nie posłuchał jakiegoś chłopaka, za którym nie przepada.
- Musimy go znaleźć!- zaniepokoiła się Hashimoto, po czym ponownie ruszyła w stronę lasu.
- Nie będę Cię znowu szukał!- warknął zirytowany Hao. Podszedł do dziewczyny i pociągnął do ścieżki.- To przez Ciebie się zgubił, więc zrobiłaś już wystarczająco!
Oczywiście Anna nie mogła pozwolić by długowłosy obrażał jej koleżankę, więc wkroczyła do akcji po raz kolejny używając do tego swojej ręki.
- Chciałeś być Królem Szamanów to udowodnij, że jesteś tego wart, nie tylko poprzez niszczenie problemu, ale przez rozwiązywanie go!- syknęła w jego stronę.
- Anna-san wystarczy, on ma rację…- rzekła Kasumi, która nie usłyszała co też medium powiedziała wcześniej. – To moja wina.
- Nie.- odparła twardo Kyoyama.- To niczyja wina. Chodź, dołączymy do grupy, a oni znajdą Tanake.- oznajmiła. Minęło kilka minut zanim Hashimoto odważyła się odezwać słowem. To był pierwszy raz, gdy wystraszyła się swojej koleżanki, a właściwie tego jaką dziwną moc ona posiada, że wszyscy się jej słuchają.
- Ano… Anna-san, jesteś pewna, że idziemy w dobrą stronę?
- Tak. Za jakieś pół godziny znajdziemy się przy rozwidleniu.- odpowiedziała oschle. Brunetka już miała zadać kolejne pytanie, bo w ogóle nie kojarzyła, żadnego rozwidlenia, ale ugryzła się w język. Pozostawało jej nic innego jak zaufać Kyoyamie.
- Hao!- usłyszeli oboje. – Yokatta! Nic wam nie jest?
- Nie. Hashimoto-san się czegoś wystraszyła i spanikowała.- wyjaśnił długowłosy.
- Gomenasai.- przeprosiła dziewczyna.
Mimo, że ulga malowała się na twarzy każdego, starszy z bliźniaków miał przeczucie, że nie wszystko poszło tak gładko jakby mogło się wydawać.
- Gdzie jest Tanaka?- zapytał się.
- Nie ma go z wami?- zdziwił się Yoh.
Król szamanów zaklął na te słowa, jak mógł być tak bezmyślny i zaufać mu, że pobiegnie do jego brata zamiast za Kasumi. Sam by nigdy nie posłuchał jakiegoś chłopaka, za którym nie przepada.
- Musimy go znaleźć!- zaniepokoiła się Hashimoto, po czym ponownie ruszyła w stronę lasu.
- Nie będę Cię znowu szukał!- warknął zirytowany Hao. Podszedł do dziewczyny i pociągnął do ścieżki.- To przez Ciebie się zgubił, więc zrobiłaś już wystarczająco!
Oczywiście Anna nie mogła pozwolić by długowłosy obrażał jej koleżankę, więc wkroczyła do akcji po raz kolejny używając do tego swojej ręki.
- Chciałeś być Królem Szamanów to udowodnij, że jesteś tego wart, nie tylko poprzez niszczenie problemu, ale przez rozwiązywanie go!- syknęła w jego stronę.
- Anna-san wystarczy, on ma rację…- rzekła Kasumi, która nie usłyszała co też medium powiedziała wcześniej. – To moja wina.
- Nie.- odparła twardo Kyoyama.- To niczyja wina. Chodź, dołączymy do grupy, a oni znajdą Tanake.- oznajmiła. Minęło kilka minut zanim Hashimoto odważyła się odezwać słowem. To był pierwszy raz, gdy wystraszyła się swojej koleżanki, a właściwie tego jaką dziwną moc ona posiada, że wszyscy się jej słuchają.
- Ano… Anna-san, jesteś pewna, że idziemy w dobrą stronę?
- Tak. Za jakieś pół godziny znajdziemy się przy rozwidleniu.- odpowiedziała oschle. Brunetka już miała zadać kolejne pytanie, bo w ogóle nie kojarzyła, żadnego rozwidlenia, ale ugryzła się w język. Pozostawało jej nic innego jak zaufać Kyoyamie.
