Młodsza z rodzeństwa
Usui została wysłana wraz z Keiko do świątyni. Nie umknęło kobiecie że niebisko-włosa
nie jest już uśmiechnięta i wesoła. Dziewczyna posłusznie wykonywała wszystkie
polecenia, jednak robiła to automatycznie, była bez życia.
- Pirika, nie bez
powodu powiedziałam że to dobrze że w takich chwilach potrafisz odnaleźć
szczęście. Potrzebujecie teraz pozytywnej energii, a to nic innego jak
przyjaźń, czy nawet miłość.- mimo zachęty do rozmowy Usui nic nie
odpowiedziała. Keiko zrezygnowana dodała tylko.- Nie trać nadziei.
- Coś jeszcze dla Pani
zrobić?- zapytała tylko.
- Tak, jakbyś mogła to
w zachodniej części posiadłości, niedaleko stawu jest mały ogródek. Pozbieraj
trochę jaśminu dobrze?- dziewczyna przytaknęła. Wyszła na świeże powietrze, słońce
ją nieco oślepiło, lecz po chwili oczy przywykły do światła dziennego. Ruszyła
przed siebie. Spokojna okolica, szum drzew i śpiew ptaków nieco ją uspokoiły.
Nawet delikatny uśmiech wkradł się na jej bladą twarz. Keiko nauczyła ją jak
korzystać z darów natury. Wiedziała jakie zioła na co działają, co pomoże,
wzmocni. A jaśmin... był najpiękniejszy, najwonniejszy. Jednak jej uwagę
przykuło jednak co innego.
- Horokeu?- szepnęła
do siebie. Zaciekawiona obserwowała brata, który prawie nagi biegał i skakał wokół
jeziorka. Nieco zbulwersowana podbiegła szybko do chłopaka i już miała zacząć
krzyczeć gdy nagła fala zmoczyła ją całą, pozostawiając gdzie nie gdzie resztki
mułu na białej i nowej bluzce. Czerwona z wściekłości, z rządzą mordu w oczach
uderzyła swojego brata, który wpadł do sadzawki.
- Jak wrócę masz robić
pompki!!! A potem przebiegniesz 1000 km!!!!- krzyknęła, po czym odwróciła się i
skierowała swe kroki do posiadłości aby doprowadzić się do porządku.
Kropelki potu pojawiły
się na czole dziewczyny. Zacisnęła dłonie w pięści, a na jej skroni pojawiły
się zmarszczki świadczące o intensywnym skupieniu. Dwa duchy przyglądające się
różowo-włosej czekały na jej słowa. Tamamura skuliła się w sobie, coraz mocniej
zaciskając wargi. Niespodziewanie wyprostowała się, a jej pusty wzrok świadczył
o tym, że ma wizje.
- Udało jej się.-
szepnął Konchi na tyle cicho by nie rozproszyć wizjonerki, ale też na tyle
głośna aby drugi duch usłyszał. Dziewczyna w końcu zamknęła oczy i rozluźniła
mięśnie.
- I co?! I co?- pytali
jeden przez drugiego. Jednak Tamao wstała i wybiegła z pokoju.
Wysoki mężczyzna stał
przy brzegu rwącej rzeki. Czuł obecność innych duchów, jednak nie przerażało go
to tak jak kiedyś. Westchnął ciężko i podniósł wzrok w kierunku słońca. W ręce
trzymał drewniany miecz a obok jego ramienia lewitował duch stróż.
- Ciężko było prawda?-
zagadnął, uśmiechając się. Wspomnienie ciężkiego treningu u rodu Asakura
napawało go dumą.
- E tam przesadzasz.-
odparł mu Tokageroh.
- Mam ci przypomnieć
że uciekłeś?- duch jakby się nieco zawstydził i zniknął. Natomiast brunet wziął
rozbieg i wskoczył do rzeki, o dziwo nie został porwany przez nurt. - Od razu
lepiej.- westchnął.
- Masz racje, pierwszy
dzień lata dzisiaj.- usłyszał za sobą. Szybko się odwrócił i ujrzał w pełnej
okazałości człowieka z którym stoczył najgorszą walkę w całym swoim życiu.