Bliźniaki szli w
odległości kilku metrów przeczesując teren. Jednak Yoh nie mógł się skupić na
zadaniu, gdyż nurtowały go słowa brata. Nie rozumiał jego zachowania- najpierw
ratuje Kasumi, potem ma do niej pretensje i zachowuje się tak jakby chciał ją
spalić żywcem, a na dodatek zapowiada się na to że Daisuke też. Zerknął jeszcze
raz na bliźniaka, który posyłał w jego stronę mordercze spojrzenie i jak się
Yoh słusznie domyślił, Hao usłyszał co też w jego głowie siedzi.
- Wyczuwasz coś?- odważył się zadać pytanie.
- Nie.- odparł, lecz coś w jego głosie było niepokojącego.
- Więc?
- Wyczuwam wszystkich z naszej szkoły, którzy już wychodzą z lasu, a po nim ani śladu.
- Czyli?
- Czyli albo znajduje się kilkadziesiąt kilometrów stąd albo nie żyje.- wydusił w końcu z siebie.- I najgorsza część jest taka, że w cale mnie nie obchodzi co się z nim stało bo i tak jak go znajdę dostanie nauczkę, za nieposłuszeństwo albo jako człowiek albo jako duch!
- Brzmisz jak Anna.- zachichotał.
Kolejne minuty upływały w ciszy, bracia szli dalej w las zupełnie nie wiedząc gdzie szukać zguby.
- Wyczuwasz coś?- odważył się zadać pytanie.
- Nie.- odparł, lecz coś w jego głosie było niepokojącego.
- Więc?
- Wyczuwam wszystkich z naszej szkoły, którzy już wychodzą z lasu, a po nim ani śladu.
- Czyli?
- Czyli albo znajduje się kilkadziesiąt kilometrów stąd albo nie żyje.- wydusił w końcu z siebie.- I najgorsza część jest taka, że w cale mnie nie obchodzi co się z nim stało bo i tak jak go znajdę dostanie nauczkę, za nieposłuszeństwo albo jako człowiek albo jako duch!
- Brzmisz jak Anna.- zachichotał.
Kolejne minuty upływały w ciszy, bracia szli dalej w las zupełnie nie wiedząc gdzie szukać zguby.
Miyamoto-sensei chodziła
tam i z powrotem, wydeptując przy tym
ścieżkę. Każdy paznokieć był już doszczętnie odgryziony, a z jej perfekcyjnego
manicure nie pozostało nic. Od 4 godzin czekała przy wejściu na trójkę swoich
uczniów. W myślach przeklinała ich na wszystkie sposoby, za to że poszli szukać
Tanaki na własną rękę, zamiast zgłosić to komuś dorosłemu. Najpierw niemalże
przeżyła zawał gdy licząc swoich podopiecznych po zakończonej wycieczce,
brakowało 5. Po godzinie wyszły Kyoyama i Hashimoto, które wyjaśniły całe
zajście. Od razu zorganizowano ekipę poszukiwawczą, jednak godziny mijały a nie
było ani śladu po uczniach. Zbliżała się 20, więc słońce wkrótce zajdzie, co
było równoznaczne że poszukiwania zostają przeniesione na następny dzień. Otóż
nikt nie wchodził po zmroku do lasu. Najpierw ich wyśmiała, słysząc o tym że w
nocy w lesie jest najniebezpieczniej i to w cale nie za sprawką zwierząt, ale
teraz stojąc i wpatrując się w drzewa, poczuła niepokój i lęk. Zerknęła na
kilku pozostałych uczniów, którzy siedzieli spokojnie. Wszyscy oprócz
Kasumi-chan. Była równie zdenerwowana co ona sama, i czuła się winna za całe to
zajście. Na szczęście państwo Tanaka byli wyrozumiali i nie mieli za złe ani
jej ani Kasumi, że ich syn się zagubił. Pozostała czwórka dzieciaków
zachowywała się tak jakby byli na pikniku. Może jeszcze Oyamada nie był ostoją
spokoju i na początku awanturował się, że muszą wracać, ale Kyaoyama się tym
skutecznie zajęła.