- Tokageroh!!-
krzyknął i przyjął pozycje do walki. Ku jego zaskoczeniu szatyn również
wskoczył i podszedł dosyć blisko mężczyzny.
- To nie będzie
konieczne.- rzekł długowłosy, a kontrola ducha zniknęła.
- Osiągnąłeś szczyt swoich fizycznych możliwości jako szaman.
Mina Ryu wyrażała
jednocześnie zdziwienie, pomieszane z radością.
- Nie są one najlepsze
ale, więcej nie uda ci się wytrenować.
- Mam nic nie robić?!-
zapytał podniesionym głosem.
- Nie.- powiedział
długowłosy, a ogromna fala zmoczyła wysokiego bruneta.
- Musisz ćwiczyć refleks i zwinność. Mas być jak jaszczurka- delikatny uśmiech
wkradł się na jego twarz, widząc jak Ryu dygoce ze złości.
- Rozwaliłeś mi
fryzurę!!! Pożałujesz tego!- krzyknął i zaczął na oślep, z furią w oczach,
uderzać swoim drewnianym mieczem. Szatyn z lekkością omijał kolejne
zamachnięcia.
- Kontroluj się.-
powiedział z drwiną i zniknął. Brunet został sam i po raz ostatni uderzył
mieczem o wodę.
- O co mu chodziło?!-
zapytał swego ducha zdenerwowany.
- Może... Masz być
taki jak ja?- odparł i wypiął dumnie pierś. Jednak widząc, że mężczyzna nadal
jest przygnębiony zasępił się również.
- Nigdy nie dorównam
Yoh, ani Ren`owi, może nawet jestem słabszy od Trey`a?- szepnął. Wyszedł z wody
i powolnym krokiem ruszył w stronę posiadłości.
Nadeszła pora kolacji.
Powoli przy stole zbierali się szamani. Różowo-włosa siedziała zdenerwowana
rytmicznie uderzając nogą o podłogę.
- Tamao stało się
coś?- szepnęła Pirika. Dziewczyna wbiła w nią wzrok.
- Miałam wizje.-
odparła cichym głosem.
- I?- Usui czekała na
kontynuacje.
- Widziałam Hao w
pierścieniu ognia, on... on się bronił przed czymś.
- Powiedziałaś już
Yohmei?
- Tak, ale powiedział
że moje wizje nie zawsze się sprawdzają.- dziewczyna posmutniała.- Ale ja czuje
że to było prawdziwe! Tak właściwie nigdy nie byłam niczego bardziej pewna.
Stojący za
dziewczynami Tao przysłuchiwał się tej rozmowie.
- Miałaś wizje z Hao?-
zapytał na tyle głośno, że wzrok każdego skierował się na Tamare. Dziewczyna
natychmiast zrobiła się czerwona i zaczęła panikować.
- Ładnie to tak
podsłuchiwać?- zapytała się zdenerwowana Pirika.
- Chciałem Ci
powiedzieć, że masz coś we włosach i przez przypadek usłyszałem o czym mówicie.-
powiedział oschłym głosem Tao, po czym spokojnie dokończył butelkę mleka.
- Słucham?-
powiedziała Anna swoim spokojnym głosem. Tamamura lekko zaczerwieniona
powtórzyła głośniej to samo co przed chwilą.
- Czyżby wielki pan
ognia stracił panowanie nad swoim duchem? A może Duch Ognia miał go po prostu
dość po tylu latach?!- zaśmiał się głośno Trey.
- Onii-chan!!!-
skarciła go siostra.
- Wątpię że będzie Ci
do śmiechu gdy przyjdzie nam walczyć.
- Więc myślisz że i
tym razem...?- odezwał się po raz pierwszy Yoh. Zaraz po walce w gwiezdnym sanktuarium
miał pewne wyrzuty sumienia, które jednak na szczęście ucichły.