- Nie martwicie się o nich?!- zapytała poddenerwowana brunetka, która po raz kolejny wysłuchiwała kłótni swoich kolegów. Usui machnął ręką, zapewniając, że się znajdą, z kolei Ren stwierdził, że nie ma to jak stare chińskie przysłowie, które głosi co ich nie zabije to ich wzmocni, więc jej wzrok padł na Kyoyame,
- A ty Anna-sama? Jak możesz być taka spokojna?
- Bo wierzę, że wyjdą. – odparła tak jakby to była oczywistość.
- A co jeśli nie?- sama się zdziwiła, że zadała takie pytanie.
- Yoh i Hao przeszli przez o wiele gorsze rzeczy niż bycie w lesie.
- To nie jest zwykły las! Mogło im się coś stać!- podniosła głos, co było błędem. Blondynka wstała i spojrzała ozięble na Umi.
- Jeśli jedyne co masz zamiar robić to panikować i wymyślać najgorsze scenariusze to będzie lepiej jak nie będziesz się odzywać.- wysyczała zirytowana Anna, po czym odeszła kilka kroków i z uporem wpatrywała się w las, jakby zmuszała go do oddania bliźniaków wraz z Daisuke natychmiast. Zacisnęła pięści, zamknęła oczy i wzięła kilka głębokich wdechów żeby się uspokoić. Swoją drogą to było niesamowite, że wystarczyło wyjść z lasu, a wszelkie yurei zostawiły ich w spokoju, jakby te kilka pierwszych drzew stanowiło pewien rodzaj granicy.
- Nie przejmuj się nią. Anna w ten sposób okazuje, że się martwi. – spróbował załagodzić sytuację Manta. Sam się tak zachowywał na początku turnieju.
- Martwi?- zdziwiła brunetka.
- Na zewnątrz może być spokojna, ale tak naprawdę jej serce drży w niepokoju o Yoh.- zachichotał niebieskowłosy.
- Zaraz moja pięść zadrży na Twojej twarzy!!!- krzyknęła itako. Ren jak zwykle uśmiechnął się podnosząc tylko jeden kącik ust do góry, a Usui nieco pobladł ze strachu.
- Ona ma rację, oboje przeszli przez gorsze rzeczy.-dodał swoje Tao. Nagle cała trójka podniosła się i spojrzała na wyjście z lasu. Najpierw wyszli rodzice Kasumi, którzy zobowiązali się pomóc w poszukiwaniach, potem, co zszokowało wszystkich, kilku policjantów niosło na noszach Tanakę, który leżał pod kocem termicznym, a na twarzy miał maskę z tlenem. Obok szli jego rodzice zmartwieni stanem swojego syna, ale jednocześnie szczęśliwi, że się odnalazł. Kolejni z lasu wyszli bliźniaki, a za nimi jeszcze kilku mężczyzn. Blondynka pierwsza się przy nich znalazła.
- Dłużej się nie dało?!- warknęła na nich wściekła.
- Gomene Anna, byliśmy zmęczeni.- odparł Yoh.
- Zmęczeni?! ZMĘCZENI?! Asakura! Ty dopiero poznasz znaczenie tego słowa jak się za Ciebie wezmę!!!- denerwowała się jeszcze bardziej.
- Nie podejrzewałbym, że będziesz takie dwuznaczne rzeczy wykrzykiwać do mojego brata.- dodał swoje Hao uśmiechając się lubieżnie do przyszłej szwagierki i oczywiście dolał oliwy do ognia. Itako już się na niego rzucała gdyby nie młodszy z braci.
- Anna naprawdę Cię przepraszam, że cię zmartwiłem, ale jestem strasznie zmęczony, więc chodźmy już do domu. – szczerość jaka biła od tego słowa sprawiła że ten jeden jedyny raz medium postanowiła odpuścić.
- Nie martwicie się o nich?!- zapytała poddenerwowana brunetka, która po raz kolejny wysłuchiwała kłótni swoich kolegów. Usui machnął ręką, zapewniając, że się znajdą, z kolei Ren stwierdził, że nie ma to jak stare chińskie przysłowie, które głosi co ich nie zabije to ich wzmocni, więc jej wzrok padł na Kyoyame,
- A ty Anna-sama? Jak możesz być taka spokojna?
- Bo wierzę, że wyjdą. – odparła tak jakby to była oczywistość.
- A co jeśli nie?- sama się zdziwiła, że zadała takie pytanie.