- Kto wie...-
powiedziała Kyuoyama i odłożyła kubek z herbatą. Czuła to rozdarcie w sercu
szatyna. Wiedziała doskonale że ta chwila nadejdzie, wiedziała też że będzie mu
musiała pomóc bez względu na to jaką decyzje podejmie.- Może go ruszy sumienie.
Poza tym istnieje wiele duchów dających możliwość władania ogniem więc
rzeczywiście mógł go ktoś zaatakować.
- Jednak Hao broniący
się przed ogniem? Nie zastanawia was to?- zapytała się Jun. Każdy spojrzał po
sobie niepewnie. Tak to może być zaskakujące że władca ognia broni się przed
ogniem.
- Widziałem go.-
oznajmił wszystkim Ren.- Walczył ze mną.
- Ja też.- wyznał Ryu
- I ja.- dodał Trey.
Informacja nieco
zszokowała zgromadzonych.
- Co dziwne każdy z
was jeszcze żyje.- powiedziała Anna. Trey w odpowiedzi na tą kąśliwą uwagę
zaczął krzyczeć na blondynkę, przez co został uraczony morderczym spojrzeniem
dziewczyny i już się nie odzywał.
- Myślę że dlatego bo
chciał nas nauczyć czegoś.
- Racja, nie chciał
mnie zabić tylko pokazać że mam więcej do zaoferowania.
- Może chce was
podejść? Żebyście się do niego przyłączyli?- zapytał Choco.
- Nie... myślę że on
się boi i chce nas nauczyć czegoś więcej.
- Ren...- szepnęła
jego siostra.
- Jesteśmy jedynymi
którzy go pokonali, wiec dlatego nas szkoli. Nie wydaje mi się żeby był
przeciwko nam.- to były ostatnie słowa wypowiedziane podczas wieczerzy. Każdy
pozostał z własnymi myślami. Jednak wszyscy wiedzieli jedno- że zachowanie
Wielkiego było podejrzane. Pozostawało im czekać na kolejny znak.
Późnym wieczorem Yoh
siedział na dachu i rozmyślał. Nie tak wyobrażał sobie czasy po turnieju. Król
miał zostać wybrany, nawet jeśli nie on by nim był i przeżył rozczarowanie
Anny, to i tak świat byłby bezpieczny. Przynajmniej bezpieczniejszy niż teraz. Obok
szatyna pojawił się jego Duch Stróż.
- Ciekawe co Hao chce
osiągnąć.- powiedział na głos.
- Yoh-dono... Nie
ważne co zdecydujesz, pomogę Ci.
- Dziękuje Amidamaru,
ale chyba nie ja tu będę decydować.
- Zawsze widzisz we
wszystkich dobro, choć najodleglejsze-potrafisz je odnaleźć.
- Nie zawsze.- odparł
szaman.
- Myślę że po to
dostałeś drugą szanse.- wzrok szatyna powędrował na Amidamaru, w jego oczach
można było odnaleźć wesołe iskierki.
Blondynka właśnie
wycierała swe włosy w ręcznik, gdy usłyszała rozmowę przez otwarte okno. Każda
myśl szatyna ujawniła się przed nią. Pragnienie Yoh o bliźniaku który będzie
normalnym bratem, jego drugą połówką duszy, z którym będzie mógł rozmawiać,
chodzić do szkoły, wygłupiać się. Spojrzała przez otwarte okno na gwiazdy,
siedział dokładnie nad nią. Nie lubiła nie móc nic zrobić. Obiecała mu pomóc.
Nie może zawieść ani jego ani siebie. Jednak w tym pragnieniu mu nie pomoże,
może jedynie być dla niego wsparciem. Usłyszała jak Yoh zeskakuje, a po chwili
idzie korytarzem. Wyszła szybko z łazienki, czekając na niego pod pokojem.
- Anna? Coś się stało?
- Nie.- odparła
cicho.- Oyasumi.- odeszła parę kroków lecz głos szatyna ją zatrzymał.
- Chcesz się przejść?
Pięknie widać tu gwiazdy.
Szli ramię w ramie.
Ona miała wzrok wbity przed siebie, on ręce w kieszeni i spoglądał na niebo.
Dookoła panowała idealna cisza, zakłócona jedynie ich krokami.
- Słyszałam waszą
rozmowę.- rzekła. Yoh spojrzał na nią i uśmiechnął się.
- Chciałbym żeby mi
się udało.
- A jeśli znowu będzie
to samo?
- Pytasz czy zdecyduje
się zabić drugi raz swojego brata?- dziewczyna mruknęła tylko.- Nie wiem.
- Martwię się. Nie
chcę, żebyś przechodził przez to ponownie.- szatyn zerknął na Itako. Zdziwiła
go ta otwartość. Tylko ona wiedziała co się w jego sercu działo zaraz po
turnieju i tylko jej zawdzięcza to, że wyszedł z tego.
- Musisz kiedyś znowu
zrobić omlety.- powiedział, przypominając sobie widok Anny w kuchni.
- Nie wiem czy będę
miała okazje.
- Po prostu obiecaj że
je jeszcze zrobisz.
- Obiecuje.- oboje
spojrzeli na nieboskłon który odbijał się w stawie. Zerknęli na swoje odbicia,
następnie na siebie nawzajem. Na twarzy Yoh pojawił się uśmiech, a w głowie
zrodził się plan.
- Nawet o tym nie myśl
Asakura bo sam wylądujesz w tej sadzawce. - szatyn zaśmiał się nerwowo.
- Ciebie nie da się
zaskoczyć.- powiedział zrezygnowany. Nagle zawiał mocny wiatr, słychać było
trzask okien z posiadłości. Oboje nie mieli ochoty powrotu do swoich pokoi. Yoh
wiedział, że będzie mu ciężko zasnąć.
- Znowu masz problemy
ze snem?- zapytała medium.
- Nie.- odparł pewnie.
Jednak przypomniała mu się pewna scena sprzed kilku miesięcy.
Spał.
Chciał się obrócić na bok jednak coś mu przeszkodziło. Otworzył oczy i ujrzał
Annę. Spała skulona, głowę miała opartą na jego ręce. Obok zauważył miskę z
wodą i zwiniętym ręcznikiem. Dotknął swojego czoła które jeszcze było mokre.
Musiał znowu się gorzej poczuć w nocy, nawet nie wiedział że tutaj była. Pewnie
krzyczał przez sen i ją obudził. Po raz kolejny. Westchnął ciężko, przez co
dziewczyna poruszyła się i kilka kosmyków opadło na jej twarz. Niepewnie
odgarnął je za ucho, dotykając policzka. Był zimny. Chłopak zauważył dopiero
teraz, że blondynka drży. Była cala zmarznięta. No tak- pomyślał- jest zima a
okno jest otwarte. Wiedział, że Anna go zabije jak się obudzi ale przykrył ją
częścią swojej kołdry, przybliżając się jednocześnie. Dziewczyna była zimna,
lecz gdy tylko poczuła coś ciepłego na jej twarz wdarł się delikatny uśmiech,
drżenie zostało zastąpione przez rozluźnienie się. Blondynka czując coś
ciepłego przysunęła się bliżej, opierając głowę na jego ramieniu. To był drugi
raz gdy była tak blisko niego.
Na wspomnienie tej
sytuacji serce zabiło mu mocniej, a na twarzy pojawił się delikatny rumieniec.
Zasnął wtedy szybko i spokojnie, to była ostatnia noc z koszmarami. Anna widząc
co szatyn sobie przypomina odwróciła szybko wzrok. Niespodziewanie poczuła koło
swojej dłoni jego. Wplótł palce między jej i powiedział tylko:
- Chodź.
Dziewczyna nie
protestowała. Wręcz odwrotnie, pragnęła teraz tego jak nic innego. Chciała żeby
był blisko. Chciała go czuć. Wyrównała kroku, lecz nie odważyła się spojrzeć na
szatyna. Szli w milczeniu aż stanęli pod jej pokojem. Był ostatni na długim
korytarzu.
- Oyasumi- szepnął.