- Yoh i Hao przeszli przez o wiele gorsze rzeczy niż bycie w lesie.
- To nie jest zwykły las! Mogło im się coś stać!- podniosła głos, co było błędem. Blondynka wstała i spojrzała ozięble na Umi.
- Jeśli jedyne co masz zamiar robić to panikować i wymyślać najgorsze scenariusze to będzie lepiej jak nie będziesz się odzywać.- wysyczała zirytowana Anna, po czym odeszła kilka kroków i z uporem wpatrywała się w las, jakby zmuszała go do oddania bliźniaków wraz z Daisuke natychmiast. Zacisnęła pięści, zamknęła oczy i wzięła kilka głębokich wdechów żeby się uspokoić. Swoją drogą to było niesamowite, że wystarczyło wyjść z lasu, a wszelkie yurei zostawiły ich w spokoju, jakby te kilka pierwszych drzew stanowiło pewien rodzaj granicy.
- Nie przejmuj się nią. Anna w ten sposób okazuje, że się martwi. – spróbował załagodzić sytuację Manta. Sam się tak zachowywał na początku turnieju.
- Martwi?- zdziwiła brunetka.
- Na zewnątrz może być spokojna, ale tak naprawdę jej serce drży w niepokoju o Yoh.- zachichotał niebieskowłosy.
- Zaraz moja pięść zadrży na Twojej twarzy!!!- krzyknęła itako. Ren jak zwykle uśmiechnął się podnosząc tylko jeden kącik ust do góry, a Usui nieco pobladł ze strachu.
- Ona ma rację, oboje przeszli przez gorsze rzeczy.-dodał swoje Tao. Nagle cała trójka podniosła się i spojrzała na wyjście z lasu. Najpierw wyszli rodzice Kasumi, którzy zobowiązali się pomóc w poszukiwaniach, potem, co zszokowało wszystkich, kilku policjantów niosło na noszach Tanakę, który leżał pod kocem termicznym, a na twarzy miał maskę z tlenem. Obok szli jego rodzice zmartwieni stanem swojego syna, ale jednocześnie szczęśliwi, że się odnalazł. Kolejni z lasu wyszli bliźniaki, a za nimi jeszcze kilku mężczyzn. Blondynka pierwsza się przy nich znalazła.
- Dłużej się nie dało?!- warknęła na nich wściekła.
- Gomene Anna, byliśmy zmęczeni.- odparł Yoh.
- Zmęczeni?! ZMĘCZENI?! Asakura! Ty dopiero poznasz znaczenie tego słowa jak się za Ciebie wezmę!!!- denerwowała się jeszcze bardziej.
- Nie podejrzewałbym, że będziesz takie dwuznaczne rzeczy wykrzykiwać do mojego brata.- dodał swoje Hao uśmiechając się lubieżnie do przyszłej szwagierki i oczywiście dolał oliwy do ognia. Itako już się na niego rzucała gdyby nie młodszy z braci.
- Anna naprawdę Cię przepraszam, że cię zmartwiłem, ale jestem strasznie zmęczony, więc chodźmy już do domu. – szczerość jaka biła od tego słowa sprawiła że ten jeden jedyny raz medium postanowiła odpuścić.
Weszła do łazienki bez pukania, co spowodowało panikę u osoby
znajdującej się już wcześniej w pomieszczeniu.
- Urusai.- warknęła.- Nie jestem ślepa, żeby nie widzieć jak cię wszystko boli, a ty nie jesteś słaby, żeby się przejmować zadrapaniami. – sięgnęła po apteczkę i zaczęła wyciągać po kolei waciki, gazy, plastry, bandaże i wodę utlenioną. Żyjąc w domu z szamanami nauczyła się by na bieżąco uzupełniać zapasy owych rzeczy, gdyż znikały w tempie natychmiastowym. – Ściągaj koszulkę.- rzuciła tylko trzymając już w ręce wacik nasączony wodą utlenioną. Szatyn posłusznie wykonał prośbę i starał się nie wiercić, ale każde dotknięcie piekło jak cholera. Anna zacisnęła usta w cienką linie widząc ogrom potłuczeń, ran i zadrapań. Spojrzała w odbicie Yoh w lustrze, a na jej twarzy malowało się jedno pytanie Co się do cholery stało w tym lesie?!