Jednak blondynka zacisnęła mocniej dłoń. Wystraszyła się sama swojej reakcji i
wyrwała rękę z uścisku. Podniosła wzrok i ujrzała parę ciemnych dużych oczu
wpatrujących się w nią z zastanowieniem. Po chwili poczuła jego ciepło, to
wewnętrzne, które tylko od niego bije. Szatyn otworzył drzwi do jej pokoju.
Dziewczyna zrobiła krok do tyłu, on do przodu. Ujął ja drugą ręką i spojrzał
głęboko w oczy. Uśmiechnął się, tak jak jeszcze nigdy. To był uśmiech tylko dla
niej, tylko ona będzie go oglądać. Widziała w nim uczucie przeznaczone dla osób
wyjątkowych. Przyjemny skurcz brzucha pojawił się u obojga. Ślina została
połknięta. Ręka Yoh wplątała się delikatnie we włosy Kyoyamy, a on sam
przybliżył swoją twarz. Anna zacisnęła mocniej uścisk ich dłoni. Zamknęła oczy,
czując się szczęśliwa jak nigdy. Usta ledwie dotknęły jej własnych.
Przepełniona nowym uczuciem z iskierkami w oczach spojrzała na szamana. Bez
słowa położyli się na macie blisko siebie, ich ruchy choć skrępowane, były
pewne. Chcieli mieć siebie blisko. Serce biło szybciej, jednak radosne jak
nigdy. Anna wtuliła się w tors szatyna i po chwili poczuła jak oplata ją jego
dłoń, a usta składają pocałunek na czole. Przytulił mocno medium. Natomiast
blondynka poczuła jak każdy problem oddala się od niej, czuła spokój,
bezpieczeństwo. Zacisnęła dłoń na jego barku bojąc się że to przyjemne uczucie
zaraz zniknie. Że to ciepło, do którego tak bardzo lgnie wymknie się.
- Nie bój się zostanę-
szepnął jej do ucha po czym lekko odsunął od siebie, aby ujrzeć twarz
dziewczyny. Tak bardzo się różniła od tego co pokazywała w ciągu dnia, że Yoh
mógłby przysiąc że to mu się tylko śni. Ale to była jego Anna i niech będzie
taka tylko przy nim. Po raz kolejny zbliżył swoją twarz i tym razem nie tylko
musnął ją wargami. Delikatnie rozszerzył swe usta. Rękę wplótł we włosy, chciał
poczuć ją mocniej. Przywarli do siebie na krótko, choć obojgu to wystarczyło by
poczuć miłe uczucie w środku. Lekkie zdenerwowanie, połączone z przyjemnością.
Z oddali wyrwał ją ze
snu odgłos budzika. Dziewczyna powoli otworzyła oczy i poczuła jak ktoś
przytrzymuje ją ręką. Spojrzała w bok. Yoh spał koło niej zupełnie się nie
przejmując dzwonieniem budzika. Było w pół do ósmej. Zerknęła na rękę szatyna
która ją przytulała. Wyłączyła brzęczący zegar i odwróciła się przodem do
Asakury.
- Yoh...- szepnęła.-
Yoh?- przybliżyła się i złożyła delikatny pocałunek na jego ustach. - Chyba mam
nowy sposób budzenia Cie.- powiedziała widząc jak szaman otwiera oczy.
- A ja zasypiania.-
Anna zaśmiała się. Asakura oniemiały patrzył na dziewczynę. Zadziwiająco piękna.
Chciał ją codziennie widzieć taką szczęśliwą. Oboje zmieszani leżeli
naprzeciwko siebie. Napawali się tą chwilą, która mimo że podobna do dwóch
poprzednich wydarzeń różniła się wszystkim. Tym razem każdy skrawek ciała
pragnął poczuć ciepło drugiej osoby. Zawstydzeni, jakby poznawali się na nowo,
jakby te wszystkie lata nagle wyparowały i byli dla siebie zupełnie nowymi osobami.