-Więc?- ponagliła.
- Cóż… nie mogliśmy go znaleźć.
- To wam tak długo zajęło? Przecież Hao mógł wyczuć jego energię duchową.
- Były pewne problemy, ale udało się.- ponownie odpowiedział zdawkowo, za wszelką cenę chcąc uniknąć jej wzroku. Zapadła cisza między nimi, wewnątrz Anny toczyła się walka, z jednej strony chciała wiedzieć kto pokiereszował tak jej narzeczonego, ale z drugiej nie chciała na niego naciskać. W końcu doszła do wniosku, że zapyta o to o co powinna na początku.
- Yoh…- zaczęła łagodnym tonem, przeznaczonym tylko dla niego.- Czy wszystko w porządku?
- Jestem naprawdę zmęczony.- odpowiedział niemrawo. Dokończyła czyszczenie ran i zadrapań, posłała mu jeszcze zaniepokojone spojrzenie, ale nic więcej nie mówiąc, wyszła.
- Urusai.- warknęła.- Nie jestem ślepa, żeby nie widzieć jak cię wszystko boli, a ty nie jesteś słaby, żeby się przejmować zadrapaniami. – sięgnęła po apteczkę i zaczęła wyciągać po kolei waciki, gazy, plastry, bandaże i wodę utlenioną. Żyjąc w domu z szamanami nauczyła się by na bieżąco uzupełniać zapasy owych rzeczy, gdyż znikały w tempie natychmiastowym. – Ściągaj koszulkę.- rzuciła tylko trzymając już w ręce wacik nasączony wodą utlenioną. Szatyn posłusznie wykonał prośbę i starał się nie wiercić, ale każde dotknięcie piekło jak cholera. Anna zacisnęła usta w cienką linie widząc ogrom potłuczeń, ran i zadrapań. Spojrzała w odbicie Yoh w lustrze, a na jej twarzy malowało się jedno pytanie Co się do cholery stało w tym lesie?!
-Więc?- ponagliła.
- Cóż… nie mogliśmy go znaleźć.
- To wam tak długo zajęło? Przecież Hao mógł wyczuć jego energię duchową.
- Były pewne problemy, ale udało się.- ponownie odpowiedział zdawkowo, za wszelką cenę chcąc uniknąć jej wzroku. Zapadła cisza między nimi, wewnątrz Anny toczyła się walka, z jednej strony chciała wiedzieć kto pokiereszował tak jej narzeczonego, ale z drugiej nie chciała na niego naciskać. W końcu doszła do wniosku, że zapyta o to o co powinna na początku.
- Yoh…- zaczęła łagodnym tonem, przeznaczonym tylko dla niego.- Czy wszystko w porządku?
- Jestem naprawdę zmęczony.- odpowiedział niemrawo. Dokończyła czyszczenie ran i zadrapań, posłała mu jeszcze zaniepokojone spojrzenie, ale nic więcej nie mówiąc, wyszła.
Wyrzuciła resztki
niedojedzonej kolacji do kosza, a następnie zabrała się za zmywanie naczyń. Nie
mogła odgonić myśli, że stało się coś złego o czym powinna wiedzieć. Naszły ją
wątpliwości co do niej samej, czy zrobiła coś nie tak, że Yoh nie chce jej nic
powiedzieć.
- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła.- usłyszała za sobą głos. Nawet nie wyczuła jak się zbliżał. Przyjrzała mu się uważniej, on nie był pokryty ranami. Nie odpowiedziała na jego zaczepkę. Długowłosy zaczął robić herbatę również nie odzywając się słowem. Zauważyła, że wyciągnął dwa kubki, co wzięła za znak chęci rozmowy.
- Napotkaliśmy pewien problem. – zaczął gdy usiedli.- Nie wyczuwałem energii duchowej Tanaki nigdzie, a jako itako wiesz co to oznacza. Jednak Yoh był przekonany, że chłopak jest cały i zdrowy, a przede wszystkim żyje. Błąkaliśmy się po lesie bez celu, bez żadnej wskazówki. Byłem pewny, że Daisuke nie ma już na tym świecie, ale wygląda na to że mój młodszy brat nauczył się od ciebie bycia upartym. Ale przyszła podpowiedź- gdy duch opęta zwykłego człowieka nie wyczuwa się już duszy żyjącego, a nie tak jak w przypadku szamanów gdy obie są wyczuwalne. Istniała więc szansa, że któryś z yurei przywłaszczył sobie ciało naszego kolegi. Nadal pozostawała kwestia odnalezienia go.