A mimo to smukła łydka dziewczyny leżała między nogami szatyna. Ręka gładziła
go po twarzy, a on niczym zwierze wtulał się w delikatną dłoń. Sam obejmował
Annę, obawiając się że zaraz zniknie, wymknie mu się. Letni powiew z otwartego
okna dotarł do nich, sprawiając że kosmyki włosów poruszyły się delikatnie.
Zapowiadał się na prawdę ciepły dzień.
Śniadanie przebiegło w
tradycyjny sposób. Horokeu prosił o trzecią dokładkę, Ren pił drugi kartonik
mleka, a Ruy wniebowzięty, że jego protegowany dzisiaj wychodzi ze szpitala
krzątał się po kuchni. Wszystko wskazywało na to, że szamani odzyskali nadzieje
na uratowanie świata. Dobry nastrój nie opuszczał ich nawet po ogłoszeniu
ilości ćwiczeń do wykonania.
Podczas biegu każdy z
chłopaków z dziwnym uśmiechem zerkał na Yoh. Szatyn mając słuchawki na uszach
zupełnie odpłynął, nie widząc podejrzanych min przyjaciół. Z uśmiechem na
ustach biegł wytyczoną trasą, nie czując zmęczenia. Dopiero dochodził do niego
fakt, że spędził noc z Anną, że ją pocałował, że ją przytulał, że mógł jej dotknąć.
Zawsze należała do niego i chyba zawsze ją na swój własny sposób kochał.
Rozradowany przyspieszył tempa, a pozostała gromadka została daleko w tyle
szeptając między sobą.
- Ren, a ty co
widziałeś?- zapytał Ryu.
- Mam własne życie
prywatne.
- Z moją siostrą.-
powiedział oskarżycielsko Trey. Tao w momencie zrobił się czerwony. A jego
"nie wiem o czym mówisz" zabrzmiało komicznie. Widząc, że nie dadzą mu
spokoju poszedł w ślady Yoh i opuścił przyjaciół.
Anna cicho nucąc jedną
ze swoich ulubionych piosenek, robiła właśnie herbatę dla siebie oraz Tamao.
Stojąc w kuchni, tyłem do wejścia oraz pochłonięta rozmyślaniem nad nocą nie
zauważyła jak ktoś się do niej skrada. Szatyn położył ręce na jej tali, a głowę
oparł o ramię. Itako lekko drgnęła, a jej serce przyspieszyło.
- Pić.- usłyszała
tylko.
- Asakura!- warknęła w
jego stronę. On się zaśmiał beztrosko i odszedł parę kroków aby nalać wody.
Zerknął na dziewczynę, czuł rozpierającą go energie. Uśmiechnął się tylko tak
jak on potrafi, dał całusa w policzek i wyszedł z kuchni. Anna lekko
zarumieniona zalewała drugi kubek wrzącą cieczą, gdy nagle usłyszała szmer.
- Drugi raz się nie
nabiorę!- powiedziała, lecz gdy się odwróciła jej oczom ukazał się ktoś zupełni
inny, a jednocześnie tak podobny.
- Hao?!- krzyknęła
widząc długowłosego, ledwo opierającego się o framugę. Z jego boku na podłogę
sączyła się obficie krew, a on wyglądał na wycieńczonego. Upadł przed medium,
tracąc przytomność.
- YOH!!!- krzyknęła na
tyle głośno, aby chłopak ją usłyszał. Przy okazji i cala reszta przyjaciół. W
tempie natychmiastowym zjawili się w pomieszczeniu. Anna klęczała przy ciele
chłopaka, próbując go delikatnie odwrócić.
- Co się stało?-
zapytał szatyn. Nieco się przeraził widząc Annę we krwi.- Nic ci nie jest?!
- Nie. Pojawił się w
kuchni i upadł. Nic nie mówił nawet nie chciał atakować!- odpowiedziała
przejęta.
- A co jeśli to jest
podstęp?- zapytał Morty.
- To najwyżej damy się
nabrać, ale myślę że należy mu pomóc. - rzekł stanowczo szatyn. Tao tylko
prychnął i założył ręce na piersi, dając tym samym do zrozumienia że on tak
łatwowierny nie jest. Lee Pyron podniósł długowłosego i przeniósł na stół, na
którym był już rozłożony ręcznik. Jun starannie obmyła ranę, z której nadal
sączyła się krew.
- Trzeba będzie zszyć.-oświadczyła.
Każdy spojrzał po sobie.- Potrzebujemy Fausta.- dodała. Anna wzięła ten
obowiązek na siebie i juz po chwili słychać było sygnał w słuchawce.
- Witaj Faust, z tej
strony Anna. Nie obchodzi mnie jak to zrobisz ale masz się zjawić w Izumo
natychmiast.- powiedziała.
- Witaj Anno-
usłyszała melodyjny głos mężczyzny.- Myślę że jutro mógłbym się już zjawić.
- Jutro?- westchnęła-
Dobrze. Czekam.- zakończyła rozmowę. Spojrzała na swojego narzeczonego, który
był cały blady. Obawiała się tej chwili. Dokładnie czuła co się dzieje w sercu
szatyna. Każde jego uczucie napełniało ją, każda jego myśl stawała się też jej.
Chłonęła jego obraz duszy co raz mocniej, pragnąc uwolnić go od tego
cierpienia. Obok niej pojawił się maleńki czarny płomyk, który z każdą minutą
rósł. Im bardziej ona zagłębiała się we wnętrze Yoh, tym twór stawał się
większy.
- Yoh...- szepnęła
sama do siebie przerażona. Przecież nawet w najgorszym momencie jej życia,
kiedy myślała że już nigdy nie zobaczy Asakury nie pojawiły się Oni. A teraz
wystarczyła chwila, nie wielki bodziec. Nie wiedziała co ma robić. Stała
przerażona na środku kuchni, nogi we krwi, ręce we krwi, na jej policzku
również pojawiła się smuga po cieczy. Sukienka też nasączona, stała się nagle
ciężka. Do jej głowy przechodziły wspomnienia Yoh. Te noce po turnieju kiedy
budził się z krzykiem, z bólem serca, ledwo łapiąc oddech, z przerażeniem w
oczach, ze łzami na policzkach. Stała, a obok jej dłoni pojawił się drugi
płomyczek. Wszystko dookoła działo się jakby w zwolnionym tempie. Jun opatrywała
ranę Hao, Yoh z Morty`m pomagali jak tylko mogli. Trey wraz z Ren`em odciągali
Pirike, która widząc tyle krwi zaczęła panikować. Choco stał z boku wraz z Ryu
gotowi na wszystko. Do blondynki chciała podbiec Tamao, jednak dziwny płomyk
nie pozwalał jej na to.
- Anno!- zawołała
wystraszona, rozmasowując rękę w miejscu gdzie została odepchnięta od Itako.
Wzrok szatyna na chwilę przeniósł się na medium. Pusty wzrok, zupełnie
beznamiętny, ręce bezwładnie opuszczone wzdłuż ciała, stała blada we krwi jego
brata.
- Reishi...- zdołał
wyszeptać. Kolejna fala wspomnień z Osorezan. Pierwsze spotkanie, Matamune,
Oni. Ale dlaczego? Podbiegł do niej zostawiając Jun samą. Mimo siły z jaka
ogniki nie chciały jego dopuścić, przebrnął przez barierę i spojrzał
dziewczynie w oczy. Krzyczał, potrząsał nią mimo to płomienie rosły na sile.
Jako jedyny był w stanie poradzić sobie z tym wtedy, więc nikt mu teraz nie
pomoże. Wziął kilka głębokich oddechów. Wrócił myślami do wczorajszej nocy.
Kawałek po kawałku, z każdym zapamiętanym szczegółem. Spokój, jej dłoń
wpleciona w jego, jej usta na jego, jej ręce na nim. Ta bliskość, szczęście, a
wreszcie i miłość. Nieskazitelna, czysta, świeża, nowa. Anna zacisnęła dłonie.