- To już chyba nie był dla Ciebie problem.- zauważyła Kyoyama.
- Owszem poradziłem sobie z tym zadaniem.
- To nadal nie wyjaśnia skąd Yoh jest taki…
- Taki przygaszony? – dokończył za nią, po czym na jego twarzy pojawił się półuśmiech.- Znasz dobrze swojego narzeczonego i wiesz, jak bardzo wierzy w potęgę dobroci. Więc gdy już znaleźliśmy naszego zagubionego, był na wyczerpaniu. Yurei nie chciał opuścić ciała bo tylko tak mógł znaleźć tego kto go zabił i jak się spodziewasz Yoh zaoferował mu siebie. Brzmi znajomo prawda? Przypomnij jak się nazywa ten duch?
- Tokageroh.- odpowiedziała byle by wyjaśnił jej do końca sytuacje.
- Ah tak… Tokageroh i jego wierny kompan Bokutuo no Ryu. Swoją drogą jak to jest, że Yoh się zaprzyjaźnia tylko z tymi, którzy chcieli go wcześniej zabić? Włącznie z Tobą. Nie zastanawiało Cię to nigdy?
- Zapomniałeś o Mancie.- była zirytowana, a on jak zwykle dobrze się bawił. Posłała mu jedno z groźnych spojrzeń.
- Rzeczywiście zapomniałem o nim. Od każdej reguły są wyjątki, prawda?
- Do rzeczy!
- Jaka niecierpliwa… - po raz kolejny posłał jej triumfujący uśmiech.- Jeśli chcesz wiedzieć co Yoh zobaczył i poczuł po tym jak yurei się z nim połączył to niestety muszę cię rozczarować.
- Jak to?
- Mnie również nic nie powiedział. W ogóle nic nie mówił od momentu połączenia, jakby toczyli walkę wewnątrz siebie. Potem zaczął się szarpać i ranić, a na końcu krzyczeć. Najwyraźniej jego dobroć nie była wystarczająca.
- Nie powstrzymałeś go?!- podniosła głos oburzona.
- Masz mnie za aż tak bezdusznego starszego brata? Oj moja droga, zrobiło mi się przykro, nie wiem czy opowiem Ci resztę.- droczył się. Nie spodziewał się jednak, że Anna aż tak chciała poznać prawdę, więc chwyciła go za koszulkę i przyciągnęła do siebie, stół wbijał mu się w przeponę, ale pozostawał nieugięty.
- Gadaj bo moje kolano znajdzie się między Twoimi nogami!
- Wolałbym inną kończynę, na przykład rękę.- odparł nie bojąc się jej gróźb. Dziewczyna wściekła się jeszcze bardziej i mocniej przycisnęła go do stołu.
- Nigdy więcej tak nie mów!- wysyczała w jego stronę, po czym puściła i wstała.
- Nie chcesz znać reszty?
- Domyślam się co było dalej. Ale wiem też dlaczego Yoh tak postąpił. – tym razem to ona miała jego uwagę.- Bo chciał Cię obronić. Nie chciał byś cierpiał. Wziął cały ciężar na siebie, więc odpowiadając na Twoje pytanie tak mam Cię za aż tak bezdusznego brata.- tymi ostrymi słowami skończyła rozmowę. Wiedziała teraz jedno, że Yoh jej potrzebuje. Nie interesowało ją już co chłopak poczuł i dlaczego się tak poranił, nie chciała by przy opowiadaniu jej, znów przez to przechodził. Nie było łatwo go złamać, jego wieczny beztroski uśmiech i optymizm mógł nie jednego zjednać. Nawet Wielkiego, ale niestety musiał się zdarzyć ten pierwszy niewypał. Możliwe, że będą też następne i Yoh musi się nauczyć z nimi radzić, nie ocali wszystkich. Ale ona zawsze będzie przy nim, będzie go wspierać tak jak do tej pory, będzie dla niego oparciem.
- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła.- usłyszała za sobą głos. Nawet nie wyczuła jak się zbliżał. Przyjrzała mu się uważniej, on nie był pokryty ranami. Nie odpowiedziała na jego zaczepkę. Długowłosy zaczął robić herbatę również nie odzywając się słowem. Zauważyła, że wyciągnął dwa kubki, co wzięła za znak chęci rozmowy.
- Napotkaliśmy pewien problem. – zaczął gdy usiedli.- Nie wyczuwałem energii duchowej Tanaki nigdzie, a jako itako wiesz co to oznacza. Jednak Yoh był przekonany, że chłopak jest cały i zdrowy, a przede wszystkim żyje. Błąkaliśmy się po lesie bez celu, bez żadnej wskazówki. Byłem pewny, że Daisuke nie ma już na tym świecie, ale wygląda na to że mój młodszy brat nauczył się od ciebie bycia upartym. Ale przyszła podpowiedź- gdy duch opęta zwykłego człowieka nie wyczuwa się już duszy żyjącego, a nie tak jak w przypadku szamanów gdy obie są wyczuwalne. Istniała więc szansa, że któryś z yurei przywłaszczył sobie ciało naszego kolegi. Nadal pozostawała kwestia odnalezienia go.
- To już chyba nie był dla Ciebie problem.- zauważyła Kyoyama.
- Owszem poradziłem sobie z tym zadaniem.
- To nadal nie wyjaśnia skąd Yoh jest taki…
- Taki przygaszony? – dokończył za nią, po czym na jego twarzy pojawił się półuśmiech.- Znasz dobrze swojego narzeczonego i wiesz, jak bardzo wierzy w potęgę dobroci. Więc gdy już znaleźliśmy naszego zagubionego, był na wyczerpaniu. Yurei nie chciał opuścić ciała bo tylko tak mógł znaleźć tego kto go zabił i jak się spodziewasz Yoh zaoferował mu siebie. Brzmi znajomo prawda? Przypomnij jak się nazywa ten duch?
- Tokageroh.- odpowiedziała byle by wyjaśnił jej do końca sytuacje.
- Ah tak… Tokageroh i jego wierny kompan Bokutuo no Ryu. Swoją drogą jak to jest, że Yoh się zaprzyjaźnia tylko z tymi, którzy chcieli go wcześniej zabić? Włącznie z Tobą. Nie zastanawiało Cię to nigdy?
- Zapomniałeś o Mancie.- była zirytowana, a on jak zwykle dobrze się bawił. Posłała mu jedno z groźnych spojrzeń.
- Rzeczywiście zapomniałem o nim. Od każdej reguły są wyjątki, prawda?
- Do rzeczy!
- Jaka niecierpliwa… - po raz kolejny posłał jej triumfujący uśmiech.- Jeśli chcesz wiedzieć co Yoh zobaczył i poczuł po tym jak yurei się z nim połączył to niestety muszę cię rozczarować.
- Jak to?
- Mnie również nic nie powiedział. W ogóle nic nie mówił od momentu połączenia, jakby toczyli walkę wewnątrz siebie. Potem zaczął się szarpać i ranić, a na końcu krzyczeć. Najwyraźniej jego dobroć nie była wystarczająca.
- Nie powstrzymałeś go?!- podniosła głos oburzona.
- Masz mnie za aż tak bezdusznego starszego brata? Oj moja droga, zrobiło mi się przykro, nie wiem czy opowiem Ci resztę.- droczył się. Nie spodziewał się jednak, że Anna aż tak chciała poznać prawdę, więc chwyciła go za koszulkę i przyciągnęła do siebie, stół wbijał mu się w przeponę, ale pozostawał nieugięty.
- Gadaj bo moje kolano znajdzie się między Twoimi nogami!
- Wolałbym inną kończynę, na przykład rękę.- odparł nie bojąc się jej gróźb. Dziewczyna wściekła się jeszcze bardziej i mocniej przycisnęła go do stołu.
- Nigdy więcej tak nie mów!- wysyczała w jego stronę, po czym puściła i wstała.
- Nie chcesz znać reszty?