Zamknęła oczy, skupiła się na obrazach szatyna, wspomnieniach. Kilka głębszych
oddechów. Oddychaj, głęboko, zerwij to
połączenie z Yoh!!- krzyczała sama na siebie w myślach. Stanęła wyprostowana, a czarne ogniki
zniknęły. Przytaknęła na znak że już jest dobrze. To trwało może kilkanaście
sekund, nie zostało nawet przez nikogo zauważone. Ale mimo to zdarzyło się. Po
tylu latach ponownie. Spojrzała na siebie. Wszędzie była krew. Nogi ugięły się
pod nią, jednak w porę przytrzymała się blatu. Po kilku minutach udało jej się
dojść do siebie. Weszła do łazienki aby zmyć z siebie krew najpotężniejszego
Asakury.
Yoh pomagał Jun jak
tylko mógł. Rana musiała być dobrze zdezynfekowana, ponad to istniało wiele
innych cięć którymi również należało by się zająć. Dziewczyna z mikroskopijną
szczegółowością opatrywała każdą głębszą ranę. Następnie Asakura został
przeniesiony do pokoju Yoh. Szatyn usiadł w kącie zerkając raz po raz na
swojego brata. Szczerze liczył na jego zmianę. Może nie od razu, może po pewnym
czasie uda im się porozmawiać. Bez walki. Tylko czy mają ów czas? W Yoh nagle
coś pękło. Pochylił się nad bratem, chowając twarz w dłoniach. Pragnął z całego serca, aby mu wybaczył, aby
przeżył i mógł mu powiedzieć jak bardzo go przeprasza. Że pragnie stać się
lepszym bratem. Z jego rąk skapywały kolejne łzy. Jedna trafiła na policzek
długowłosego i spłynęła, wsiąkając we włosy.
Rozległo się pukanie
do drzwi. W toku wydarzeń wszyscy zapomnieli o Lysergu. Drzwi otworzył mu Morty
jednak widząc wyraz twarzy Oyamady, Anglikowi nieco zrzedła mina.
- Co się stało?- zapytał
wystraszony.
- Wejdź.- zaprosił do
środka. Zielono-włosy zrobił kilka niepewnych kroków, rozejrzał się po
pomieszczeniu, jednak nie zanotował nic niezwykłego. Manta przerażony, że to na
nim spoczął obowiązek opowiedzenia Lysergowi co miało miejsce kilka godzin
temu, uradowany ujrzał Annę. Zdecydowanie ona lepiej to zrobi.
- Wiem, że to nie mój
dom aby o tym decydować, ale widzisz jakie skutki miało unoszenie się przeciwko
Hao… więc albo będziesz posłuszny albo się pożegnamy.
- Zrozum, że on
zabił…- jednak nie dane mu było dokończyć, gdyż weszła mu w słowo medium.
- Twoich rodziców, tak
wiem. Wszyscy o tym wiedzą, ale jesteś już duży więc przestań się użalać na
sobą.- powiedziała to głosem tak beznamiętnym i wyzutym z jakichkolwiek emocji,
że Lyserga bardziej to dotknęło niż jakby krzyczała. Blondynka odwróciła się
plecami do rozmówcy i zaplątała dłonie pod piersiami. – Kiedy Ciebie nie było…-
zaczęła ciszej i już swoim normalnym tonem.- … trochę się zmieniło. Hao… on się
pojawił.
- Coo? I gdzie jest
teraz?!- mówił podniesionym głosem Anglik.
- Na górze. Jednak
zanim coś powiesz musisz wiedzieć, że jest ranny. Na tyle poważnie, że leży
nieprzytomny. – zapanowała cisza w pomieszczeniu. – Musisz w końcu zdecydować
po której stronie stoisz.- dodała na odchodne.
***
Hej wszystkim, myślę że wzbudzi w was ta część sporo emocji. Od rzygania tęczą (wątek romantyczny) po troszkę smutania i niepokoju. Jednak akcja się rozkręca co raz bardziej i nieuchronnie zmierzamy do końca. Nie wiem nawet czy dojdę z notkami do 20. Ale to jeszcze nie teraz, liczę że się podobało i że chcecie wiedzieć co się dalej stanie. Pozdrawiam was i czekam na nowe części na waszych blogach, paaa ;*