- Domyślam się co było dalej. Ale wiem też dlaczego Yoh tak postąpił. – tym razem to ona miała jego uwagę.- Bo chciał Cię obronić. Nie chciał byś cierpiał. Wziął cały ciężar na siebie, więc odpowiadając na Twoje pytanie tak mam Cię za aż tak bezdusznego brata.- tymi ostrymi słowami skończyła rozmowę. Wiedziała teraz jedno, że Yoh jej potrzebuje. Nie interesowało ją już co chłopak poczuł i dlaczego się tak poranił, nie chciała by przy opowiadaniu jej, znów przez to przechodził. Nie było łatwo go złamać, jego wieczny beztroski uśmiech i optymizm mógł nie jednego zjednać. Nawet Wielkiego, ale niestety musiał się zdarzyć ten pierwszy niewypał. Możliwe, że będą też następne i Yoh musi się nauczyć z nimi radzić, nie ocali wszystkich. Ale ona zawsze będzie przy nim, będzie go wspierać tak jak do tej pory, będzie dla niego oparciem.
Cicho odsunęła drzwi by
wejść do pokoju. Położyła poduszkę obok jego głowy, co nie było takie łatwe,
gdyż w pomieszczeniu panowały egipskie ciemności. Jej futon również znalazł się
na ziemi, gdy się już położyła, a oczy zaczęły przyzwyczajać się do zmroku
postanowiła zaryzykować. Przysunęła się bliżej i wymacała jego dłoń. Nie trzeba
było długo czekać, aż chłopak pociągnął ją do siebie i przytulił. Nie potrzebne
były, żadne słowa. Doskonale wiedział co chciała mu przekazać tym zwykłym
gestem. Zasnął, tym razem spokojnie.
Długowłosy szaman siedział
na dachu. Jego brat kiedyś mu zdradził, że gdy nie może spać to udaje się
właśnie w to miejsce by pooglądać gwiazdy. Czasem były lepiej czasem gorzej
widoczne, niestety dzisiejszej nocy zachmurzenie było zbyt duże by dostrzec
cokolwiek. W głębi serca liczył, że piękny widok nieco go rozproszy, ale nawet
natura była przeciwko niemu. Ciągle w głowie mu huczały słowa blondynki. Jeśli
miała rację, co było wysoce prawdopodobne biorąc pod uwagę jakie priorytety
kierują jego bratem, to był to pierwszy raz od długiego czasu, gdy ktoś zrobił
coś dla niego zupełnie bezinteresownie. Jednak z jednym nie mógł się zgodzić.
Nie stał bezczynnie gdy widział jak bliźniak kaleczy sam siebie, chciał to
przerwać, ale Yoh w nagłych przypływach świadomości nie pozwolił mu się
wtrącać. Po tym jak w końcu udało się opanować yurei, krótkowłosy potrzebował
trochę czasu na dojście do siebie. Starał się zachowywać jak on, ale Hao
widział że coś się czai w jego oczach, co mu nie pasowało do brata. Za pomocą
foryoku ocucił Daisuke, ale nie na długo, gdyż ten wyczerpany przeżyciami
zasnął ponownie. Wkrótce potem znalazła ich ekipa poszukiwawcza i musieli
ruszać w drogę powrotną. Ale Yoh był przygaszony, zupełnie jak nie on. Mógł to
zrzucać na zmęczenie i rany, ale nikt mu nie uwierzył. Usui próbował z niego od
razu wyciągnąć co się działo, ale Ren go odciągnął i wracali do domu w
milczeniu. Manta też dał sobie spokój i pożegnał się tylko z przyjaciółmi przy
rozwidleniu dróg.
Uśmiechnął się sam do
siebie, przyznając rację Annie. Yoh chciał go jako brata, a nie jako Króla
Szamanów i jako jedyny o nic go nie prosił, wręcz odwrotnie dawał mu rzeczy
które są niezastąpione, zaczynając od prób zbliżenia się do niego, po zaufanie
i troskę, aż po czystą, nieskażoną braterską miłość.
***
Nie mogłam nie dodać notki w urodziny bliźniaków :) Będę jutro nie wyspana, ale są ważniejsze rzeczy :D Mam nadzieje, że wam się podobało bo ja jestem bardzo zadowolona z tej części :)
Więc sto lat chłopaki na te wasze kolejne urodzinki :)
Więc sto lat chłopaki na te wasze kolejne urodzinki :)
Pozdrawiam i również liczę na komentarze osób, które czytają :)